Max Glauer, królewski fotograf rejencyjnego miasta Oppeln i okolic

Artur  Janowski
Artur Janowski
Stawek Zamkowy w Opolu, po którym w latach 20. XX wieku można było pływać łódką. Zachował się tylko Dom Lodowy, stawek stał się fontanną.
Stawek Zamkowy w Opolu, po którym w latach 20. XX wieku można było pływać łódką. Zachował się tylko Dom Lodowy, stawek stał się fontanną. Zbiory Bogusława Szybkowskiego
Max Glauer to najwybitniejszy przedwojenny fotograf z Opola. Wciąż wiemy o nim bardzo mało i to do tego stopnia, że pojawiają się różne daty nie tylko otwarcia pracowni w centrum miasta, ale nawet śmierci.

Umarł niemal dokładnie 80 lat temu, czyli 25 sierpnia 1935 roku. Rocznica śmierci stała się pretekstem do pokazania aż 70 zdjęć Glauera w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej, a także dyskusji na temat tego, jak i czy pamiętamy niezwykłego opolanina.

- Często jako datę śmierci podaje się 27 sierpnia, a tymczasem ja i dr Maciej Borkowski jesteśmy przekonani, że doszło do tego dwa dni wcześniej – opowiada Bogusław Szybkowski, kolekcjoner i wydawca, który zdecydował się pokazać część swoich zbiorów opolanom.

Wciąż można się spotkać również z informacją, że Glauer otworzył atelier w 1894 rok. Tymczasem Szybkowski jest przekonany, że było to rok wcześniej, m.in. dlatego, że w 1933 r. fotograf obchodził 40-lecie swojej pracy zawodowej.

- Niemcy byli bardzo dokładni, pomyłki w rocznicy nie mogli popełnić – ocenia Szybkowski.
Zaczynał bardzo skromnie

Gdy Max Glauer otworzył skromne atelier w kamienicy przy obecnej ulicy Krakowskiej 34 (potem w numerze domu doszła literka a), pewnie sam nie przypuszczał, że zrobi taką karierę. Przyszły królewski fotograf wybrał Opole nieprzypadkowo. Miał 26 lat i dopiero zaczynał pracę w zawodzie. W jego rodzinnym Breslau (Wrocławiu) fotografów nie brakowało, a w Oppeln - rejencyjnej stolicy - było ledwie dwóch. Tymczasem pojawienie się nowych technik ułatwiających wykonywanie zdjęć i ich obróbkę spowodowało, że fotografia rozkwitała. Urodzony we Wrocławiu Max Glauer zawodu uczył się od 16. roku życia, ale jedną z jego licznych pasji było malarstwo.

- Myślę, że to miało wpływ na wyjątkowość jego zdjęć. Widział więcej niż inni, nie był rzemieślnikiem - opowiada Urszula Zajączkowska, dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego.

- Po mistrzowsku opanował nie tylko technikę, ale też to, co w fotografii jest najważniejsze – genialne wyczucie światła i nieuchwytną dla wielu więź z fotografowanym człowiekiem - dodaje Bogusław Szybkowski.

Opolski fotograf szybko zdobył opinię znakomitego portrecisty. W czym tkwiła jego przewaga nad innymi? Niemiecki pisarz Willibald Kochler opisywał już po II wojnie światowej, że fotograf długo rozmawiał z klientami. Tak długo, aż fotografowany zapominał, że siedzi przed obiektywem. Stąd unikatowe zdjęcia - portrety.
Urszula Zajączkowska uważa jednak, że wcale nie dzięki zdjęciom portretowym Max Glauer stał się sławny.

- Podróżował po Górnym Śląsku, najpierw rowerem, a potem samochodem - opowiada dyrektor muzeum. - Dokumentował miasta, wsie, krajobrazy. Miał taki zmysł, że często łapał w kadr ludzi czy miejsca, które właśnie odchodziły w przeszłość. Ocalił do zapomnienia sporo dawnego Śląska i samego Opola.

To dzięki Glauerowi wiemy np., jak wyglądała stacja sanitarna utworzona na obrzeżach miasta podczas I wojny światowej w pobliżu obecnego dworca Opole Wschodnie, między obecną ul. Oleską a Orląt Lwowskich. Stacja - służąca jako lecznica żołnierzy - zajmowała aż 18 hektarów. Po wojnie wszystkie obiekty zlikwidowano, a zdjęcia Glauera stały się jedynym jej dokumentem. Dzięki nim mamy pojęcie, jak wyglądało i jak funkcjonowało to miejsce - dodaje dyrektor Zajączkowska.

Dzięki zdjęciom opolanina wiemy również, jak wyglądali dawni Ślązacy w tradycyjnych strojach przychodzący w okresie międzywojennym na msze w języku polskim, odbywające się w kościółku na placu św. Sebastiana w Opolu. Co ciekawe, choć obecnie już mało kto o tym pamięta - fotografie wykorzystano potem w słynnej polskiej książce Stanisława Wasylewskiego „Na Śląsku Opolskim”.

- Portrety wykonane przez Maxa Glauera bliższe są trendom „nowej rzeczowości” Augusta Sandera i nie mają nic wspólnego z beznamiętnymi wyrazami twarzy, tak częstymi na zdjęciach z innych atelier – opowiada Bogusław Szybkowski. - Wspaniale fotografował dzieci, ujęte na zdjęciach w sposób naturalny, „nie na siłę”, z wielkim wyczuciem chwili. Zdjęcia te bardziej przypominają reportaż niż drętwe, studyjne, klasyczne portrety. Glauer doskonale wykorzystywał światło zastane, rzadko doświetlał wnętrza magnezją. Najlepsze fotografie umieszczane na reklamowych pocztówkach przez właścicieli kawiarni, restauracji czy hoteli w Opolu to właśnie te wykonywane przez Glauera. Na pewno stosował metodę Menthiego – heliobrom, naświetlał na światła i cienie, wycinał i stosował szablony przy wywoływaniu.
Z podróżami fotografa wiąże się też pewna niecodzienna historia. Gdy w Prudniku próbował uwiecznić na kliszy tamtejsze koszary, żołnierze wzięli go za szpiega. Na nic zdały się wyjaśnienia, że urzekła go architektura. Dopiero gdy zdjęcia wywołano i oceniono jako nie mające „szpiegowskiego charakteru”, opolanina uwolniono z wojskowego aresztu.

Nagrody nawet w USA

Już na początku XX wieku zdjęcia fotografa zaczynają wygrywać konkursy. Właściciel pracowni przy ówczesnej Krakauerstrasse odnosi sukcesy nie tylko w Niemczech (nagrody na wystawach we Frankfurcie, Düsseldorfie czy Mainz), ale już w 1907 roku zdobywa dyplom honorowy amerykańskiego Dayton, a rok później otrzymuje złoty medal na wystawie fotografii artystycznej w Moskwie.

Potem jego fotografie były doceniane w Malmö, Paryżu, St. Louis czy Rydze. Być może tych nagród by nie było, gdyby Max Glauer był tylko fotografem.

Żeby zrozumieć jego fenomen, warto zamknąć oczy i wyobrazić sobie dom na ulicy Krakauerstrasse, którego właściciel grał na fortepianie, palił cygara i bardzo często zabawiał żartami licznych gości w salonie.

- Można było w nim spotkać hrabiego Matuschkę, poetę Hansa Niekrawtza czy rzeźbiarza Thomasa Myrtka - opowiada dr Maciej Borkowski, historyk. - Max Glauer prowadził dom otwarty, gdzie organizowano wieczory muzyczno-literackie, na które zapraszani byli nie tylko uznani w mieście twórcy, ale i młodzi, wręcz początkujący artyści. U fotografa bywała śmietanka artystyczna i intelektualna elita miasta. W tym także rabini, m.in. Leo Baeck, wybitny teolog judaistyczny, za sprawą którego Opole jest obecne w każdej encyklopedii.
Dr Maciej Borkowski uważa jednak, że nie ma żadnych dowodów - jak sugerują niektórzy - co do żydowskiego pochodzenia opolskiego fotografa.

- Gdyby w czasach III Rzeszy istniało choćby takie podejrzenie, nie mógłby fotografować Adolfa Hitlera, a jego syn Otto Glauer nie byłby szefem opolskiego oddziału narodowosocjalistycznych prawników niemieckich - przekonuje naukowiec. Opolski historyk nazywa Maxa Glauera „królem życia”. Fotograf był bowiem bardzo pracowity, ale jednocześnie potrafił garściami czerpać z życia.

- Organizował liczne wystawy, był inicjatorem powołania w Opolu Towarzystwa Łyżwiarskiego, Towarzystwa Eichendorffa czy Zjednoczenia Koncertowego - wylicza dr Maciej Borkowski. - Max Glauer współtworzył ukazujący się w ówczesnym Opolu „Oppelner Heimatkalender”, ilustrując go swoimi fotografiami, a jakby tego było mało, kierował też oddziałem Związku Pływackiego.
Król chciał retuszu

W karierze na pewno pomogło Glauerowi to, że otrzymał tytuł królewskiego fotografa (Hofphotograph) od Wilhelma II, ostatniego króla Wirtembergii.

Władcę poznał, gdy ten stał się właścicielem pałacu w obecnej gminie Pokój. Fotograf wspominał potem, że przychylność króla zdobył dzięki fotograficznym reprodukcjom obrazów, które wisiały w komnatach pałacu. Wilhelm II zamawiał u opolskiego fotografa sporo zdjęć aż do abdykacji w 1918 roku. Co ciekawe, wiele razy zastrzegał, że jego portrety potrzebują retuszu.

- Moi Wirtemberczycy chcą mieć pięknego władcę - tłumaczył Glauerowi.

Potem opolanin miał możliwość fotografowania m.in. prudnickiego fabrykanta i mecenasa kultury Maxa Pinkusa, opolskiego wydawcę Gustawa Raabego oraz ostatniego cesarza Niemiec Wilhelma II, a po upadku cesarstwa - także prezydenta republiki Paula von Hindenburga, od którego potem otrzymał list gratulacyjny.

- Max Glauer, mimo że mieszkał i pracował w prowincjonalnym mieście, mógł fotografować główną osobę w państwie. To tylko podkreśla, jakiej klasy musiał to być artysta - mówi dr Maciej Borkowski.

U fotografa cesarza i prezydenta zdjęcia w 1933 roku mieli zamawiać także Adolf Hitler, kanclerz III Rzeszy, oraz Helmut Bruckner, nazistowski gauleiter Górnego Śląska. Sam Max Glauer - biorąc pod uwagę jego przekonania i styl życia - nie mógł być jednak zwolennikiem nowych niemieckich porządków. Po śmierci Glauera większość pamiątek po największym fotografie Opola została wywieziona do Wrocławia. Tam miała powstać izba pamięci, ale ślad po niej również zaginął.

Po śmierci Glauera atelier na Krakowskiej przejął fotograf Wittig i jeszcze długo używał pieczątki „Foto Glauer”. Kamienica, w której pracował wielki fotograf, nie zachowała się do naszych czasów. Spłonęła podczas II wojny światowej w 1945 roku, a potem została wyburzona. Nie ma już także śladów po grobie Glauera i jego żony.
Pamiętamy tylko my?

- W wydanych po II wojnie światowej niemieckich opracowaniach o historii fotografii nie znalazłem wzmianki o Maksie Glauerze i to pomimo otrzymanych przez niego wielu nagród na światowych wystawach fotograficznych – opowiada Bogusław Szybkowski. - Może powodem jest niedocenienie fotografa z prowincjonalnego wówczas Opola? Nie znam też żadnych jego uczniów – wiadomo tylko, że zatrudniał, zresztą jak wiele renomowanych zakładów, w latach 1933-35 zawodowego fotografa Hermanna Fischera.

Co ciekawe, kilka lat temu w Opolu pojawili się potomkowie Glauera. Przywieźli nieznane zdjęcia, a także nowe informacje, ale wciąż nie wiemy wszystkiego, a pytań jest sporo.

- Wiemy np. na jakich wystawach otrzymał nagrody, ale nie za jakie zdjęcia - przyznaje Urszula Zajączkowska. - Brakuje dokumentów źródłowych dotyczących fotografa, a wiele jego zdjęć przepadło podczas II wojny światowej.

Mimo to muzealnicy nie tracą nadziei, że z czasem Glauer będzie nie tylko dla nich, ale również dla zwykłych opolan bardziej znany. Szybkowski przyznaje, że jego zbiory zdjęć Glauera (200 pozycji) wciąż się powiększają.

- Pracował przez 40 lat i nawet mimo wojny zostało po nim stosunkowa sporo, tymczasem są przedwojenni fotografowie z naszego miasta, których zdjęć mam w swoich zbiorach zaledwie kilka sztuk – zdradza Szybkowski.
Wystawa w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej nie będzie jedyną z okazji 80. rocznicy śmierci Maxa Glauera. Muzeum Śląska Opolskiego szykuje swoją ekspozycję, której premiera zaplanowana jest na 1 października. Na ekspozycji zobaczymy nie tylko zdjęcia, które wykonał opolski fotograf, ale także niezwykłe pudełko. W niewielkim blaszanym pojemniku najprawdopodobniej przechowywano akcesoria fotograficzne, w które Glauer zaopatrywał fotografów amatorów. W zakupie pudełka z napisem „Max Glauer Photo Handlung Oppeln Krakauer Str. 34A” pomógł m.in. autor niniejszego artykułu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska