Cacko z piórkiem i guziczkiem, czyli co zrobi kobieta, by wyróżnić się z tłumu

archiwum prywatne
Joanna Cwynar nad brzegiem Sprewy z dużą torbą w stylu marynarskim. W środku podszewka w biało-niebieską kratę. Na przodzie aplikacja przedstawiająca kotwice.
Joanna Cwynar nad brzegiem Sprewy z dużą torbą w stylu marynarskim. W środku podszewka w biało-niebieską kratę. Na przodzie aplikacja przedstawiająca kotwice. archiwum prywatne
Z zawodu mikrotechnolog, po godzinach projektuje i szyje artystyczne torebki. Pochodząca ze Zdzieszowic Joanna Cwynar miesiąc temu otworzyła butik Happy Astrid w Berlinie.

W czwartkowy wieczór Joanna, jak co dwa tygodnie, pakowała się na weekendowy wyjazd do Polski, do rodziców. Ku jej zaskoczeniu okazało się, że zepsuł się zamek w podróżnej torbie. Ktoś inny pobiegłby pewnie do najbliższego sklepu po nową torbę. Tymczasem Joanna, niewiele myśląc, wzięła kawałek lnianego materiału, siadła do maszyny i dwie godziny później miała gotowy nowy "weekender". - Rezultat mnie zachwycił. Torba była o wiele lżejsza od poprzedniej, a równie pojemna. No i była jedyna w swoim rodzaju, oryginalnie ozdobiona - mówi dziewczyna.

Joanna, podróżując regularnie samochodem z Berlina do Zdzieszowic, zabiera w drogę skrzykniętych przez internet młodych ludzi. Tak jest raźniej i taniej. Odkąd miała nową torbą, każdemu otwarciu bagażnika towarzyszyły ochy i achy, zwłaszcza współtowarzyszek podróży. Ich zainteresowanie i uznanie popchnęło ją do działania. Tak narodziła się marka "Happy Astrid", którą symbolizuje uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczynka z burzą blond włosów i wpiętą w nie czerwoną kokardą. - Chciałam, żeby wywoływała same pozytywne skojarzenia, przede wszystkim optymizm i radość, których mi nigdy nie brakuje - mówi autorka. - A Astrid to moje ulubione imię. Bardzo chciałam je połączyć ze swoim życiem. Butik to moje dziecko, więc pasowało idealnie.

Torebki Joanny szyte są głównie ze skórki ekologicznej, ale też z materiałów pochodzących z recyklingu. Ideą stało się, by każda była niepowtarzalna, a wręcz dedykowana swojej właścicielce. Ponieważ każda z toreb różni się od innych choćby małym szczegółem, na całym świecie na próżno szukać drugiej takiej samej. Są nie tylko oryginalne. To takie małe dzieła sztuki, które mają wyróżnić z tłumu noszące je kobiety.
I nie tylko kobiety. Kiedy ruszyła strona internetowa firmy, jednym z pierwszych klientów był pewien 35-latek ze Stuttgartu. Zamarzyła mu się podróżna torba, której wyróżnikiem miały być naszywki jego ukochanych zespołów muzycznych i podszewka w deseń... ulubionej koszuli. Ustalenie szczegółów projektu wymagało wymiany ośmiu maili. Pocztą pan przysłał naszywki, a mailem fotkę koszuli z oczekiwaniem, by wnętrze torby było dokładnie takie samo: w niebiesko-biało-czerwoną kratkę. - Co ja się naszukałam tego materiału - mówi Joanna. - Podczas wakacji w Polsce zaglądałam do każdego sklepu, szukałam w Wiedniu i w Niemczech. W końcu na targowisku w Berlinie trafiłam na ostatni metr tkaniny. Właściciel niepowtarzalnej torby nie posiadał się z radości.

- Inspirują mnie tkaniny. Kiedy dotknę materiału, już po chwili mam wizję torebki - mówi projektantka. Jej własna torebka jest z czerwonej ekoskórki, ma brązowe rączki i okienko (jak na podróżną wizytówkę przy walizce) z wizerunkiem Astrid. To co najważniejsze kryje się w środku - na widok limonkowej podszewki w małe zebry trudno się nie uśmiechnąć. I właśnie o to chodzi. Żeby było niekonwencjonalnie, radośnie, z odrobiną (albo i całkiem pokaźną porcją) szaleństwa.

Nie każda kobieta może sobie na szaleństwo pozwolić. Bankowe urzędniczki torebkami, które stanowią uzupełnienie ich stroju do pracy, nie mogą naruszać powagi instytucji finansowej. - Uszyłam kilka torebek dla pań z banku - mówi Joanna. - Na zewnątrz pełna klasyka, czyli elegancka czerń. W środku - sama fantazja, np. biało-czerwona krateczka albo zwierzątka.

Na zwierzątka trzeba polować. Takie tkaniny nie leżą na półkach w pierwszym lepszym sklepie. Szuka się ich w hurtowniach, na bazarach i w second handach. Bywa, że oryginalny materiał pochodzi z podwójnego odzysku, z ubrań po przeróbce. Do zrobienia oryginalnej torby "Sacco" (każda ma swoją nazwę) wykorzystano... stary fartuch znaleziony w szmateksie.

Kiedy do Joanny przychodzi klientka, najpierw ustalają fason i wielkość torebki. Kolejny krok to wybór koloru ekoskóry, do tego dobiera się materiał podszewki, dodatki i zdobienia. Opolska projektantka chętnie sięga po koronki, fragmenty dziergane szydełkiem lub na drutach, wykorzystuje np. serwety. - Projekt realizowany na zamówienie zawsze jest efektem kompromisu pomiędzy oczekiwaniami klientki a moim wyobrażeniem. Nigdy nie zrobiłabym czegoś wbrew sobie. Takiej torebki po prostu bym nie sprzedała - mówi.

Nawet żonie szefa. Szefowie z żonami już odwiedzili jej atelier, zrobili zakupy i bardzo chwalili pomysł. - Myślę, że im się podoba taka odskocznia od codziennej pracy. Tutaj to jest w cenie, podobnie jak każdy przejaw kreatywności - mówi Opolanka.
Mikrotechnolog z duszą artysty

Od 7 lat Joanna Cwynar pracuje w laboratorium jednego z berlińskich instytutów naukowych. Jest mikrotechnologiem, zajmuje się laserami, tranzystorami, robi badania przeprowadzane na płytkach krzemowych, używanych do elektronicznych czipów. Płytka krzemowa, która trafia do Joanny ma 600 mikrometrów (mikrometr to tysięczna część milimetra). Joanna szlifuje ją na grubość 110-120 mikrometrów. Dla porównania włos blondynki ma 70 mikrometrów.

Po maturze w ogólniaku w Gogolinie Joanna wyjechała po dalszą naukę do Berlina. Niemieckiego uczyła się od przedszkola, choć, jak sama teraz przyznaje, jej znajomość języka nie była powalająca. Pojechała do Niemiec w ciemno, nic tam na nią nie czekało przyszykowane, do wszystkiego dochodziła sama. Tak lubi najbardziej. Skończyła szkołę pomaturalną. Uczyła się w popularnym za naszą zachodnią granicą systemie dualnym, polegającym na łączeniu nauki z praktyką. Za naukę płacił przyszły pracodawca - instytut naukowy - gdzie jednocześnie kształciła praktyczne umiejętności.

Do przykładania się do ścisłych przedmiotów zachęcano ją w domu, zwłaszcza tata, sam ścisłowiec, podkreślał znaczenie praktycznego podejścia do życia. W duszy Joanna zawsze jednak była artystką, a talent po prostu miała w rękach. Jako mała dziewczynka pewnego razu chwyciła dratwę i ręcznie uszyła starszemu o osiem lat bratu, plecak do szkoły, a niepotrzebne już dywaniki przerabiała na fikuśne torebki. Kiedy trzy lata temu dostała od mamy maszynę, sama nauczyła się szyć.

Pod koniec listopada Joanna Cwynar otworzyła własne Atelier Happy Astrid i stała się bizneswoman. - Nigdy o tym nie marzyłam. Ten pomysł sam do mnie przyszedł - śmieje się.
Atelier łączy funkcję pracowni-warsztatu, gdzie każdy może się przyglądać, jak Joanna pracuje, oraz butiku. W ofercie są różnego rodzaju torby - od kopertówek po "weekendery", ale też portfele, mufki i produkty dziecięce. Pod choinkę sporo było zamówień dla małych elegantek. Jedna z nich dostała różowe cacko z wielkim sercem na przodzie i wyszytym imieniem właścicielki oraz podszewką w serduszka. Do innej - małej amazonki - trafiła torebeczka z podszewki w koniki. Taka malutka torebka to 2-3 godziny pracy.

Dla dzieci Joanna szyje też fantazyjne kołderki do wózka (ostatnio dla chłopczyka z wzorem w znaczki pocztowe), a dla wszystkich bardzo modne dwustronne szale-tunele, które łączą jednobarwny polar z wesołą bawełną w zabawne wzory.
W Happy Astrid można też dostać fantazyjne kapelusiki. Filcowe kapelusze Joanna kupuje gotowe, ale ozdabia sama - koronkami, tasiemkami, sztucznymi kwiatami, piórkami, a nawet ciekawymi guzikami . - Każdy z nich jest unikatowy. Idealnie zdobi każdą prostą kreację. Osobiście jestem fanką łączenia ich z ubiorem nie tylko na szalone, luźne wypady, ale też poważne uroczystości, np. wesela - mówi projektantka. Nie każdego na to stać (i wcale nie chodzi tu o cenę). Kupują je osoby, które mają lekki dystans do obowiązujących trendów, sporo pewności siebie, odwagi do zabawy, jaką jest moda. Tego samego wymagają też fascynatory - zdobywające coraz większą popularność ozdoby-przypinki do włosów, mocowane przy pomocy opasek lub wsuwek. Np. fascynator Farma Orsona to kapelusik ozdobiony wielką zieloną kokardą, do której przyszyty jest... maleńki kogucik.

Wieść o talencie Opolanki, a zaraz potem zamówienia, najpierw rozchodziły się pocztą pantoflową - przez kolegów z pracy, znajomych znajomych. Od kiedy działa strona internetowa, zainteresowanie jej twórczością rośnie.

Samych torebek uszyła już kilkadziesiąt. Na razie wszystko robi własnoręcznie, ale czuje, że prędzej czy później potrzebne będzie jej wsparcie. Na razie nie myśli o rzuceniu stałej pracy w instytucie, ale już wie, że Happy Astrid nie jest chwilową przygodą. Chciałaby, żeby jej "dziecko" się rozwijało.

W dzielnicy, gdzie otworzyła sklep, sąsiedzi bardzo się ucieszyli, bo to pierwsza tego rodzaju firma w okolicy. Dużo ludzi pyta o wyroby z prawdziwej skóry. Jeśli się za to weźmie, to będzie szyć ręcznie, z szacunkiem dla materiału i klienta.

Torebki Joanny można kupić w opolskiej "Mandali". Polki są bardziej konserwatywne niż Niemki czy Austriaczki i wolą stonowane wzory, ale młode kobiety też lubią poszaleć. Specjalnie dla jednej z opolanek została uszyta ogromna (60X70 cm) i niezwykle pojemna torba "Muse", której przód stanowi deseczka ozdobiona decupagem (nuty). Młoda mama zamówiła "torbę mieszczącą wszystko" (kto wychodził z niemowlakiem na spacer, wie o co chodzi).

W ramach współpracy z Katarzyną Kubalką, właścicielką "Mandali", do Happy Astrid w Berlinie trafia rękodzieło opolskich artystów. Od twórcy z Poznania Joanna sprowadza biżuterię artystyczną. - Jest kolorowa, nowoczesna, wesoła - mówi Opolanka. - Staram się, by cała oferta mojego atelier była stylistycznie spójna.

Pasuje do niej porcelana Agnieszki Pyki z Górażdży. Ta absolwentka Instytutu Sztuki na Uniwersytecie Opolskim ręcznie maluje talerzyki i filiżanki w kwietne wzory
charakterystyczne dla Śląska Opolskiego. Jej ręcznie zdobione bombki choinkowe zrobiły w Berlinie furorę przed świętami. - Jestem dumna, że promuję w ten sposób polski design. Berlin to miasto artystów, konkurencja tu jest trudna. Cieszę się, że dzięki mojemu atelier Niemcy mogą poznać młodych kreatywnych polskich projektantów - mówi Joanna Cwynar.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska