Polityczny cud w Kędzierzynie-Koźlu. PiS i PO świetnie się teraz dogadują

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Starosta Małgorzata Tudaj z PO z senatorem Grzegorzem Peczkisem z PiS. Rozmawiają o współpracy.
Starosta Małgorzata Tudaj z PO z senatorem Grzegorzem Peczkisem z PiS. Rozmawiają o współpracy. Fot. TOM
Politycy PO nie są tu dla polityków PiS żadnym gorszym sortem. I wzajemnie. Samorządowcy z Kędzierzyna-Koźla zrozumieli, że wieczne kłótnie i żenujące awantury pogrążają to miasto. Teraz wszystko jest tu nie do poznania.

Świeżo upieczony senator Prawa i Sprawiedliwości Grzegorz Peczkis otwierał w piątek swoje biuro senatorskie przy al. Jana Pawła II. Takie wydarzenia, jeśli już mają troszkę bardziej uroczystą rangę, to zazwyczaj są jednak spotkaniami dla partyjnego aktywu. Ale senator Peczkis zaprosił na kawę także władze miasta i powiatu. Miastem - przypomnijmy - rządzi tutaj Platforma Obywatelska, a powiatem koalicja PO i Mniejszości Niemieckiej. Starosta Małgorzata Tudaj z Platformy przyszła do Peczkisa z dużym bukietem kwiatów.

- Ważne sprawy dla Polski nie mają podziałów partyjnych - mówiła starosta Tudaj i to raczej nie w tonie, którym miałaby do tego senatora Peczkisa przekonywać.

Wyborca by w to nie uwierzył

- Pana ojciec byłby z pana bardzo dumny - pokrzepiał parlamentarzystę wicestarosta Józef Gisman z Mniejszości Niemieckiej (kiedyś powiedziano by, że z ukrytej opcji niemieckiej). Bardzo miłe słowa płynęły z ust prezydent Sabiny Nowosielskiej i przewodniczącego rady miasta Andrzeja Kopcia (oboje reprezentują PO). Z senatorem serdecznie przywitał się przedstawiciel lewicy. Przeciętny wyborca, karmiony nieustanną medialną wojną pisowsko-platformerską, byłby szalenie zdziwiony takimi obrazkami. Na dodatek wszystko to dzieje się w mieście, które jeszcze 1,5 roku temu było symbolem najgorszych politycznych standardów, z jakimi kiedykolwiek mieliśmy do czynienia na Opolszczyźnie. Nieustanne wojny, skandale, afery, prywata, donosy na politycznych przeciwników - taka była codzienność samorządowa w Kędzierzynie-Koźlu, o czym nieustannie informowały media. Mnóstwo roboty miał nawet prokurator, bo politycy wzajemnie na siebie nadawali.

Doszło nawet do rękoczynów, gdy radny PO złapał za poły płaszcza radnego PiS i odepchnął, za co groziło mu do trzech lat więzienia.

- Polityka chyba musiała spaść na samo dno, żeby się wszyscy zorientowali, że robią źle - mówi jeden z kędzierzyńskich polityków. - A teraz się wszystko zmieniło o 180 stopni...

Takim symbolicznym obrazkiem było głosowanie nad tegorocznym budżetem powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego. Obrady w sprawie rocznego planu wydatków samorządu, gdziekolwiek by się nie odbywały, zazwyczaj są dość burzliwe. Bo w grę wchodzą dziesiątki bądź setki milionów złotych, a każdy radny ma jakąś swoją wizję tego, na co wydać publiczny grosz. I oczywiście - jakieś zobowiązania wobec wyborców. Szczególnie gorąco jest tam, gdzie działa silna opozycja. W powiecie kędzierzyńsko-kozielskim opozycją teoretycznie jest PiS, które w zdominowanej przez PO i Mniejszość Niemieckiej radzie ma czterech rajców. Jest też dwóch radnych SLD. W praktyce jednak PiS trudno do opozycji zaliczyć. We wspomnianym głosowaniu wszystkie uchwały budżetowe zostały przyjęte jednogłośnie.

- Byliśmy chyba jedynym samorządem w Polsce, gdzie tak się stało - mówi starosta Małgorzata Tudaj. - Ale to się nie stało tak samo z siebie, tylko to jest efekt ciężkiej pracy nad tym, żeby udało się dojść do tak daleko idącego porozumienia.

Zamiast się naparzać, woleli pogadać

Samorządowcom PiS nie podobało się to, jak radni z PO i MN chcieli podzielić pieniądze na szkoły ponadgimnazjalne. I zaproponowali własne rozwiązanie. Zamiast się naparzać podczas obrad, jak to zwykle bywa, usiedli do stołu i znaleźli kompromis. Tu zabrali trochę pieniędzy, tam dołożyli. Tak było z każdą kolejną sprawą.

- My wychodzimy z założenia, że jeżeli radni z innego ugrupowania przychodzą do nas ze swoimi pomysłami, to trzeba ich wysłuchać i przeanalizować, bo być może ich pomysły są dobre - tłumaczy starosta Tudaj.

Już sam język debaty politycznej w Kędzierzynie-Koźlu bardzo się wyróżnia na tle innych samorządów. I jest bardzo różny od tego, jakim posługiwano się tu przez lata.

- Ewidentnie doszło do wielkiej zmiany w Kędzierzynie-Koźlu - potwierdza Piotr Niewadzisz, prezes klubu sportowego Chemik Kędzierzyn-Koźle. Chemik, w którym trenują piłkarze i bokserzy, od lat działa w cieniu siatkarskiej Zaksy. Jego działaczom nierzadko trudno było coś „załatwić” z samorządowcami, którzy byli bardziej zajęci walką polityczną niż służeniem społeczeństwu. - To jest całkowita zmiana podejścia do polityki, samorządu, spraw mieszkańców. To jakbyśmy przeskoczyli całą erę - ocenia Niewadzisz, który współpracuje z miastem na przykład w sprawie organizacji dużej gali bokserskiej, która ma się tu za niedługo odbyć.
Ludzie już nie chcieli tego oglądać

Wojciech Jagiełło to doświadczony kędzierzyński samorządowiec, nauczyciel, były związkowiec, wieloletni radny. W wyborach o fotel prezydenta rywalizował z Sabiną Nowosielską. Przegrał, ale Nowosielska postanowiła go zrobić swoim zastępcą. Jagiełło tłumaczy, że są dwa główne powody totalnej zmiany, jaka zaszła w Kędzierzynie-Koźlu.

- Ci politycy, którzy najbardziej angażowali się w różne spory, nie zostali wybrani na kolejną kadencję - wyjaśnia. - Pozostałych naszła refleksja, że mieszkańcom bardzo się nie podoba to, kiedy politycy się kłócą, walczą o stołki itd. Poprzednie lata odcisnęły na nas piętno i już nikt nie chce wracać do takich czasów.

Te czasy to między innymi słynna kędzierzyńska afera taśmowa. W 2013 TVP Opole ujawniła fragment nagrania, na którym członek zarządu powiatu Jakub Gładysz, używając języka spod budki z piwem, opowiadał o kulisach lokalnej polityki. Z jego słów wynikało, że dyrektor szpitala w Kędzierzynie-Koźlu namawiał część radnych do odwołania starosty. W nagraniu mówił on o dyrektorze powiatowego szpitala: „Spiskował przeciwko staroście. Starosty nie udało się odwołać, więc ma u starosty przej...ne. Starosta chce go załatwić (...), więc jak mi jeszcze dał (dyrektor - dop. red.) wypowiedzenie z pracy, to ja to pier...lę, dlatego go odwołamy ze starostą”.

Gładysz został nagrany przez przyjaciela. W rozmowie przyznał, że chciał odwołać dyrektora szpitala, ponieważ ten zwolnił go z dobrze płatnej pracy. Całość rzucała duży cień na obraz samorządu powiatowego w Kędzierzynie-Koźlu, ujawniając, że kupczy się tam stanowiskami, szuka haków i szantażuje politycznych przeciwników.
Na stanowiska szli „swoi”

Mieszkańcy wiedzieli o tym już od dawna. Ale wstrząsnęło nimi to, że po raz pierwszy usłyszeli, jakim językiem rozmawiają samorządowcy z Kędzierzyna-Koźla. Źle działo się jednak od lat. Każda zmieniająca się władza traktowała Kędzierzyn-Koźla jak swój własny folwark. Kiedy prezydent Tomasz Wantuła objął władzę w 2011 roku, zaczął od wymiany prezesów i dyrektorów Miejskich Wodociągów i Kanalizacji, Zakładu Energetyki Cieplnej, Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego, Zarządu Budynków Komunalnych, ośrodka kultury i wielu innych. Na czele kluczowych dla gminy instytucji w większości powoływał nieznanych wcześniej ludzi. Wielu z nich łączyło to, że wcześniej wspólnie z Wantułą udzielali się w harcerstwie. Innym kryterium była obecność w gronie sponsorów kampanii wyborczej. Sposoby na pozbycie się dotychczasowych szefów miejskich instytucji były różne, jednym z nich była tzw. akcja na prokuraturę. Prezydent miasta najpierw zlecał kontrolę w podległej sobie instytucji, a potem ujawniał rzekome nieprawidłowości. Potem składał wniosek do prokuratury i w atmosferze podejrzeń zwalniał osobę. Gdy prokuratura umarzała śledztwo, człowieka już nie było.

Tak stało się m.in. z Andrzejem Wróblem, byłym szefem Miejskiego Ośrodka Kultury. I kilkoma innymi pracownikami miejskich instytucji. W pewnym momencie prezydent zaczął nawet zwalniać swoich zaufanych dotąd ludzi. Stanowiska traciły jego zastępczynie: Ewa Dudzińska i Ewa Stawska-Bąk. Lokalna i regionalna prasa niemal codziennie miały o czym pisać. W Kędzierzynie-Koźlu w 2013 roku odbyło się nawet referendum w sprawie odwołania prezydenta. Tomasz Wantuła ocalił stanowisko tylko dlatego, że była za mała frekwencja.

Za rządów Wantuły pracę na stanowiskach prezesów znaleźli m.in. Joanna Koziarska-Kiziak (Miejski Zakład Komunikacyjny), Barbara Ermisch-Lipniacka (Miejskie Wodociągi i Kanalizacje) czy Jolanta Gądek-Rypel (Miejski Zakład Enegetyki Cieplnej). Pracują tam do dziś, chociaż władza się zmieniła.

- Dla mnie liczą się kompetencje, a nie przynależność do partii, ugrupowań politycznych - tłumaczyła prezydent Sabina Nowosielska pytana o to, jakie zmiany zajdą w miejskich spółkach. Niewielka część kadr została co prawda wymieniona, ale najczęściej wtedy, kiedy kończyła się kadencja danego menedżera. To także wyróżnia Kędzierzyn-Koźle na tle innych miast na Opolszczyźnie.

Konkursy na stanowiska samorządowe nie wzbudzają już tak jak kiedyś większych emocji. Nikt nie mówi, że wygrywa „przyjaciel królika”. Obrady sesji rady miasta można oglądać na żywo w internecie. Mieszkańcy żartują, że nie warto, bo jest nudno. Nawet jak radni się posprzeczają, to o konkrety i kulturalnie.
Od wyborów w 2014 w kędzierzyńsko-kozielskim samorządzie miał miejsce tylko jeden mały skandalik. Obecny senator, a wówczas miejski radny PiS Grzegorz Peczkis sprzeciwił się nadaniu tytułu „zasłużonego dla Kędzierzyna-Koźla” pisarzowi Januszu Rudnickiemu. Bo w jego twórczości jest za dużo przekleństw.

- W pizdę i nożem. I chujem po oczach, kurwa - czytał radny na sesji wybrane fragmenty książki, a niektórym członkom rady i przyglądającym się sesji mieszkańcom „opadły kopary”. Wielkiej dyskusji jednak nie było. Część radnych PO poparła kolegę z PiS i zagłosowała przeciwko tytułowi. Radny PiS na koniec wstał, przeprosił i powiedział, że idzie przepłukać usta, bo tylu brzydkich słów w życiu wcześniej nie wypowiedział.

Lista wybranych afer z ostatnich lat:

- Afera taśmowa - nagrany polityk zarządu powiatu opowiada o kupczeniu stanowiskami.

- Afera podsłuchowa - prezydent miasta został oskarżony o to, że w swoim gabinecie umieścił urządzenia do potajemnej rejestracji obrazu i dźwięku.

- Afera sportowa - prezydent Tomasz Wantuła zwolnił swoją zastępczynię, bo przyjęła delegację sportowców, którzy chcieli wsparcia finansowego z miasta. Na czele delegacji stał... mąż wiceprezydent.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska