Hołownia: Jan Paweł II - papież na wyciągnięcie ręki

archiwum
Publicysta katolicki.
Publicysta katolicki. archiwum
Rozmowa z Szymonem Hołownią, publicystą katolickim, dyrektorem programowym stacji Religia.tv.

- Jak na kościelne realia, czas od śmierci do beatyfikacji Jana Pawła II był błyskawiczny, jednak polski Kościół bardzo się przez te sześć lat zmienił. Nie ma pan wrażenia, że między radością czekającego nas w niedzielę święta a szarzyzną powszedniości jest dziś przepaść?
- Przeżywajmy tę beatyfikację tu i teraz, i radujmy się nią. Całkiem możliwe, że pewne procesy nasze społeczeństwo, a co za tym idzie Kościół zaczęły dotykać dopiero po śmierci Jana Pawła II, ale w Kościele zawsze, za życia papieża także, ścierały się różne poglądy i różne rzeczywistości. Nie ma sensu ich sobie przeciwstawiać. Teraz najważniejsza jest beatyfikacja i jej możliwie głębokie doświadczenie przez każdego indywidualnie, bez roztrząsania, jak to się ma do Kościoła jako zbiorowości.

- Co to znaczy "głęboko doświadczyć beatyfikacji Jana Pawła II"?
- Zamiast rozważać, czy świat jest z natury dobry, czy zły i czy Jan Paweł II dobrze grał w stosunku do dyktatur, należy zastanowić się, co ten pontyfikat znaczy dla mnie i co wyniosłem z tych 26 lat. Czy chociaż moment, przynajmniej minutę z tamtego czasu jestem w stanie przełożyć na własne życie, czy jakoś to czuję i czy potrafię choć przez króciutką chwilę dać sobie szansę, by w tych dniach trwale coś w życiu zmienić. Jeśli tak do tego podejdziemy, Jan Paweł II po tłumnie przeżywanej beatyfikacji znajdzie swoje miejsce w sercu każdego z nas. Nie klękajmy, bo inni klękają, zastanówmy się, co Jan Paweł II pozostawił dla nas osobiście, a nie dla Polski, narodu, Kościoła.

- Trudno nie pytać o zbiorowość, np. o pokolenie JP II, w sytuacji, gdy młodzi wedle wszelkich badań najszybciej odpływają z Kościoła. Co z tym pokoleniem JP II?
- To jest pytanie, na które każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Co z tego, że ja czy inny publicysta sformułujemy jakąś tezę, skoro będzie ona tylko moja. Ale jeśli pan pyta, to przyznam, że w mojej opinii pokolenie JPII to tylko pewien wytrych, dzięki któremu zrzucamy z siebie odpowiedzialność za wiele istotnych rzeczy. Zamiast myśleć, co powinienem zrobić, wielu zastanawia się, co powinno zrobić jakieś papieskie pokolenie, do którego można się zapisać albo nie. Poza tym nie tylko młodzi z Kościoła odchodzą, starzy też.

- Starzy naturalną koleją losu odchodzą nie tylko z Kościoła, ale i z tego świata, a młodzi, o których papież mówił "jesteście moją nadzieją" są przyszłością Kościoła. Pytanie, jaką przyszłością?
- Nie można odpowiedzieć na pytanie, czy gdyby żył Jan Paweł II, byłoby tak samo czy lepiej. Mieliśmy tego papieża zrządzeniem Opatrzności, mogliśmy z tego skorzystać i każdy robił to jak umiał. Dzisiaj odpowiedzialność za Kościół jest w każdym z nas. Nie wiem, w jaką stronę to pójdzie.

- W jaką stronę chciałby pan, żeby poszło?
- Jeżeli miałbym być prorokiem i twierdzić, że dojdzie do jakiegoś procesu urealnienia się liczb używanych w odniesieniu do polskiego Kościoła, to obstawiam, że w perspektywie ćwierćwiecza stanie się on sensowną, spójną i gotową do dialogu ze światem mniejszością. Jeśli będzie ona liczyć 30-35 procent, ale będzie wspólnotą żywej wiary, to będzie sukces.

- Do tego trzeba metod nauki wiary, trafiających do współczesnego człowieka. Mam wrażenie, że z tym Kościół hierarchiczny ma obecnie największe kłopoty.
- Nie zgadzam się z taką tezą. Owszem, jeśli się Kościół identyfikuje i odczytuje wyłącznie przez pryzmat komunikatów Episkopatu dotyczących spraw związanych ze Smoleńskiem, albo kolejnych tarć dotyczących Radia Maryja, to można odnieść takie wrażenie jak pan…

- Rzecz w tym, że bardzo często żaden inny przekaz nie trafia do ludzi, bo nie przebija się przez medialny zgiełk.
- Jeśli ktoś poprzestaje na takiej wizji Kościoła, tak naprawdę nie ma o nim zielonego pojęcia. To tak, jakby mówić, że Japonia jest krajem zniszczonym przez trzęsienie ziemi. Tymczasem prawda o tym kraju jest nieskończenie szersza niż to jedno tragiczne wydarzenie. Trzeba wyjść z medialnej nerwicy, która obejmuje nas wszystkich. Nie, Kościół nie ma problemu z nauczaniem wiary, chociaż problemy w komunikacji ze światem mu się zdarzają.

- I to właśnie, czyli jakość i głębię przekazu, mam na myśli.
- Oczywiście, że biskupi i księża z pewnymi rzeczami sobie nie radzą, ale za bardzo wiele złych zjawisk w polskim Kościele odpowiada nieprawdopodobne miejscami lenistwo świeckich wiernych, którzy często są skłonni wyłącznie do formułowania narzekań i pielęgnują w sobie postawy roszczeniowe. Zachowują się jak pisklęta, które siedzą w gnieździe i przez całe życie otwierają dzióbki w nadziei, że ktoś im coś do tych dzióbków włoży. Jeżeli wierni w Polsce nie obudzą się i nie zechce im się chcieć, to Kościół instytucjonalny będzie mógł na rzęsach tańczyć i na głowie stawać, a i tak ten przekaz wiary, o który tak naprawdę wyłącznie chodzi, do ludzi nie dotrze.

- A co pan poradzi człowiekowi, który na fali entuzjazmu związanego z beatyfikacją chciałby się wreszcie zagłębić w nauczanie Jana Pawła II, ale od razu dopada go naturalna myśl: nie, te encykliki są dla mnie nie do przebrnięcia.
- Ja po prostu takiemu człowiekowi nie wierzę! Niemal każdy z nas ma dostęp do internetu, a tam można znaleźć nieprawdopodobną ilość sprawnie podanych informacji o twórczości Jana Pawła II, już wręcz przeżutych dla łatwiejszej konsumpcji. W tej sytuacji mówienie o trudności encyklik to zwykłe wykręty. Wszystkie te przyjazne odbiorcy materiały są dostępne w formie tekstów, filmów, empetrójek, zrzutów na iPada - wszystkiego, co tylko oferują współczesne technologie. Trzeba tylko zechcieć po to sięgnąć i znaleźć formę najodpowiedniejszą dla siebie. A książek ile jest fantastycznych! Weźmy "Polski rachunek sumienia z Jana Pawła II" Zbigniewa Nosowskiego - już prościej tego nie można było napisać. Autor przytoczył fragmenty papieskich wypowiedzi i tekstów z krótkim wyjaśnieniem, o co w nich chodzi i uzupełnił pytaniami do osobistego przepracowania przez cały weekend czy przez tydzień. Zamiast w kółko mówić "nie potrafię", proponuję przez 15 minut poszukać w sieci czegoś o Janie Pawle II, bo przez ten czas na pewno każdy znajdzie dla siebie materiał, z którego będzie mógł korzystać miesiącami.

- Nie jest dla pana paradoksem, że Kościół, z którego wyszedł Karol Wojtyła, autor "Miłości i odpowiedzialności", książki w dużej mierze poświęconej seksualności człowieka, ma dziś problem z podejmowaniem tego tematu i m.in. tym zniechęca do siebie młodych?
- Młodzież poza współżyciem płciowym ma też inne zainteresowania, rozterki i potrzeby, ale jak popatrzymy na fenomen ojca Ksawerego Knotza, mamy dowód, że to nieprawda, iż cały Kościół nie potrafi mówić o seksie, łechtaczce, orgazmie itp. Nie jest tak, że oferty odpowiedzialnej rozmowy na te tematy nie ma. Mało tego: poza o. Knotzem, o którym mówię w kontekście medialnym, także w małych grupach parafialnych został już wykonany skok. Wciąż jeszcze w wielu miejscach zdarzają się kursy przedmałżeńskie, które są istocie przeciwmałżeńskie i nie ma co tego ukrywać, lecz ogólny pejzaż jest naprawdę inny niż w latach 90. Każdy wierny, który chce się przygotować do małżeństwa i dowiedzieć o różnych aspektach nauczania Kościoła w tym względzie, ma do wyboru co najmniej kilka opcji. To się naprawdę dzieje, tylko dajmy temu chwilę czasu, by się upowszechniło.

- To, że Polska pozostanie krainą pomników Jana Pawła II jest już pewne, a czy będzie też przestrzenią jego żywej myśli?
- Już zaczyna być. Nie popadajmy w nerwicę z powodu pomników, bo jak ludzie chcą sobie postawić pomnik, mają na to pieniądze, uważają, że jest to potrzebne, to niech stawiają albo nazywają ronda imieniem papieża. Zamiast oceniać innych, czy dobrze, że stawiają pomniki i czy te pomniki są ładne, zajmijmy się sobą, bo myślę, że Jan Paweł II byłby z tego najbardziej zadowolony.

- Z pewnością, ale ponowię pytanie: co zrobić, by pomnik, który stawiam lub obok którego przechodzę, był początkiem, a nie końcem obecności Jana Pawła II w moim życiu?
- Myślę, że ewangeliczna opowieść o wyciąganiu belki ze swojego oka, by dopiero później zająć się drzazgą w oku brata, jest dziś aktualna jak nigdy wcześniej. Zamiast oceniać innych i lamentować nad kryzysem polskiego Kościoła albo recenzować pracę duchowieństwa, zacznijmy od samych siebie. Zacznijmy przyswajać nauczanie Jana Pawła II, uczyńmy postanowienie, że będziemy starali się je wcielać we własne życie i skończmy z tą nerwicą, której ulegają nie tylko dziennikarze, ale też odbiorcy mediów, objawiającą się krytykowaniem wszystkiego i wszystkich, byle tylko nie przyglądać się sobie samemu i naszemu osobistemu przeżywaniu wiary i byciu w Kościele.

- Dziękuję za rozmowę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska