Politycy romansują z Facebookiem. Krytyków i hejterów często blokują

Artur  Janowski
Artur Janowski
Wiceprezydent Kowalski - prymus wśród funkcjonujących w sieci opolskich polityków. U niego na tablicy każdego dnia jest kilka nowych postów.
Wiceprezydent Kowalski - prymus wśród funkcjonujących w sieci opolskich polityków. U niego na tablicy każdego dnia jest kilka nowych postów. Artur Janowski
Internetowej aktywności opolskich polityków przyjrzeli się naukowcy z Uniwersytetu Opolskiego. Obecność w globalnej sieci to dla wielu wciąż tylko gadżet, ale jest też kilku liderów.

Jeśli polityk przegrywa w internecie, to o głosy w urnie będzie mu już niesłychanie trudno
Boleśnie przekonał się o tym poseł Tadeusz Jarmuziewicz, który nie wziął przykładu z młodych polityków z Opola, prześcigających się w liczbie postów na portalach społecznościowych. Idzie im to już tak sprawnie, że może w przyszłości zrezygnują z plakatów wyborczych.

A tych w ubiegłorocznej kampanii samorządowej najwięcej miał właśnie poseł Jarmuziewicz, któremu marzył się fotel prezydenta Opola.

Marzenia nie pomógł zrealizować ani największy baner wśród kandydatów, ani tysiące złotych utopione w setkach plakatów. Parlamentarzysta - którego nawet partyjni koledzy z PO nazywali najgorszym posłem - przespał też internet. Tam jego konkurenci uruchomili stronę, gdzie wyśmiewali „dokonania” posła.

Jej autorem był Marcin Rol, kandydujący do rady miasta z komitetu obecnego prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego. Sztab Jarmuziewicza nie potrafił odpowiedzieć, a portale społecznościowe zapełniły się symbolicznymi „biletami dla Tadzia”, które można było ściągnąć ze strony. Bilety miały symbolizować szybki powrót posła do Warszawy.

- Może odjechać swoim pendolino - drwił Rol, a Platforma zagryzała bezradnie zęby.

Dr Błażej Choroś z Uniwersytetu Opolskiego, który bada aktywność opolskich polityków w internecie, przyznaje, że Jarmuziewicz odstawał od konkurentów w sieci, ale powodów jego przegranej było więcej.

- To, co się działo w internecie, szczególnie w social mediach, nie pomagało, ale obecnością w internecie wyborów wygrać się nie da - ocenia politolog i przypomina, że królem internetu ogłoszono kiedyś Janusza Korwin-Mikkego, ale to nie przełożyło się wygraną.

Rol - obecnie wiceprzewodniczący Rady Miasta Opola, dbający obecnie o kampanię wyborczą posła Patryka Jakiego, zgadza się, że wyborów nie można wygrać tylko internetem. Jeszcze.

- Ale za kilkanaście lat, jeśli dostęp do sieci będzie zwiększał się w takim tempie, to kto wie? - zastanawia się Rol, który w czasie kampanii wyborczej jest na Facebooku obecny niemal całą dobę.

Internet - do którego ma już dostęp ponad 70 procent Polaków - z roku na rok zyskuje na znaczeniu również w polityce. Szczególnie było to widać podczas ostatnich wyborów prezydenckich, gdzie mało znany i niedoceniany Andrzej Duda wygrał z prezydentem Bronisławem Komorowskim, który początkowo wyraźnie prowadził w sondażach. Niewykluczone, że na porażce faworyta zaważyły nie tylko duże potknięcia Komorowskiego, ale głównie to, jak szybko zostały podchwycone przez internautów, ale potem już zaczęły żyć własnym życiem w sieci. Co więcej, jak wynika z badań przeprowadzonego przez dom mediowy MEC, głosujący na Dudę znacznie częściej powoływali się na media społecznościowe jako źródło wiedzy o kandydatach.

Social media (np. Facebook czy Twitter) były dla nich trzecim głównym kanałem informacji i znalazły się tuż za telewizją oraz serwisami internetowymi. Przypadek? Absolutnie nie. Specjalnym szefem kampanii internetowej był Paweł Szefernaker, kierujący Forum Młodych PiS, który po wyborach zdradził, że celowo stawiano głównie na pozytywny przekaz.
- Jeden z tygodników podsumował, że Bronisław Komorowski i Andrzej Duda mieli podobną liczbę negatywnych komentarzy w sieci, ale kandydat PiS miał za to dużo większą liczbę pozytywnych wpisów i o to chodziło - mówił Paweł Szefernaker, który dziś dba o kampanię Beaty Szydło, kandydatki PiS na premiera.

O taki profesjonalizm wśród opolskich polityków raczej trudno. Dr Ewa Skrabacz oraz dr Błażej Choroś z Uniwersytetu Opolskiego przyjrzeli się, jak komunikacja internetowa wygląda na naszym podwórku.

Niektórzy politycy wciąż traktują globalną sieć z dużym dystansem, ale jeśli już mają strony internetowe, to rzadko je aktualizują. Za niechlubnego rekordzistę uchodzi radny miejski z Kluczborka Henryk Fraszek. Naukowcy z UO zauważyli, że nie aktualizował strony od listopada 2007 roku, gdy był... kandydatem do Senatu.

- Jeśli chodzi o portale społecznościowe, to w naszym regionie królem jest Facebook, a daleko potem Twitter - opowiada dr Choroś. - Samo posiadanie konta nie oznacza wcale, że jest używane. Jest jeszcze jedno zjawisko. Spora grupa samorządowców używa wyłącznie profili prywatnych, na których wpisy dotyczące ich działalności politycznej mieszają się z prywatnymi. Co więcej, wielu polityków nawet nie próbuje dyskutować, a jak już - to zamieszcza wpisy, które mają zniechęcić do komentowania. Opolscy politycy wciąż internetu się uczą.

Jednym z nich jest wojewoda Ryszard Wilczyński, który na wejście w globalną sieć zdecydował się niemal tuż przed wyborami. Przez ostatnie lata zapracował na opinię sztywniaka i to takiego, że gdy do jednego z internautów zwrócił się „kolego”, zaczęto podejrzewać, że profil na Facebooku prowadzi wynajęta osoba.

- Sam się tym zajmuję - podkreśla Wilczyński. - To kapitalna sprawa, bo mogę nie tylko mieć kontakt z wieloma osobami, ale też kształtować przekaz. Stąd wpisy, zdjęcia i wideo.
- Na pewno sprawne poruszanie się w sieci pomaga w uzyskaniu lepszego wyniku, a także w budowaniu spójnego wizerunku. Na to jednak ciężko pracuje się latami, a nie na kilka tygodni przed głosowaniem - podkreśla Marcin Rol, radny z Opola, który kiedyś odpowiadał za obecność w social mediach partii Solidarna Polska. - W mojej ocenie wyborcy oczekują kogoś, kto stale utrzymuje z nimi kontakt, rozmawia i nie występuje wciąż w garniturze. Profil w portalu społecznościowym to idealne miejsce, aby się dobrze zaprezentować. Więc raczej mniej narzekania, a więcej pozytywnych treści.

Mimo to np. poseł Leszek Korzeniowski, lider PO na Opolszczyźnie, a obecnie także listy do Sejmu, w internecie jest obecny w niewielkim stopniu. Ma profil np. na Facebooku, ale ostatni wpis jest z lipca.

- Nie ciągnie mnie tam, nie lubię oszukiwania ludzi i takiej nachalnej promocji własnej osoby - tłumaczy Korzeniowski. - Jestem w internecie obecny, bo bez maila czy internetowego konta bankowego prowadzenie biznesu jest dziś niemożliwe. Portale społecznościowe wolę zostawić młodszym.

I młodsi z tego skwapliwie korzystają. W Opolu wśród polityków króluje Facebook, a na nim najbardziej widać posła Patryka Jakiego, wiceprezydenta Janusza Kowalskiego czy prezydenta Opola Arkadiusza Wiśniewskiego. Cała trójka niemal ściga się na liczbę postów i nie ma dnia, aby któryś z nich nie pochwalił się tym, co robi i jaki jest wspaniały. Konta polityków przypominają często interaktywną tablicę reklamową i zapełniają się tzw. selfie (zdjęcie portretowe).

- Do tej trójki liderów dodałbym też Marcina Ociepę, przewodniczącego Rady Miasta Opola, który jest obecny na wielu platformach internetowych, a w czasie obecnej kampanii uruchomił wideobloga - przypomina dr Błażej Choroś.

Politycy często - choć akurat tym się nie chwalą - blokują na swoich profilach osoby, które zbyt mocno je krytykują.

- Nie sądzę, aby takie ruchy były częste. Czasem jednak ktoś nie dyskutuje, ale obraża inne osoby lub używa stale wyrazów powszechnie uznanych za obelżywe, trudno wtedy nie reagować. Mnie też zdarzyło się kogoś zablokować - przyznaje radny Rol.
Dr Błażej Choroś uważa, że na razie większość lokalnych polityków wciąż działa w internecie intuicyjnie i stąd czasami zabawne wpadki, jak choćby jednego z krapkowickich radnych, który ulotkę wyborczą zestawił z prywatnym zdjęciem i podpisem: „facet z dużym ptakiem”.

Są jednak politycy, którzy błyskawicznie się uczą. Filmik o tytule „Poseł Jaki masakruje Kopacz ws. islamistów” ma już ponad 480 tysięcy odsłon. Taki wynik dał nie tylko gorący temat. Pomogła akcja promocyjna w internecie, w którym jest obecnych coraz więcej opolan, a tym samym również potencjalnych wyborców.

Naukowcy UO zauważyli, że z sieci korzystają głównie politycy z dużych i średnich miast. W gminach dzieje się to sporadycznie. Pewnym wytłumaczeniem zjawiska może być fakt, iż wraz z malejącą wielkością miasta zmniejsza się „odległość” polityka od jego wyborcy. Tym samym łatwiejsze staje się nawiązanie i utrzymanie więzi bez pomocy internetu.

Strony www należą do najstarszych narzędzi komunikacji internetowej. Wśród badanych polityków (prezydenci, burmistrzowie, radni z Opolszczyzny) tylko niewiele ponad 5 procent posiada własną stronę. Być może - jak oceniają naukowcy - wpływ miały na to np. koszty zakupu domeny czy utrzymania jej w sieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska