Przemoc ma płeć męską

sxc.hu
Jeśli szybko nie postawi się granicy, nie powie: "Nie godzę się na to i będę konsekwentna” - to przemoc powraca
Jeśli szybko nie postawi się granicy, nie powie: "Nie godzę się na to i będę konsekwentna” - to przemoc powraca sxc.hu
Rozmowa z Urszulą Nowakowską, dyrektorem Fundacji Centrum Praw Kobiet w Warszawie.

- Znana aktorka Katarzyna Figura w dramatycznych wywiadach w prasie i telewizji przyznała, że przez wiele lat była bita i poniżana przez swojego męża. Dla wielu ludzi to był szok. Dla pani też?
- O tyle mnie to nieco zaskoczyło, że miesiąc wcześniej widziałam Katarzynę Figurę z mężem na przyjęciu w ambasadzie amerykańskiej. Wiele kobiet doświadczających przemocy nie wygląda przecież wcale na ofiary, a sprawcy doskonale się kamuflują. To, że osoba znana okazuje się ofiarą przemocy w domu, nie szokuje.

- Aktorka powiedziała, że zrobiła to, by ratować siebie i dzieci, ale też by dać odwagę innym kobietom, które są w takiej samej sytuacji.
- To rzeczywiście jest bardzo potrzebne, bo wiele kobiet latami tkwi w takich związkach. Kiedy problem ujawniają znane osoby, pomaga to w przełamywaniu wstydu i stereotypu, że dotyczy to tylko rodzin patologicznych.

- No właśnie, u nas wciąż pokutuje przekonanie, że przemoc dzieje się głównie w rodzinach ze społecznych nizin, gdzie "chleją i leją".
- To fałszywy obraz. Gros naszych klientek to kobiety, których mężowie nie nadużywają alkoholu, często są wykształceni, zajmują eksponowane stanowiska, podobnie jak one same. To tak zwane normalne rodziny. O pomoc zwracają się do nas także osoby z pierwszych stron gazet. Zwykle bardzo nieśmiało, z wątpliwościami, kto im uwierzy. Mają dużo do stracenia.

- Wydawałoby się, że kobietom niezależnym finansowo łatwiej zrzucić takie jarzmo.
- Często okazuje się, że wcale nie są takie niezależne. Kiedy ona zaczyna nagłaśniać problem czy szukać pomocy, to on blokuje jej pieniądze albo pozbawia ją dostępu do wspólnych zasobów. Nasze badania pokazują, że niezależność finansowa nie zawsze pomaga. Zresztą przed odejściem od partnera-kata powstrzymują kobiety różne uwikłania i stereotypy.

- Jakie?
- Na początku jest to wstyd przed ujawnieniem, że to się dzieje w moim domu. Kobiety powstrzymuje groźba utraty wizerunku porządnej rodziny. Bardzo często przechodzą też przez etap poszukiwania winy w sobie, brania odpowiedzialności za to, co się dzieje. On mówi, że jestem beznadziejna, że wszystko źle robię, to spróbuję, postaram się lepiej. Kobiety ulegają też różnym stereotypom - że nie należy rozbijać rodziny. "Robię to dla dzieci" - myślą i cierpią. Nie chcą, by w szkole dzieci zostały napiętnowane, jako te, których tatusiowie oskarżeni są o przemoc i nie daj boże trafią do więzienia. Z tego powodu kobiety często wycofują oskarżenia. Poza tym sprawca po ataku agresji często przeprasza, obiecuje, że to się nie powtórzy.

- Przylepia plaster, a ona wierzy?
- Tak, bo uważa, że dostała kolejną szansę.

- Taka jest naiwna?
- Obietnicę składa mężczyzna, którego kiedyś pokochała i często kocha dalej, choć on stał się jej wrogiem. Poza tym przecież to nie dzieje się z dnia na dzień. Najpierw jego działania są bardziej subtelne - izoluje ją od innych, uzależnia od siebie, sprawia, że staje się jej głównym punktem odniesienia. Nie jest łatwo odejść z takiego związku. Ludzi łączą też różne powiązania majątkowe, wspólny dom, dorobek, którym niełatwo się podzielić. Nierzadko on tak wszystko ustawia, że nawet jakby ona chciała odejść, to nie ma z czym. Parę dni temu na naszym dyżurze interwencyjnym odebrałam telefon od pani, która po 35 latach małżeństwa znalazła się w potrzasku. Wcześniej mąż namówił ją na rozdzielność majątkową, przepisał dom na swoją matkę, a resztę majątku na siostrę i formalnie nie ma niczego. Kobieta wróciła z wakacji i okazało się, że on wniósł sprawę o eksmisję jej z mieszkania. Ona zawsze była "przy mężu" i teraz nie dość, że została bez środków do życia, to jeszcze nie ma się dokąd wyprowadzić. A sprawy karne o znęcanie się, które wielokrotnie wnosiła, były umarzane.

- Katarzynę Figurę do wyrwania się z pułapki namówił dorosły syn z pierwszego małżeństwa.
- Nierzadko to właśnie dorosłe czy wychodzące już z domu dzieci zwracają się do nas z prośbą o pomoc dla matki, inicjują jej odejście od kata. Ale bywa też inaczej. Matki, które całe życie poświęciły dzieciom i dla nich cierpiały, zostają podwójne zdradzone, bo dzieci dają się przekupić ojcom. Pani, o której mówiłam, nie ma wsparcia dorosłej córki, bo mąż wziął ją na swoją stronę, obiecując, że to jej zostawi dom.

- Kiedy on uderzył raz, drugi, trzeci, można jeszcze mieć złudzenia, że coś się poprawi?
- Życie pokazuje, że raczej nie. Jeśli szybko nie postawi się granicy, nie powie: "Nie godzę się na to i będę konsekwentna" - to przemoc powraca. A im dłużej trwa, tym bardziej staje się brutalna i tym trudniej ją przerwać. Kiedy ona po wielu latach próbuje coś z tym zrobić, to on już jest tak przyzwyczajony do jej uległości, że eskaluje przemoc.

- Może nawet zabić?
- Nasza klientka półtora roku temu została zabita na zlecenie swojego męża właśnie w takich okolicznościach. Chciała się wyprowadzić i dwa dni przez rozprawą o podział mieszkania on zlecił zabójstwo. Przygotowywał je przez dwa lata, wynajął zabójców, wpuścił ich do mieszkania.

- To, że teraz siedzi, jest marną pociechą.
- Dostał 25 lat, ale w październiku będzie apelacja, bo naszym zdaniem sąd niesłusznie uznał, że było to tylko podżeganie do zabójstwa, a nie sprawstwo kierownicze.

- Podoba się pani określenie przemoc domowa?
- Nie podoba. To trzeba jasno powiedzieć - w Polsce neutralizuje się w ten sposób to zjawisko. Tymczasem przemoc nie jest neutralna, przemoc ma płeć. Sprawcami przecież najczęściej są mężczyźni, a ofiarami kobiety. Źródłem tej przemocy jest nierówny status kobiet i mężczyzn, dyskryminacja, wielowiekowa upośledzona pozycja kobiet - w rodzinie i w społeczeństwie. Mężczyźni, którzy stosują przemoc, nie stosują jej wobec innych mężczyzn, ale wyżywają się na tych, które uważają za słabsze i podporządkowane. Mimo że od wielu lat mamy równouprawnienie zapisane w prawie, to w praktyce daleko nam do tego.

- Przemoc domowa jest przestępstwem, zagrożonym karą do 5 lat więzienia. I co z tego wynika?
- Często odnoszę wrażenie, że niewiele. Prawo sobie, a życie sobie. Bardzo dużo przypadków kończy się albo umorzeniem sprawy, albo niewszczynaniem postępowania. Jest przestępstwo, ale się go nie ściga, nawet gdy są ewidentne dowody. Cały system zbudowany po uchwaleniu ustawy o przeciwdziałaniu przemocy traktuje przemoc bardziej jako problem rodziny, a nie przestępstwo. Takie "prorodzinne" podejście zaburza prawne rozwiązywanie tych spraw. Działają zespoły interdyscyplinarne, sama w takim uczestniczę, ale widzę jaka tam panuje spychologia. Mamy słynną Niebieską Kartę. Policja, owszem, założy ją, ale potem przesyła zespołowi, niech on się martwi i pomoże rodzinie, choć ewidentnie widać, że w tej rodzinie jest przemoc. Policja z urzędu powinna wszczynać postępowanie, ale tego nie robi. Przerzuca się odpowiedzialność na ofiarę: "Niech pani przyjdzie jutro, niech się pani dobrze zastanowi".

- Nie mamy więc dobrego prawa?
- Moim zdaniem nie do końca. Są różne przepisy, które wydają się wystarczające do ścigania, ale jeśli chodzi o kwestie proceduralne, to brakuje nam podstawowych rozwiązań, które stosowane są już nie tylko na Zachodzie, ale nawet w wielu krajach afrykańskich. Chodzi głównie o nakaz opuszczenia domu przez sprawcę, jako uprawnienie dla policji. U nas policja dalej nie ma takich uprawnień, a to moim zdaniem jedna z kluczowych kwestii, by podczas interwencji można było natychmiast przemoc przerwać. Oczywiście nawet i to może być niewystarczające. Jeśli facet jest niebezpieczny, to należy go tymczasowo zatrzymać i aresztować. Ale u nas brakuje procedur oceny ryzyka. Chodzi o to, by ocenić, czy może dojść do ciężkiego uszkodzenia ciała, a nawet zabójstwa. Wtedy ofiary trzeba otaczać szczególną ochroną. Inny problem: Kiedy kobieta nie decyduje się na drogę karną przeciw mężowi, to może nakaz opuszczenia przez niego domu uzyskać na drodze cywilnej. W Europie to już jest standard, u nas też przepis wprowadzono, ale niestety sądy nie są zobligowane do szybkiego działania. Mają na to 30 dni, a przecież chodzi o to, by kobiecie dać jak najszybciej poczucie bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Próbowałyśmy to zastosować u jednej z klientek. Sąd przez rok w ogóle się nie odniósł do wniosku.

- Dobre nowoczesne prawo to i tak pewnie mało, gdy mentalnie tkwimy w innej epoce.
- Kiedyś przemoc była usankcjonowaną formą sprawowania władzy nad kobietą. Coś z tego wciąż pokutuje. W Wielkiej Brytanii, gdy ofiarą przemocy jest osoba bliska sprawcy, traktuje się go surowiej. U nas to jest okoliczność łagodząca. Za pobicie kogoś na ulicy dostaje się większą karę, niż za pobicie własnej żony. Dawne stereotypy widać też w próbach szukania odpowiedzialności w kobiecie - że to ona coś źle zrobiła - i usprawiedliwiania męskiego kata. Nigdy nie zapomnę uzasadnienia sądu z Wrocławia w sprawie rozwodowej naszej klientki. Ona była lekarką, brała wiele nocnych dyżurów, by zarobić na rodzinę. Pan prowadził nieudaną działalność gospodarczą i był głównie na utrzymaniu żony. Pasożytował na niej, mimo to oczekiwał, że to ona nadal będzie prowadziła dom, gotowała i dbała o niego. Na dodatek w grę wchodziła przemoc seksualna, bo mąż wymuszał na żonie pożycie. Kobieta została uznana jednak za współwinną rozkładu małżeństwa. Pani (!) sędzia uznała, że skoro ona odmawiała mu seksu, to on nie miał wyjścia i musiał "obowiązek małżeński" egzekwować siłą.

- Centrum Praw Kobiet wystąpiło do rządu z petycją - którą można podpisywać na waszej stronie - o wprowadzenie do polskiego prawa pojęcia przemocy ekonomicznej. Dlaczego to takie ważne?
- W 90 proc. przypadków przemocy w rodzinie mamy również do czynienia z przemocą ekonomiczną. W dobie kryzysu staje się to coraz bardziej powszechne, a kobiety często nie zdają sobie z tego sprawy. Pewna bizneswoman z międzynarodowej korporacji przyznała mi, że ona utrzymuje cały dom, a mąż - równie dobrze zarabiający - swoje zarobki odkłada na konto. Tyle że ona nie miała pojęcia, ile tego jest i co on z tym robi. Nagle uświadomiła sobie, że przecież pewnego dnia mąż może powiedzieć "do widzenia", a ona zostanie na lodzie. Niedawno miałam też telefon od ciotki młodej kobiety - studentki, kilka miesięcy po ślubie. Mąż biznesmen wydzielał jej pieniądze, a ona musiała się rozliczać z każdej złotówki. Na dodatek usiłował ją namówić do zaciągnięcia dużego kredytu, a ona nie miała żadnego wglądu w prowadzoną przez niego działalność i szansy na podjęcie świadomej decyzji. To bardzo częste przypadki wmanipulowywania kobiety w decyzje, których skutki mogą ponosić do końca życia. Przemoc ekonomiczna to także ukrywanie dochodów, niepłacenie alimentów, przypisywanie majątku na rodzinę, a także pasożytowanie na pracy kobiet. To także niszczenie wspólnego majątku. W takiej sprawie zgłosiła się do mnie np. kobieta po rozwodzie. Sąd orzekł, że byli małżonkowie mają korzystać z dwu części wspólnego dotąd domu. Ona miała zasądzoną sypialnię, w której mieściła się także garderoba. On uważał, że sąd nie pozbawił go dostępu do garderoby, więc ze swojej części domu przebijał się do tej garderoby przez ścianę i demolował mieszkanie. Kobieta wzywała policję, ale ta stała na stanowisku, że skoro garderoba nie jest wymieniona w postanowieniu sądu, a ściana jest współwłasnością, więc on może w swojej części robić, co chce. Problem w tym, że wartość mieszkania na skutek tego malała. Uważamy, że takie działanie należy uznać za przestępstwo i odpowiednio karać. Notabene w tej sprawie nasza interwencja okazała się skuteczna i mąż przestał się do swojej eks przebijać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska