17-latka z Opola uczy się w elitarnej szkole we Fryburgu

Redakcja
Opolanka podczas pracy na planie filmowym.
Opolanka podczas pracy na planie filmowym. Archiwum prywatne
17-letnia Ewa Szyszka z Opola jest stypendystką międzynarodowej szkoły United World Colleges we Fryburgu. Dostała się też do szkoły letniej na elitarnym Uniwersytecie Princeton. Kujon? Wręcz przeciwnie!

Ewa Szyszka z Opola jest stypendystką międzynarodowej szkoły United World Colleges we Fryburgu. Dostała się też do szkoły letniej na elitarnym Uniwersytecie Prince-ton. Kujon? Wręcz przeciwnie!

Polscy gimnazjaliści dopiero co skończyli egzaminacyjny maraton, maturzyści właśnie go zaczną. W tej atmosferze testowego napięcia, nerwowego powtarzania dat, wzorów, regułek warto poznać, jak wygląda proces nauczania gdzie indziej. Ewa wie o tym sporo.

- Tu nie ma mowy o testach typu A, B, C, D… Pytania otwarte dominują także w ścisłych przedmiotach - jak matematyka, chemia czy fizyka - mówi młoda opolanka. - Nie ma tu tzw. pamięciówki, a podręcznik wcale nie jest najważniejszy w całym tym systemie.
Bo tego co twórcze nie da się zamknąć w teście typu prawda/fałsz.

Mama Ewy, Magdalena Szyszka przyznaje: - Ewa zawsze dobrze się uczyła, ale nie mogę powiedzieć, że była superprymusem. Jedne przedmioty szły jej lepiej, inne - po prostu dobrze, choć na testach gimnazjalnych wypadła rewelacyjnie. Za to zawsze chciała robić coś własnego, twórczego, co wykracza poza programowe ramy.

Dziewczyna miała szczęście do szkół: uczyła się w gimnazjum w szkole TAK, które stawia na indywidualizm, potem w opolskim liceum nr III, gdzie dostała się do jednej z najlepszych klas, z której 21 uczniów to laureaci konkursów przedmiotowych - dodaje mama.
Ewa już w szkole TAK nakręciła film, skomponowała do niego muzykę oraz wykonała ją na fortepianie. To była krótka opowieść, w kilku odsłonach, poświęcona bezdomności. Rok temu jednak zabłysnęła już zupełnie inną, krótkometrażową, etiudą "Feliks". Film opowiada, jak za sprawą z pozoru banalnego konkursu fotograficznego oraz rad od przypadkowo spotkanej osoby młoda, początkująca fotografka znajduje temat na niezwykłą sesję fotograficzną z niewidomym pianistą Feliksem, z którym potem się zaprzyjaźnia. Scenariusz i reżyseria, pomysł i klimat etiudy wskazują, że to coś więcej niż zwykła szkolna wprawka filmowa.

- Kto nauczył mnie, że nauka nie polega tylko i wyłącznie na przyswajaniu wiedzy podawanej na lekcjach i w podręcznikach? - zastanawia się opolanka. - Myślę, że najwięcej inspiracji czerpałam z lekcji historii i z opowieści nauczyciela tego przedmiotu, Bartłomieja Janickiego, który niedawno dołączył do prestiżowej grupy Superbelfrzy RP. On każdy temat lekcji zamieniał w opowieść przygodową, pełną zwrotów akcji. Chyba za jego sprawą pokochałam historię, szczególnie tę międzynarodową i zaczęłam marzyć, aby samej tworzyć takie pasjonujące opowieści, choćby filmowe dokumenty historyczne.

Dziś Ewa, pytana o plany na przyszłość i na jakie chce iść studia, odpowiada niemal jednym tchem: stosunki międzynarodowe, reżyseria filmowa, medioznawstwo… I każdy z tych kierunków (i wiele, wiele innych) jest w jej zasięgu. Ewa już teraz uczy się w międzynarodowej szkole UWC Robert Bosch College we Fryburgu w Niemczech, należącej do Szkół Zjednoczonego Świata (United World Colleges - UWC), do której dostała się dzięki stypendium Towarzystwa Szkół Zjednoczonego Świata im. prof. Pawła Czartoryskiego, przyznanego na lata 2014-2016. W ubiegłym roku na całą Polskę takie stypendia przyznano jedynie 8 uczniom, w tym opolance. Do obecnej szkoły Ewy chodzi 104 uczniów z 71 krajów.

Nauka na różne sposoby

- Uczymy się tu inaczej niż w Polsce - przyznaje stypendystka z Opola. - Nie ma mowy o zakuwaniu.

Każdy uczeń codziennie bierze udział w zajęciach z trzech bloków przedmiotowych. Każdy blok trwa dwie godziny zegarowe. Przedmioty tworzące blok to matematyka, ekonomia, angielski, francuski, biologia, historia.

- Poza tym każdy z nas musi chodzić na zajęcia z wychowania fizycznego, dodatkowe zajęcia sportowe, realizować własne indywidualne projekty, no i brać udział w działaniach wolontariatu. Wolontariat jest bardzo ważną częścią edukacji - opowiada Ewa, która prowadzi zajęcia z dziećmi emigrantów. Wśród jej podopiecznych są dzieci wywodzące się z różnych krajów i kręgów kulturowych.

- Opiekuję się dziećmi litewskimi, tureckimi, rosyjskimi, afgańskimi. Obserwuję - jak w odróżnieniu od świata dorosłych - dzieci nie są wobec siebie nieufne, chętnie zaprzyjaźniają się - opowiada. - Choć i wśród nich widać pewne różnice kulturowe. Dzieci niemieckie np. traktują święta Bożego Narodzenia bardzo komercyjnie, a pozostałe dzieci, nawet bez względu na wyznanie - spirytualnie, duchowo. Są dzieci emigrantów, które starają się całkowicie zasymilować ze społeczeństwem niemieckim, a są i takie, które ze swoją rodziną kultywują własną kulturę, tradycję. To bardzo ciekawe obserwacje.

Jak uczyć się historii naszpikowanej datami? Ano poprzez symulacje wydarzeń historycznych, którym dana lekcja jest poświęcona. - Dla przykładu: gdy uczyliśmy się o Kongresie Wiedeńskim, zrobiliśmy na lekcji historii coś na kształt teatru historycznego, poszczególni uczniowie odgrywali role w delegacjach różnych krajów, uczestnicząc zarówno w negocjacjach nad podziałem geopolitycznym Europy po 1815 roku, jak i w balach towarzyszących kongresowi… - mówi Ewa.

Po takiej lekcji nikt nie musi zakuwać na pamięć: co, gdzie, kiedy i o co chodziło na tym kongresie.

Zdobywają szczyty

W Polsce bardzo często bagatelizuje się lekcje WF, zwalnianie z nich dzieci pod byle pozorem - to plaga, do walki z którą zaprzęgnięto gwiazdy sportu oraz ministerialne programy propagandowe. W Niemczech nie ma takiej potrzeby.

- Zajęcia sportowe w znacznej części odbywają się na świeżym powietrzu, trzeba tylko być ubranym stosownie do aury - opowiada Ewa. - Szkoła znajduje się w terenie górzystym, więc można powiedzieć, że na wuefach zdobywamy szczyty! Jeździmy na rowerach górskich, biegamy.

Tu kształcenie podporządkowane jest praktycznym i pożytecznym - także dla otoczenia - celom. Reguła owa dotyczy również lekcji wychowania fizycznego.

- Więc zdarzyło się nam mieć też zajęcia z "szuflowania". Co to znaczy? Otóż mamy tu też górską rzeczkę, była dość brudna, trzeba było oczyścić jej dno, więc złapaliśmy za łopaty i dwie godziny szuflowaliśmy nimi - mówi opolanka. - Poza zajęciami z wuefu mamy też dwa razy w tygodniu inne zajęcia sportowe, najczęściej gimnastyczne, prowadzone przez uczniów w ramach realizowania ich własnych projektów.

Każdy jest inny

Indywidualne projekty - temu poświęcona jest znaczna część nauki. Bo - jak wyjaśnia opolanka - najważniejszą kwestią w procesie edukacji jest rozwój własnej kreatywności. Pomysły bywają czasem nie z tej ziemi: uczniowie o zainteresowaniach ekonomicznych ratują światowe koncerny przed plajtą, ekolodzy - wyhamowują niekorzystne zmiany klimatu, a politolodzy - rządzą światem, a przynajmniej debatują nad tegoż świata przyszłością. Ewa, jako że myśli m.in. o politologii, uczestniczy w projekcie modelowych obrad ONZ.

- To nie była dla mnie wielka nowina, bo w czymś takim brałam udział już w Polsce - zaznacza.
Na poszczególnych obradach ONZ Ewa reprezentuje zwykle stanowisko wybranego kraju. Była już przedstawicielką Japonii w dyskusji na temat rozwoju prostytucji w Kraju Kwitnącej Wiśni oraz Chin w ostrej debacie o zanieczyszczeniu środowiska.

- Debata o prostytucji w Japonii i o seksturystyce do tego kraju była dla mnie szczególnie trudna, ale i pouczająca - mówi Ewa. - Przy okazji studiów nad tematem zrozumiałam, jak bardzo my - Europejczycy - trywializujemy pojęcie i postać gejszy, nie rozumiemy jej znaczenia w japońskiej kulturze.

Uczniowie dzielą między siebie tematy tak, aby każdy mógł zaprezentować swoje poglądy i naświetlić problem z własnej perspektywy.

Co dalej?

Ewa w tym roku złożyła aplikację do organizacji JSA, która organizuje szkoły letnie na Uniwersytecie Princeton i po przejściu przez gęste "sito" rekrutacyjne została wybrana do uczestnictwa w szkole. Wybiera się do USA w lipcu. Uczestnictwo w tym wydarzeniu jest dla Ewy ogromnym wyróżnieniem i stanowi pierwszy krok w dostaniu się na wymarzoną uczelnię wyższą, na kierunek PPE (Politics, Philosophy and Economics).

Uniwersytet Princeton - to marka sama w sobie, należy do Ligi Bluszczowej ("Ivy League") i jest jednym z 3 najlepszych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych, a udział w letniej szkole jest traktowany jako znaczące osiągnięcie, co ogromnie zwiększa szanse Ewy w przyszłym roku przy staraniu się o przyjęcie na studia. Zakwalifikowanie Ewy na ten kurs jest już sukcesem, ponieważ jej aplikacja była oceniania przez komisję i przeszła przez sito weryfikacyjne biorące pod uwagę napisane przez Ewę teksty argumentacyjne nt. wybranych problemów globalnych, jej osiągnięcia szkolne, poziom znajomości języka angielskiego oraz opinie i rekomendacje wystawione przez nauczycieli.

Czesne w tej szkole wynosi 4950 USD, a ponieważ Ewa nie jest obywatelką Stanów Zjednoczonych - nie przysługuje jej stypendium. Obecnie utrzymuje się właśnie ze stypendium oraz z drobnego kieszonkowego, jakie otrzymuje od rodziców z Polski.
W Stanach musi już liczyć tylko na siebie. Opolanka nie poddaje się - założyła stronę, na której zamieściła po angielsku informacje o sobie i poprzez którą zbiera fundusze na udział w szkole: https://fundraise.jsa.org/fundraise?fcid=413354. Pieniądze idą na konto Ewy w organizacji JSA w Stanach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska