Długa droga od śmieciówki do godziwej płacy. Jesteśmy gdzieś w połowie

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Ludzie już nie chcą pracować za byle co, na byle jakich zasadach.
Ludzie już nie chcą pracować za byle co, na byle jakich zasadach. Paweł Miecznik
Kilka lat temu wystarczyło dać pracę i już byli chętni. Teraz trzeba już zaoferować pełny etat, by znaleźć kandydatów. Za parę lat pracodawcy będą w końcu musieli dobrze zapłacić, żeby mieć kim pracować.

Bar z fast foodami w Kędzierzynie-Koźlu. Średniej wielkości menu wisi na ścianie po prawej stronie od lady. Żeby sprawdzić, po ile jest kebab w cieście albo kapsalon (frytki zapieczone razem z mięsem i serem w jednym pudełku), trzeba podejść trochę bliżej. Za to już od samego wejścia bije po oczach potężny napis „Przyjmę pracownika do pracy. NA PEŁNY ETAT!” powieszony w centralnym miejscu lady.

Pralnia w Opolu. Praca dla niewykwalifikowanych: obsługa klienta, kasy, pralki, prasowanie. Firma szuka pracowników. W internecie podkreśla: „Umowa o pracę, pełny etat”.

Reklama McDonald’sa w telewizji. Lektor mówi, że można tu nie tylko smacznie zjeść, ale i znaleźć dobrą pracę. I znów pojawia się to magiczne słowo „etat”.

Takich ogłoszeń z wyrażeniem „pełny etat” jest coraz więcej i to znak zmieniających się czasów. Bo praca jako taka w kraju, gdzie bezrobocie za chwilę spadnie do wartości jednocyfrowej, już nie jest dobrem samym w sobie. Jak miało to miejsce jeszcze kilka lat temu.

Pracodawcy kombinują, jak zachęcić ludzi do pracy

- Coraz więcej pracodawców ma problem ze znalezieniem pracowników, w związku z tym starają się, żeby te oferty wyglądały jak najciekawiej - mówi Jacek Suski, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Opolu. - Dotyczy to przede wszystkim tych, którzy wcześniej chętnie zatrudniali na umowy-zlecenia czy tym podobne. One już dziś nie są atrakcyjne dla wielu mieszkańców naszego regionu czy też innych województw. Nie wspominając o tym, że z Opolszczyzny wyjechało wiele osób, co sprawia, że jeszcze trudniej tu o pracownika.

Bo umowy śmieciowe uważane są z jedną z największych patologii naszego rynku pracy. Ile osób tak naprawdę pracuje na umowy-zlecenia czy o dzieło? Zdaniem związkowców nawet 3,5 miliona Polaków. Ale z badania Bilans Kapitału Ludzkiego wynika, że jest ich jednak dużo mniej, choć i tak sporo. Badacze z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości przepytali 30 tysięcy osób w wieku poniżej 30 lat. Okazało się, że 7 procent z nich pracuje na „śmieciówkach”, a reszta na etatach. Wśród starszych odsetek ten wyniósł zaledwie 3 procent.

Pozornie liczby te powinny uspokajać, ale diabeł tkwi w szczegółach. Dane dotyczą bowiem osób tylko pracujących. Wśród osób pracujących i jednocześnie uczących się umowy cywilnoprawne są dużo bardziej rozpowszechnione. Ma je ponad 25 procent takich uczących się Polaków. Trzeba wziąć pod uwagę, że wielu młodych ludzi już pracuje zawodowo i jednocześnie z różnych powodów się dokształca. Dane, które wydają się najbardziej wiarygodne, mówią, że w Polsce na „śmieciówkach” pracuje około 1,5 miliona osób.

- Jedno jest pewne: problem z tego typu umowami wciąż istnieje i trzeba go rozwiązać - mówi prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Polityki Społecznej. - One zrobiły nieprzypadkową karierę w Polsce, ponieważ są bardzo wygodne dla pracodawców, pozwalają im ignorować kodeks pracy.
Politycy będą się chcieli podlizać pracującym Polakom

Wiele wskazuje jednak na to, że umowy śmieciowe będą powoli odchodzić do lamusa. Od przyszłego roku wchodzi w życie kilka niekorzystnych dla firm zmian na rynku pracy: pogorszenie warunków zawierania umów o pracę na czas określony, rozszerzenie oskładkowania umów-zleceń i podniesienie płacy minimalnej aż o 100 zł, konkretnie do 1850 zł miesięcznie.

Ponadto przedsiębiorcy obawiają się wyborów parlamentarnych i ich konsekwencji dla rynku pracy.

- W większości programów wyborczych pojawiają się zapowiedzi dalszego podnoszenia płacy minimalnej, wprowadzenia minimalnych stawek godzinowych, likwidacji umów cywilnych czy pogorszenia warunków zawierania umów o pracę - podkreśla Grzegorz Baczewski, ekspert zrzeszającej pracodawców Konfederacji Lewiatan.

Zdaniem Konfederacji Lewiatan nie powinno się jednak eliminować możliwości zawierania umów cywilnoprawnych.

- Trzeba raczej ograniczyć ich stosowanie w sytuacjach, w których faktycznie mamy do czynienia z zatrudnieniem o cechach umowy o pracę - podkreśla Grzegorz Baczewski. - Jesteśmy za utrzymaniem umów cywilnoprawnych, ale likwidacją różnych patologii, które nie służą zdrowej konkurencji i poprawie kondycji gospodarki. Nie może być tak, że przedsiębiorcy zamieniają pracownikom etat na umowę-zlecenie lub umowę o dzieło tylko dlatego, że chcą ograniczać koszty. Z drugiej strony, jeśli charakter pracy uzasadnia zastosowanie umowy cywilnej, to nie można pracodawcy pozbawiać tego prawa, tym bardziej że dla wielu rodzajów pracy, ale również dla wielu osób jest to wygodna forma zarobkowania.
Pracodawcy: zmiany tak, ale nie za szybko

Eksperci przekonują, że aby ograniczyć patologie na rynku pracy, trzeba przede wszystkim zmniejszyć lukę w kosztach zastosowania obu rodzajów umów. Oraz zmniejszyć presję na minimalizowanie kosztów pracy, która ze sfery zamówień publicznych przeniosła się na przeważającą większość transakcji rynkowych. Politycy zapowiadają przede wszystkim wzrost obciążeń związanych ze stosowaniem umów cywilnych poprzez ich pełne oskładkowanie. Pracodawcy przekonują, że można to zrobić w jakiejś tam perspektywie. Ale przede wszystkim należy zadbać o równoległe uatrakcyjnianie zatrudnienia na podstawie kodeksu pracy. Zmiany w zakresie oskładkowania umów cywilnych powinny być wprowadzane w taki sposób, aby umożliwić przedsiębiorcom dostosowanie do rosnących kosztów produkcji czy świadczenia usług.

- W końcu należy obniżyć klin podatkowy dla osób najmniej zarabiających, bo to właśnie w segmencie prac nisko płatnych w największym stopniu nadużywa się umów cywilnych - tłumaczy ekspert Lewiatana. - Nie można zapominać, że stosowanie umów cywilnych w sposób niezgodny z prawem jest zagrożone sankcjami. Niestety, dotychczasowa efektywność organów kontroli spowodowała, że większość takich praktyk pozostawała bezkarna. Należy doprowadzić do nieuchronności sankcji jako głównego czynnika zniechęcającego do tych nielegalnych praktyk - dodaje Grzegorz Baczewski.

Z danych GUS wynika, że najwięcej umów-zleceń i umów o dzieło jest w branży: administrowanie i działalność wspierająca. W zeszłym roku takie kontrakty miało tam 400 tysięcy. osób. O kogo chodzi? przede wszystkim o pracowników firm ochroniarskich, sprzątających, agencje pracy tymczasowej, wypożyczalnie samochodów i tak dalej.
W sądzie pracują za mniej niż ustawowe minimum

Sęk w tym, że umowy cywilnoprawne były i wciąż jeszcze są lubiane nie tylko przez prywatnych przedsiębiorców, ale również instytucje państwowe. Przykłady: Sąd Rejonowy w Nysie płaci za jedną roboczogodzinę pracownikowi ochrony tylko 8,54 zł bez VAT, czyli mniej niż ustawowe wynagrodzenie minimalne. Jego wysokość to obecnie 13 zł bez VAT. To zresztą problem nie tylko Opolszczyzny, ale całego kraju. Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Toruniu za jedną roboczogodzinę pracownika ochrony płaci jedynie od 5,51 do 5,95 zł bez VAT; Podlaski Urząd Wojewódzki niewiele więcej, bo 8,17 zł bez VAT; Zielonogórski oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w przetargach na usługi firm ochroniarskich zdecydował się zaś na oferty, w których jedna godzina pracy ochroniarza wyceniana jest od 4,52 do 9,34 zł bez VAT.

Brak etatu to nie jedyny powód do narzekań naszych polskich pracowników, z jakimi mieli do czynienia przez ostatnie lata. Kłopoty były również ze stabilnością zatrudnienia.

- W Polsce jest zdecydowanie najwyższa w Unii Europejskiej skala umów na czas określony - podkreśla Piotr Szumlewicz z Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Według danych Eurostatu, pod koniec 2012 roku 13,7 proc. pracowników Unii Europejskiej było zatrudnionych w ramach umów na czas określony. W Polsce pracowało w tym czasie na takich kontraktach aż 27 proc. osób - najwięcej w UE. Dla porównania: w Rumunii było to 1,7 proc., na Litwie 2,6 proc., a w Estonii 3,7 proc. Tak źle jak u nas było tylko w Hiszpanii - 23,6 proc. - oraz Portugalii - 20,7 proc.
Do tego dochodzi praca za darmo

- Do umów śmieciowych, zatrudnienia tymczasowego i samozatrudnienia warto jeszcze dodać chyba najbardziej skandaliczny rodzaj pracy, jaką jest praca za… darmo - podkreśla Piotr Szumlewicz. - W Polsce bowiem coraz bardziej powszechną formą zatrudnienia, szczególnie młodych ludzi, jest wolontariat i darmowe staże. Niestety, coraz częściej stanowią one formę ucieczki pracodawców przed wypłacaniem wynagrodzenia. Młodzi ludzie w ramach staży wykonują w bankach, mediach, organizacjach pozarządowych te same zadania co zwykli pracownicy, tyle że nie otrzymują za nie pensji.

Ale jest i będzie coraz lepiej. Nastroje wśród pracodawców sprawdziła niedawno firma Randstad zajmująca się doradztwem zawodowym i pośrednictwem w szukaniu zatrudnienia. Wyszło, że w co czwartej polskiej firmie oczekuje się wzrostu gospodarczego. Większość przedstawicieli badanych przedsiębiorstw ocenia swoją sytuację finansową dobrze lub bardzo dobrze (68 procent). Tylko w 8 proc. przedsiębiorstw sytuacja finansowa jest określana jako zła lub bardzo zła

Z tego powodu aż 33 proc. ankietowanych właścicieli firm deklaruje, że chce zatrudnić więcej pracowników w okresie kolejnego półrocza. Najwięcej etatów ma przybyć w województwach zachodniej Polski. Tam takie plany ma aż 45 proc. firm. Gorzej będzie na wschodzie i na północy - tam zwiększenie zatrudnienia deklaruje nieco ponad 20 procent przedsiębiorców. U nas około 30 proc. Najbardziej optymistyczne nastroje panują w handlu, produkcji, budownictwie i transporcie. To dobrze, bo akurat te branże dają stosunkowo dużą stabilność zatrudnienia i wysokości zarobków (pomijając handel, gdzie należą one do najniższych).

Jacek Suski z WUP mówi, że już niedługo pisanie o „pełnych etatach” na ofertach pracy może nie wystarczyć.

- Zatrudnianie w takiej formie stanie się wreszcie normą i przedsiębiorcy będą musieli zacząć rywalizować na stawki. I wtedy zaczną w tych ogłoszeniach wpisywać owe stawki - mówi Suski. - Powoli, ale jednak idziemy w tym kierunku, że rynek pracy będzie należał do pracowników.

Oby jak najszybciej, bo niestety wciąż najwięcej ogłoszeń o pracy na „PEŁNY ETAT” to jednak propozycje za najniższą krajową...

Najgorzej mają młodzi. To wśród pracujących do 30. roku życia jest najwięcej umów śmieciowych. Przygotowywane są zmiany w prawie, które mają im pomóc odnaleźć się na rynku pracy. Przy zatrudnieniu osoby poniżej 30. roku życia na 12 miesięcy w pełnym wymiarze czasu pracy część kosztów poniesionych na wynagrodzenia oraz składki na ubezpieczenie społeczne będą refundowane pracodawcy przez państwo. W zamian pracodawca miałby obowiązek utrzymania zatrudnienia takiego pracownika przez kolejny rok (czyli łącznie na dwa lata).

emisja bez ograniczeń wiekowychnarkotyki
Wideo

Strefa Biznesu: Czterodniowy tydzień pracy w tej kadencji Sejmu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska