Michał Tokarzewski-Karaszewicz charyzmatyczny generał

Stanisław S. Nicieja
Michał Tokarzewski w czasie odsieczy Lwowa w 1918 roku.
Michał Tokarzewski w czasie odsieczy Lwowa w 1918 roku. Ze zb. Daniela Bargiełowskiego z Warszawy
Z Drohobyczem związane są biografie dwóch generałów – Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza i Stanisława Maczka, którzy wpisali się wyraziście w dzieje oręża polskiego w pierwszej połowie XX wieku. Obaj byli charyzmatycznymi, wybitnymi dowódcami wojskowymi, dystansującymi wyraźnie swymi talentami i wykształceniem wielu polskich generałów, których namnożyło się w okresie II Rzeczypospolitej.

Polska generalicja lat międzywojennych zdominowana była przez przeciętniactwo. Miała w sobie imponujący ładunek patriotyzmu, ale częstokroć marne wykształcenie, nieuzasadnione szybkie awanse natury politycznej i wiele bufonady, za którą przyszło jej w czasie wojny zapłacić straszliwą cenę klęski, upokorzenia, wstydu, a niejednokrotnie utraty życia. W liczącej kilkaset osób grupie generałów i wyższych oficerów zdobywających szlify oraz walczących w wojsku polskim w pierwszej połowie XX wieku wymienieni wyżej dwaj drohobyczanie zasłużyli na wysokie uznanie. Mają trwałe, niekoniunkturalne miejsce w panteonie narodowej chwały. Ich biografie obrosły legendą – może nie tak mocną jak generałów Władysława Andersa czy Władysława Sikorskiego, ale nie mniej atrakcyjną.

Michał Tokarzewski-Karaszewicz

Michał Tokarzewski-Karaszewicz (1892-1964), mimo że był z przekonania socjalistą, próbował dowieść, że posiadał korzenie książęce sięgające kniaziów Rurykowiczów i książąt litewskich. Zachowała się nawet jego wizytówka w języku niemieckim, na której polecił napisać: „Fürst von Tokary Tokarzewski-Karaszewicz” (Książę z Tokar Tokarzewski-Karaszewicz). Nosił też na palcu pierścień z herbem Trąby (jakim pieczętowali się Radziwiłłowie), bo ponoć w średniowieczu Karaszewiczowie byli spokrewnieni z Radziwiłłami. Nie należy brać tych supozycji zbyt poważnie, choć można się dziwić tym snobistycznym zapędom poważnego generała i polityka. Osobiście traktuję to jako swoisty dowcip, podobny do wypowiedzianego przez Lecha Wałęsę w jednym z wywiadów, iż wywodzi się z francuskiej rodziny Walezjuszy.

Generał na pewno wywodził się ze starej podolskiej rodziny szlacheckiej – Tokarzewskich. Według metryk jego ojcem był urodzony w Busku Bolesław Wincenty Tokarzewski (1861-?) – adiunkt podatkowy, urzędnik Namiestnictwa we Lwowie, a matką Austriaczka z pochodzenia Helena Lerch von Lerchefeld (1866-1913?) – córka Kornela Lercha, zarządcy salinami w Drohobyczu. Ślub odbył się 25 czerwca 1887 roku w drohobyckiej farze. Rok później urodziło się Tokarzewskim pierwsze dziecko, płci żeńskiej, które zmarło przy porodzie. Kiedy więc cztery lata później Helena Tokarzewska spodziewała się drugiego dziecka, mąż przewiózł ją do Lwowa, gdzie w klinice położniczej ordynował jego przyjaciel dr Kazimierz Bocheński. Tam też, w kamienicy przy ulicy Wałowej 14, urodził się 21 grudnia 1892 roku przyszły generał. Jego chrzest odbył się kilka miesięcy później – 4 kwietnia 1893 roku – w drohobyckim kościele.

Wiele wskazuje na to, że już wówczas małżeństwo Tokarzewskich wisiało na włosku, bo tuż po chrzcinach ojciec Michała dosłownie zapadł się pod ziemię. Nagle zniknął i nigdy więcej nikt go nie widział ani w Drohobyczu, ani we Lwowie. Podobno wyjechał, a zdaniem niektórych uciekł do Ameryki. Temu tajemniczemu zniknięciu Bolesława Tokarzewskiego poczęła w Drohobyczu towarzyszyć uporczywa plotka, że prawdziwym ojcem Michała był drohobycki ksiądz Jan Szałayko – dobry znajomy Heleny Tokarzewskiej, który też osobiście ochrzcił Michała.
Po zniknięciu męża Helena Tokarzewska zamieszkała przy ulicy Zielonej (obecnie Iwana Franki) 29 w Drohobyczu, w domu swego szwagra (męża siostry) – Antoniego Ogniewskiego, nauczyciela gimnazjalnego. To właśnie w tym gościnnym domu wuja Michał Tokarzewski wyrastał pod opieką jeszcze dwóch ciotek, starych panien. Był młodzieńcem rzutkim i pogodnym. Swoje lata chłopięce w Drohobyczu wspominał zawsze z sentymentem i rozrzewnieniem. Podobnie jak jego młodszy kolega gimnazjalny, poeta Juliusz Witkower w wierszu:

Oto jest moja pierwsza ojczyzna
miasto barwnego dzieciństwa
miasto które zachowałem czule
jak markę drogocenną
w dziecinnym albumie.

Michał Tokarzewski-Karaszewicz uczęszczał do słynnego gimnazjum im. Franciszka Józefa w Drohobyczu w latach 1903-1911. Dzięki Danielowi Bargiełowskiemu, autorowi erudycyjnej, trzytomowej (obszernej, liczącej w sumie około 2400 stron) biografii generała pt. „Po trzykroć pierwszy” (Warszawa 2000-2002), znamy szczegółowo jego lata drohobyckie. Wiemy, że patriotyzmu uczył się – jak wielu jego szkolnych kolegów – na lekturach Sienkiewicza, Kraszewskiego i Miłkowskiego, na obrazach Grottgera i Matejki oraz „Panoramie racławickiej” Styki i Kossaka. Znamy też nazwiska gimnazjalistów, którzy razem z nim otrzymali w roku 1911 świadectwo maturalne. 70% kolegów w klasie stanowili Żydzi. Większość z nich w czasie okupacji hitlerowskiej z gwiazdą Dawida na rękawie poszła na zagładę i nikt już nie ustali nawet, gdzie są ich popioły.
Gimnazjalista Michał Tokarzewski-Karaszewicz jak wielu jego kolegów z tamtej epoki uległ idei socjalizmu. Był to czas fascynacji tą ideologią. Często słyszał bon mot: „Kto w młodości nie był socjalistą, ten na starość będzie łajdakiem”. Świat niesprawiedliwości społecznej, którą widział na co dzień w Drohobyczu i pobliskim Borysławiu, gdzie rodziły się fortuny właścicieli szybów naftowych i gdzie życie biednych łebaków bądź wiertaczy pracujących przy tych szybach niewiele znaczyło, sprzyjał ideologii, która głosiła równość społeczną. Dlatego związał się z Polską Partią Socjalno-Demokratyczną. Poznał jej liderów (m.in. Ignacego Daszyńskiego i Hermana Liebermana) oraz przywódców Polskiej Partii Socjalistycznej-Frakcji Rewolucyjnej z Józefem Piłsudskim na czele i wstąpił do Związku Strzeleckiego w Drohobyczu. Szybko dostrzeżono jego zdolności organizacyjne i powierzono mu stanowisko komendanta, czyli właściwie organizatora całej pracy wojskowej, którą Związek Strzelecki realizował w zagłębiu naftowym.

Będąc komendantem obwodu drohobyckiego, prowadził szkolenia strzelców również w Borysławiu, Stebniku i Truskawcu.

Nasilała się wówczas walka klasowa i na zbiórkach jego strzelcy śpiewali:
Krzywda społecznej niedoli
Stosunków naszych osnową –
Wyrwiemy Polskę z niewoli
Stworzymy Polskę ludową.

Po zdaniu egzaminu oficerskiego przed samym Piłsudskim został powołany do grona instruktorskiego tak znaczących później postaci legionowych jak Edward Rydz-Śmigły, Tadeusz Furgalski czy Józef Kordian-Zamorski. Te przyjaźnie wyniosą go później wysoko w polskiej hierarchii wojskowej. Na licznych zdjęciach z czasów legionowych występuje często w towarzystwie m.in. Józefa Piłsudskiego czy Kazimierza Sosnkowskiego. Na słynnym (wykonanym w Zakopanem) zdjęciu kompanii strzelców, którą prowadzi Józef Piłsudski z Kazimierzem Sosnkowskim, Tokarzewski-Karaszewicz kroczy jako czwarty. To z tego grona wyrośnie słynna I Brygada Legionów oraz czołowi politycy i wojskowi, którzy będą rządzić odrodzoną Polską – II Rzeczpospolitą.
Ten świat młodzieńczej fascynacji ruchem strzeleckim, ideami równości i patriotyzmu wprowadzi przyszłego generała na karty podręczników historii państwa polskiego. W wieku 32 lat zostanie jednym z najmłodszych polskich generałów. Nie miejsce tu, aby przedstawić dokładny życiorys Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza (zrobił to w sposób perfekcyjny w trzytomowym dziele jego biograf Daniel Bargiełowski). Nie sposób jednak nie wymienić jego trzech najważniejszych stanowisk: dowódcy zwycięskiej odsieczy Lwowa w listopadzie 1918 roku, komendanta Związku Walki Zbrojnej w czasie okupacji sowieckiej we Lwowie i dowódcy 6. Dywizji Piechoty „Lwów”.

W aureoli obrońcy Lwowa

Te trzy wymienione wyżej najważniejsze funkcje, które pełnił, wiążą się ze Lwowem – miastem jego urodzenia. Wdzięczność lwowian zaskarbił sobie przede wszystkim jako dowódca odsieczy, która 22 listopada 1918 roku odbiła miasto z rąk ukraińskich i przypieczętowała zwycięstwo Orląt Lwowskich, które weszło później do narodowej legendy. Był to jeden z wielkich, tak rzadkich sukcesów militarnych Polski. Dzięki temu zwycięstwu Lwów mógł być jeszcze przez 20 lat (1919-1939) miastem polskim, a ci, którzy zginęli w jego obronie w listopadzie 1918 roku, spoczęli w Panteonie Orląt na słynnym polskim cmentarzu na Łyczakowie

Skrupulatne badania wykazały, że Michał Tokarzewski-Karaszewicz, podejmując szybko akcję odsieczową, zdecydował się na nią samodzielnie i naraził się u swych przełożonych (u gen. Bolesława Roi) nawet na zarzut niesubordynacji. Gdy jednak odsiecz zakończyła się powodzeniem i zaskoczeni Ukraińcy niespodziewanie szybko wycofali się ze Lwowa, jego sukces próbowali zawłaszczyć sobie inni. Tak to często bywa, że klęska jest sierotą, a sukces ma wielu ojców. A w Polsce dodatkowo nakłada się na to wyjątkowa kłótliwość. I tak było w tym przypadku.

Tokarzewski ruszył na odsiecz Lwowa, słysząc dobiegające stamtąd wołania Orląt: „Giniemy!”. Zrobił to na własną rękę i w odpowiednim momencie. Świadkowie tych wydarzeń nie znajdowali słów, aby wyrazić radość z wyparcia Ukraińców z miasta. Lwów upił się, rozszalał jakąś jasną, słoneczną radością – czytamy w jednym ze wspomnień. Tak rodziła się legenda obrony Lwowa w listopadzie 1918 roku.

Ale od pierwszych dni po zwycięskiej odsieczy Lwowa próbowano Tokarzewskiego usunąć w cień. Ujawniło się „polskie piekiełko”. Gen. Bolesław Roja ani słowem nie wspomniał o zasługach Tokarzewskiego, a splendory starał się przenieść na kpt. Czesława Mączyńskiego, którego awansował o dwa stopnie. Więcej: próbowano zrzucić na Tokarzewskiego odpowiedzialność za pogrom Żydów lwowskich, który miał miejsce tuż po euforii z powodu uwolnienia miasta z rąk ukraińskich. To skandaliczne zachowanie mętów miejskich, którzy w pierwszych godzinach po zwycięstwie rabowali sklepy żydowskie i zabijali ich właścicieli, położyło się ponurym cieniem na pięknej legendzie Orląt Lwowskich i walki o polskość Lwowa. Andrzej Kuśniewicz w jednym z wierszy tak skomentował ten fakt:

Ranek zwycięstwa
ostry jak metal,
chorągwi w metalu szum.
Ruszył
na domy getta
upojony, zwycięski tłum.

Tokarzewski nie miał z tym nic wspólnego. Opieszałość reakcji wojska polskiego na widok mordów na żydowskiej ludności cywilnej spada głównie na gen. Bolesława Roję, który był w tym czasie komendantem wojskowym Lwowa. On to za wolno zareagował, aby poskromić bandytów, i w świat poszła wiadomość o polskim antysemityzmie, obciążającym w sposób uproszczony całą polską społeczność Lwowa. Obecnie, po gruntownych badaniach historycznych, możemy stwierdzić, że drohobyczanin Michał Tokarzewski-Karaszewicz ma nieskazitelną i trwałą zasługę w legendzie obrony Lwowa w listopadzie 1918 roku.

Romans z teozofią

Warto pamiętać, że gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz był rzadkim oryginałem nie tylko na tle polskiej generalicji w II Rzeczpospolitej. Zafascynowany od czasów uniwersyteckich ezoteryzmem (wiedzą dla wybrańców), teozofią i wolnomularstwem przeszedł po uzyskaniu przez Polskę niepodległości zadziwiającą metamorfozę światopoglądową. Przystąpił do masonerii i osiągnął w niej duży stopień wtajemniczenia. Fascynacja teozofią wpłynęła na jego religijność. Stał się nie tylko wyznawcą, ale i kapłanem w kościele liberalno-katolickim, a niektórzy uważali go nawet za biskupa.

Kościół liberalnokatolicki, związany z teozofią, szanując chrześcijańskie rytuały (chrzest, eucharystię, sakramenty ślubu i śmierci), pozwalał na rozwody, kapłaństwo kobiet i małżeństwa duchownych. W kościele tym Tokarzewski osiągnął wysoką pozycję. Krążyły na ten temat legendy. Wiesław Wohnout (twierdzący, że Tokarzewski był w tym kościele biskupem) opisał scenę, jakiej był świadkiem na dworcu w Poznaniu. Generał był tam podobno żegnany przez tłum rozentuzjazmowanych teozofek, które oddając cześć „przystojnemu biskupowi”, całowały magiczny kamień na jego pierścieniu.

Inspirator wileńskiego pomnika Mickiewicza

Gen. Tokarzewski często mówił o swoich wizjach. Pod ich wpływem był przez pewien czas malarz i rzeźbiarz Zbigniew Pronaszko, który po rozmowach z generałem, w tym czasie dowódcą 19. Dywizji Piechoty w Wilnie, stworzył projekt monumentalnego pomnika Adama Mickiewicza.

Był rok 1923 i zbliżała się właśnie setna rocznica procesu filaretów i wywiezienia Mickiewicza z Wilna do Rosji. W kręgach wojskowych, związanych mocno z marszałkiem Piłsudskim, zawiązał się komitet budowy pomnika Mickiewicza w Wilnie. Wielką aktywność w tym komitecie przejawiał właśnie Tokarzewski, dyskutując namiętnie z 30-letnim wówczas Zbigniewem Pronaszką – awangardowym rzeźbiarzem.

Są poszlaki wskazujące, że Tokarzewski miał wpływ na formę i kształt stworzonego przez Pronaszkę projektu pomnika o 12,5-metrowej wysokości (4 piętra). Monument ten miał być odlany z żelbetu i przedstawiać wieszcza kroczącego przez jeden z głównych placów Wilna. Pronaszko nadał postaci poety formę surową, z ostro łamanymi draperiami ubioru. Rzeźba niosła w sobie majestat słowiańskiego bóstwa. Miał jej towarzyszyć cytat z wiersza Słowackiego: Ty... jak bóg litewski z ciemnego sosen wstałeś uroczyska.

Futurystyczny projekt pomnika wieszcza wywołał w konserwatywnym społeczeństwie wileńskim ostry protest. Przez łamy prasowe przeszła lawina inwektyw, kpin i szyderstw. Odrzucono myśl, aby ten gigantyczny monument Mickiewicza-Pielgrzyma stanął na centralnym placu w Wilnie. Wtedy to wojskowi, a głównie generałowie Tokarzewski i Berbecki, postanowili wznieść ten pomnik na terenie koszar I Pułku Artylerii Polnej nad brzegami Wilii. Nie mając dostatecznych finansów, wojskowi zrealizowali uproszczoną wersję pomnika: stalową konstrukcję obudowali deskami obitymi blachą. Postać poety stała stopami na ziemi, bez cokołu. Na jego odsłonięcie przybył z Sulejówka sam marszałek Józef Piłsudski. Odsłonił monument przy salwach armatnich i powiewających na wietrze sztandarach pułków.

Widok na 12,5-metrowej wysokości pomnik z przeciwległego brzegu Wilii był imponujący. W zimowe dni – czytamy w jednej z relacji – pokryta lekkim szronem, w zmierzchającym świetle popołudnia, twarz poety, w aureoli bujnych włosów, sprawiała ogromne wrażenie. Nie milkły jednak spory wokół jego kształtu i lokalizacji. Zwolennicy pomnika wytykali krytykom ciemnotę i zacofanie. W ripoście słyszeli m.in. taką opinię: „pomnik jak upiór, stojący nad Wilią, zbity z desek, przed którym baby na targ jadące żegnają się strachem zdjęte”. Zdegustowany kontrowersjami wokół swego dzieła Zbigniew Pronaszko, mimo podtrzymywania go na duchu przez gen. Tokarzewskiego, opuścił Wilno i wrócił do Krakowa. Pomnik nie przetrwał do naszych czasów – w 1939 roku, rażony piorunem, rozpadł się i spłynął Wilią.

Gen. Tokarzewski był często duszą towarzystwa w różnych środowiskach w Polsce, bo warto pamiętać, że wielokrotnie zmieniał garnizony, w których był dowódcą, m.in. w Kaliszu, Grodnie czy Lwowie. Miał też niezwykłe powodzenie u kobiet. Gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz zmarł nagle 22 maja 1964 roku w Casablance w Maroku. Pochowano go na cmentarzu Brompton w Londynie, a we wrześniu 1992 roku jego prochy – ku zaskoczeniu londyńskiej Polonii – przewieziono na cmentarz Powązkowski w Warszawie i złożono w kwaterze komendantów głównych AK.

Książka
Na półki księgarskie trafia właśnie kolejny, VI tom „Kresowej Atlantydy” prof. Stanisława Sławomira Niciei – wielkiego projektu autorskiego, w którym rektor Uniwersytetu Opolskiego zamierza przedstawić historię i mitologię 200 miast mocno wpisanych w dzieje Polski, ale straconych w wyniku zmian granic naszego państwa w 1945 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska