Manifest PKWN - zdrada czy polityczny cynizm

fot. Archiwum
fot. Archiwum
- Manifest zapowiadał demokratyczne wybory, demokratyczny sposób rządzenia, reformę rolną. Trzeba pamiętać, że na Zachodzie myśl lewicowa miała wtedy spore wzięcie.dr. Mariusz Patelski, historyk z Uniwersytetu Opolskiego.

- Jak rozumieć Manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego ogłoszony 22 lipca? Akt założycielski satelickiego wobec ZSRR państwa czy wyraz zimnego realizmu politycznego?
- Spory na ten temat będą trwały pewnie jeszcze całe dziesięciolecia i nie mam zamiaru ferować jakichś ostatecznych rozstrzygnięć. Niewątpliwie ten manifest był elementem, ale i zwieńczeniem pewnej gry, jaką Stalin prowadził z Zachodem. Spójrzmy na realia ówczesnej Europy, głównego wówczas teatru działań wojennych. Oto Sowieci w toku krwawych bojów zdobywają pierwsze zabużańskie miasto - Chełm. Na Zachodzie alianci dopiero co lądują w Normandii, tworząc drugi front. Losy wojny wcale nie są jeszcze przesądzone. Ale Stalin już przeczuwa, że trzeba myśleć, nie tylko jak dobić nazistów, ale też jak urządzić Europę powojenną.

- I zgodnie z zasadą "dziel i rządź" zaczyna montować imperium.
- Wiedział, że Sowiety są wykrwawione, ale wiedział też, paradoksalnie, na jakich zasadach działają demokracje. Trafnie założył, że chwycą się każdej okazji, by pozyskać sympatię jego, jako sojusznika, nawet kosztem narodów, z którymi były powiązane układami.

- I wtedy wpada na szatański pomysł z PKWN.
- Polityka to nie równanie matematyczne. Sama logika nie wystarcza. Liczą się też emocje społeczne, zdolność wykorzystywania animozji itp. Manifest PKWN był swoistą zagrywką va banque. Otóż dwudziestego - nie dwudziestego drugiego! - lipca radio moskiewskie podało w wieczornym serwisie, że PKWN się ukonstytuował.

- Członkowie PKWN o tym wiedzieli?
- Chyba nie wszyscy.

- Czyli typowa fałszywka?
- Raczej posunięcie polityczne. Bo w tym samym czasie polski rząd londyński, ściślej premier Mikołajczyk, byli mocno naciskani przez Churchilla, by dogadać się w końcu z Sowietami. Churchillowi chodziło o podtrzymanie dobrych stosunków ze Stalinem, co zrozumiałe, bo przecież wtedy Brytania krwawiła w zmaganiach z Niemcami. Jako premier, odpowiedzialny za los swojego państwa i obywateli, miał obowiązek wybierać takie rozwiązania, które byłyby najkorzystniejsze dla imperium.

- Stalin to wiedział...
- Oczywiście. I on też patrzył na świat pod kątem interesów swojego imperium, jakie miało niebawem powstać. Można, jak sądzę, bez wielkiego błędu przyjąć, że informacja o powstaniu PKWN, zanim faktycznie jego członkowie mieli się o tym dowiedzieć, była obliczona na stworzenie w opinii publicznej Zachodu wrażenia, że z Polakami nie sposób prowadzić przewidywalnej polityki.

- Bo?
- Bo manifest zapowiadał demokratyczne wybory, demokratyczny sposób rządzenia, reformę rolną. Trzeba pamiętać, że na Zachodzie myśl lewicowa miała wtedy spore wzięcie. Ludzie chcieli się cieszyć, gdy słyszeli, że demokracja zwycięża, reformy się dokonują...

- Iluzje są pocieszające, ale zaraz potem ruszył terror, o czym Zachód też się dowiedział. I milczał.
- Ale to wymagało lat, a tymczasem Stalin zręcznie rozgrywał nasze wewnątrznarodowe spory. Są źródła, które podają, że swym zachodnim rozmówcom tłumaczył, że chętnie oddałby Polakom na przykład Lwów, kłopot polega tylko na tym, że oni się nie potrafią między sobą dogadać, o co im w zasadzie chodzi.
- Wrócę do pierwszego pytania: Manifest PKWN to zdrada czy polityczny cynizm?
- Cynizm o tyle, że przez wiele lat jego treść była reglamentowana. To znaczy trzeba było wiele wysiłku, by poznać jego treść.

- Ten chłop w okularach wpatrzony w plakat był we wszystkich podręcznikach szkolnych...
- Ale treści plakatu już nie było.

- Nie było. Może komunistom było wstyd za Wandę Wasilewską?
- To mroczna postać z tego gremium PKWN. Miała podobno być kochanką Stalina, choć sądząc z zachowanego na filmach tembru jej głosu, nawet jego nie zdołałaby zauroczyć.

- A przedwojenni oficerowie? Rola-Żymierski, późniejszy marszałek Polski, Zygmunt Berling, wielu innych?
- I tu zaczyna się komplikacja. Jak w kwestii manifestu odmierzyć ich winy i zasługi? Łatwo jest pisać historię, gdy na głowę i biurko nie spadają już bomby, bliscy są bezpieczni, trudniej podejmować decyzje, gdy wokół wrze bitwa na śmierć i życie. Wanda Wasilewska była typowym przypadkiem człowieka, który był gotów do największej zdrady narodowej w imię wyznawanych ideałów. Ona nie miała wątpliwości, że przyszłość Polski jest tylko w ramach związku republik radzieckich, czyli siedemnastej republiki. Generał Świerczewski też był w gruncie rzeczy bardziej żołnierzem sowieckiej armii niż polskiej. Jego kult w czasach PRL był więc czymś zupełnie nie do przyjęcia. W skład PKWN wszedł także Stanisław Radkiewicz, późniejszy szef UB w Polsce, przynajmniej moralnie odpowiedzialny za niezliczone zbrodnie dokonane na patriotach. Ale był członkiem PKWN także Andrzej Witos, syn przedwojennego ludowca, czy generał Zygmunt Berling, dowódca pierwszej armii Wojska Polskiego.

- To czym był PKWN? Fatalizmem historii? Potrzebował tylko kukiełek, by odegrać swój teatr?
- Po trosze wszystkim, co mogliśmy wtedy osiągnąć. Brutalna prawda była taka, że choć wystawiliśmy czwartą podziemną armię na świecie, nie miało to decydującego znaczenia w strategii w tej wojnie.

- Data ogłoszenia manifestu stała się w PRL nieomal państwowym świętem religijnym. Dlaczego?
- Zawsze władza potrzebuje symboli i obiektu kultów. I zawsze z zaangażowaniem zwalcza kulty jej ideowo obce. Tak było przez całe lata PRL z tak zwaną rywalizacją jedenastego listopada z dwudziestym drugim lipca. Dwudziesty drugi lipca miał zostać zakorzeniony w pamięci Polaków jako dzień, w którym narodziła się ich bezpieczna ojczyzna, wsparta potęgą ZSRR. Dopiero w osiemdziesiątym czwartym roku PRON zdecydował się na uhonorowanie listopadowej rocznicy, choć szczerość intencji trudno im przyznać, skoro było już wtedy wiadomo, że system się sypie, a wraz z nim jego ikony.

- Potem posypało się wiele innych ikon.
- Na przykład Powstanie Warszawskie.

- Polscy historycy londyńscy, a więc uznawani odruchowo za niezależnych, nie zostawiają suchej nitki na jego dowódcach. Oceniają wprost: to była nieodpowiedzialność.
- Wobec ogromu tragedii, skali śmierci i zniszczeń trudno o jednoznaczne oceny. Ale wydaje mi się, że decyzja o wznieceniu powstania była rzeczywiście pochopna.

- Czesi też zrobili powstanie i do dziś w Pradze czczą lustro czy ścianę przebitą pociskiem. Edmund Osmańczyk napisał książkę, że widząc to, odczuł dumę, iż nasza stolica aż tak została przenicowana.
- Tak właśnie toczą się historyczne dzieje. Oto najpierw 22 lipca Sowiety powołują PKWN. W odpowiedzi wzrasta opór przeciw nowemu najeźdźcy na ziemiach wschodnich, gdzie Polacy już poznali opresję systemu komunistycznego, gdy Sowieci zawarli układ z nazistowskimi Niemcami. Opór przeciw PKWN wznieca z kolei spór wewnątrzkrajowy: czy państwo powinno być państwem "na kółkach", które każdy z mocarzy przesuwa gdzie chce? No to jak to jest? Rzeczpospolita ma być pionkiem w grze?
Następuje starcie idei i wartości: ci, którzy święcą dwudziestego drugiego lipca, stają się przeciwnikami tych, którzy wieszają flagi jedenastego listopada. Pierwszych wspiera państwo, drugich ono nęka.

- Powinniśmy czcić Manifest PKWN?
- Orwell w licznych felietonach, reportażach opisywał coś, co stało się rzeczywistością peerelowską. My wciąż wspominamy go jako autora kultowej powieści, ale on opowiedział nam - może niechcący i prześmiewczo - o tym, jak będzie wyglądała także Polska (Bułgaria, Rumunia itp.) za kilkadziesiąt lat. Orwell pisał o ludzkich słabościach, które idą w ślad za słabościami systemu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska