Masz zabić gwałciciela swej córki - czyli jak zdobyć rolę w „Trudnych sprawach” lub w „Zdradach”

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Nasz dziennikarz zgodził się zagrać mordercę, ale już nie pedofila czy striptizera.
Nasz dziennikarz zgodził się zagrać mordercę, ale już nie pedofila czy striptizera. Radosław Dimitrow
Ludzie są gotowi śpiewać piosenkę o „Mięsnym jeżu” za 200-400 zł. Za drugoplanową rolę filmowcy płacą jeszcze mniej. Dlatego do takich ról garną się osoby szukające przygód.

Na korytarzu ośrodka kultury w Strzelcach Opolskich kłębi się tłum. Atmosfera jest lekko nerwowa - panie naprędce poprawiają makijaż, panowie ukradkiem zerkają na komórki, sprawdzając, która godzina. Za chwilę wszyscy wystąpimy w castingu. Stawka jest wysoka - można dostać rolę w prawdziwym, telewizyjnym serialu: „Gra wstępna”, „Trudne sprawy”, „Zdrady”, „Pamiętniki z wakacji”, „Dlaczego ja?”.

- Proszę wypełnić ankietę i zapoznać się ze scenariuszem - słyszę od uśmiechniętej brunetki.

Wystąpię jako kandydat nr 50262, co sugeruje, że na innych przesłuchaniach wielu już próbowało. Zanim stanę przed kamerą, producenci mają jednak do mnie kilka pytań. Czy zgodzę się zagrać mordercę, złodzieja albo przestępcę? (Czemu nie, w końcu to tylko film - myślę sobie). Prostytutkę, striptizera, pedofila? (No, to trochę za dużo, więc zakreślam „nie”). Ale zgadzam się jednocześnie na wystąpienie w bieliźnie. Panie będą mogły spróbować gry w odważnej scenie romantycznej (o ile zakreślą „tak”). W tym przypadku można sobie wybrać, czy w miłosnych uniesieniach przed kamerami kochankiem ma być własny partner, np. chłopak, mąż, czy też obca osoba. Producent zaznacza przy tym, że absolutnie nie chodzi o pornografię.

Poza mną w castingu weźmie udział jakieś 60 osób. Wśród kandydatów są m.in. bezrobotni, małolaty, które uciekły z lekcji, dzieci ambitnych rodziców i kilka osób, które urwały się z pracy, żeby zdążyć na casting.

Na zapoznanie się ze scenariuszem mamy 15-20 minut. Mnie przypadła rola mordercy, który wcześniej wiódł życie spokojnego ojca 11-letniej Natalki. Kilka lat wcześniej straciłem żonę w wypadku samochodowym i od tego czasu sam opiekowałem się córką. Jest ona moim oczkiem w głowie. Pewnego dnia nakryłem sąsiada Nowaka, jak w altance na moim ogrodzie gwałci moją Natalkę. Zastałem go stojącego nad pobitą, bezradną córką, która ledwo żyła. On miał opuszczone spodnie. Puszczają mi nerwy. W ruch idzie łopata. Bydlak zostaje zdzielony w łeb i pada trupem (wymierzyłem mu sprawiedliwość, no, ale w końcu mu się należało).

Scenariusz przewidywał, że zaraz po zabójstwie w głowie zaczynają się kotłować różne myśli - dociera do mnie, co zrobiłem. Żeby sprawa nie wyszła na jaw, zaciągam martwego Nowaka do jego ogródka i wracam do własnego domu, udając, że nie mam z tym nic wspólnego. Córkę zawożę do szpitala.

Na moje szczęście w trakcie samego castingu nie muszę nikogo tłuc łopatą po głowie ani ciągać żadnych zwłok. Scena, którą mam zagrać, rozgrywa się już po tych wydarzeniach, na komendzie policji, gdzie jestem przesłuchiwany jako świadek. Policjantka zadaje rutynowe pytania: gdzie byłem, co robiłem feralnego dnia. Całości przysłuchuje się Nowakowa, wdowa po zamordowanym. To wyjątkowo wredna i opryskliwa baba, która od samego początku przypuszcza (i słusznie), że to ja zamordowałem jej męża. W pewnym momencie dochodzi do improwizowanej kłótni. Miałem odegrać tę scenę najbardziej realistycznie, jak potrafię. Wszystkie chwyty dozwolone - z wyzwiskami i obrażaniem włącznie!

- No, przyznaj się, frajerze, do zabójstwa! - wypaliła do mnie Nowakowa w trakcie „policyjnego” przesłuchania.

- Ale… jakiego zabójstwa? Co ty mi próbujesz wmówić, że to ja zabiłem twojego męża? Puknij się w łeb! - próbowałem się bronić.

- To ty, kurwa, puknąłeś mojego męża w łeb. Fajnie było?! - nie odpuszczała Nowakowa.

- A może to ty, jędzo, go zamordowałaś?!

- Nie jestem taka psychiczna jak ty!

- Nie?! Ja wiem co się u was w domu działo. Ciągłe kłótnie. Pewnie sama mu to zrobiłaś!

- A ty, zamiast wtykać nos w sprawy sąsiadów, może byś się zajął swoją wywłoką?

- Mówisz o mojej Natalce?

- No proszę! Mówię „wywłoka”, a tatuś od razu wie, że chodzi o jego córeczkę...

- Niech ją pani stąd weźmie, bo jej łeb ukręcę! - zwracam się do policjantki, wskazując na Nowakową.

Gdy awantura sięga zenitu i prawie dochodzi do rękoczynów, kłótnię przerywa policjantka. Wracam na swoje miejsce i wtedy coś we mnie pęka (tak miało być zgodnie ze scenariuszem). Skruszony przyznaję, że to ja zabiłem.

- Ale należało mu się! On zgwałcił moją Natalkę... - wyrzucam jeszcze z siebie ostatnim tchem.

Kurtyna.
Niektórym puszczają nerwy

Mój występ rejestrowany jest przez kamerę. Widzi go także siedmiu pozostałych kandydatów, którzy wystąpią za chwilę po mnie. Po odegranej scenie rozbrzmiewają skromne brawa.

- Przypominam, że jeśli w trakcie kłótni padną jakieś wyzwiska albo niecenzuralne słowa, to proszę, absolutnie nie bierzcie ich do siebie - poucza Kasia, która z ramienia firmy „Tako Media” odpowiada za rekrutację do seriali początkujących aktorów. - Nie obrażajcie się. To wszystko dzieje się przecież na niby. Chcemy tylko ocenić wasze zdolności aktorskie.

Joanna Szenborn, organizatorka castingu, dodaje, że podczas przesłuchań trzeba często przypominać uczestnikom, że cała kłótnia jest improwizowana.

- Raz jednej osobie puściły nerwy i w złości zaczęła wymachiwać rękami i kartkami przed naszą aktorką - tłumaczy. - Zdarzają się też sytuacje, że ludzie wychodzą z castingu roztrzęsieni. Staramy się wtedy tonować emocje.

Ale z emocjami jest tak, że czasami trudno je opanować.

- Jak usłyszałam o sobie „ty małpo”, to zaraz odpyskowałam ten pańci. Ja sobie nie dam w kaszę dmuchać - śmieje się Sybilla Mrugała z Krośnicy, której także przypadła rola morderczyni. Według mnie wypadła dobrze i ma dużą szansę na rolę.

Sybilla przyszła na casting razem przyjaciółkami: Lidią Plachetką i Dorotą Nocoń. Dzień wcześniej dziewczyny urządziły sobie babski wieczór na działce u Lidki w Strzelcach Opolskich. Na pomysł zgłoszenia się do castingu wpadły przy butelce wina. Pomysł podrzuciła Dorota, która pół żartem, pół serio stwierdziła, że gdyby dostały role w „Pamiętnikach z wakacji”, to mogłyby spędzić w ten sposób urlop na „Kanarach”.

- Ja w życiu nie byłam na żadnych zagranicznych wakacjach, więc to byłaby fajna przygoda - uważa Lidka.

Dziewczyny były zdeterminowane. Dosyć odważnie wypełniły ankietę. Zgodziły się na kontrowersyjne role np. morderczyni, prostytutki. Sybilla zaznaczyła nawet, że gotowa jest wystąpić w scenie romantycznej, i to z obcym aktorem.

- Początkowo chciałam zakreślić, że zgadzam się na pocałunek tylko ze swoim partnerem, ale on pracuje za granicą i ciągle go nie ma, więc taka opcja odpada - zauważa Sybilla. - Ale przecież to jest tylko serial. Tam wszystko dzieje się na niby i jest udawane.

Karolina Kamińska i Ola Gruszka ze Szczepanka pod Strzelcami Opolskimi, żeby przyjść na casting, zwolniły się z lekcji języka polskiego.

- Trwają matury, my miałyśmy akurat zastępstwo, więc stwierdziłyśmy, że przyjdziemy spróbować swoich sił - mówi Karolina. - Po występie stwierdziłam, że to jest trudniejsze, niż myślałam. Trochę się też stresowałam.

Na casting przyszły także dzieci. Kamil, Bartek i Adrian stanęli przed kamerą, bo też chcieliby wystąpić w telewizji.

- Najlepiej, jakbyśmy mogli zagrać razem jakichś trzech łobuzów - zdradza nam Kamil.
Amatorzy są lepsi od profesjonalistów?

Firma Tako Media to absolutny lider w kraju, jeśli chodzi o kręcenie seriali paradokumentalnych. Obecnie zajmuje się równolegle produkcją aż czterech tytułów: „Trudne sprawy”, „Oszukane”, „Sekrety sąsiadów”, „Pamiętniki z wakacji”. Ludzie związani z Tako Media wcześniej zajmowali się produkcją „Świata według Kiepskich” i „Fali zbrodni”. Dlaczego profesjonalna firma nie zatrudni zawodowych aktorów, a szuka amatorów?

- Kręcimy bardzo dużo seriali z dużą ilością aktorów. Gdybyśmy każdorazowo angażowali do ról profesjonalistów, to pewnie szybko wyczerpałaby nam się pula artystów i w kolejnych odcinkach aktorzy musieliby się powtarzać - odpowiada Joanna Szenborn z Tako Media. - Zresztą koncepcja naszych paradokumentów jest taka, że osoby, które wczuwają się w role, mają być po prostu sobą. Oczekujemy improwizacji w wielu scenach, bo wypada to wtedy naturalnie. Staramy się także dopasowywać role do charakterów, czyli jeśli ktoś jest flegmatykiem, to raczej dostaje do zagrania postać o stonowanych emocjach. Natomiast jeśli ktoś jest impulsywny, to wtedy uczestniczy w scenach, gdzie dochodzi np. do kłótni.

Joanna sama ma doświadczenie w grze na planie. Wcieliła się m.in. w rolę nauczycielki wychowania seksualnego, która demoralizowała uczniów.

- Najtrudniej jest zdobyć aktorów, którzy są gotowi zagrać w epizodach romantycznych - dodaje Szenborn. - Np. w serialu „Zdrady” pojawiają się sceny pozorowanej gry wstępnej albo występy w bikini w centrum miasta. Są osoby, które mimo wcześniejszych zgód odmawiają wystąpienia w takiej roli. Ale zdarzają się też takie, które robią to chętnie, bo uznają to za ciekawe przeżycie.
Udział w serialu wymaga poświęcenia

Zdecydowana większość seriali paradokumentalnych kręcona jest we Wrocławiu - część scen nagrywana jest w domach lub mieszkaniach, a część na ulicach bądź w plenerze. Jeden odcinek to zazwyczaj kilka dni zdjęciowych.

Uczestnicy castingów nie dowiadują się po występie, jak wypadli i czy zostaną zaangażowani do filmu. O tym decyduje dopiero producent lub reżyser, który przegląda nagrane sceny. Ci, który wpadną mu w oko, mogą się spodziewać telefonu (zazwyczaj na decyzję trzeba czekać około miesiąca). Wiele zależy tutaj od przypadku. Jeśli ktoś dobrze wypadał przed kamerą i zadeklarował, że np. potrafi śpiewać, a producent potrzebuje osoby z takimi zdolnościami, to wtedy ma szansę zagrać. Nie ma tutaj wypróbowanych sposobów, które gwarantują otrzymanie roli. Warto jedynie zachowywać się naturalnie.

Tomek spod Opola na telefon po castingu czekał miesiąc. Dziś na koncie ma już występ w dwóch różnych rolach: leśniczego i ojca niesfornej nastolatki, której roznegliżowane zdjęcia trafiły do internetu.

- Pierwsza rola była tylko epizodyczna i bardzo łatwa - wspomina Tomek. - Jako leśniczy miałem zeznawać przed sądem w sprawie incydentu z udziałem pijanych myśliwych. Zdjęcia trwały krótko, a po trzech dublach mogłem wracać do domu.

Znacznie trudniejsza okazała się rola ojca rozwydrzonej nastolatki. To była jedna z głównych postaci serialu „Dlaczego ja?”, a role rozpisane były na 24 stronach formatu A4. Tomek dostał scenariusz na krótko przed występem i miał około 15 minut na nauczenie się kwestii przed każdą sceną.

- Ale najtrudniejsze było to, że cały odcinek był kręcony nie po kolei - dodaje Tomek. - W domu kręciliśmy scenę 3, 10 i 22. Potem przenieśliśmy się do szkoły, gdzie realizowana była część 4, 18 i 23. Potem było jeszcze kilka scen na świeżym powietrzu, które także były nie po kolei. Za każdym razem musiałem się wczytać w scenariusz i przypominać sobie, w jakim humorze powinien być akurat bohater. Dochodziło do wielu pomyłek, przez co niektóre sceny musieliśmy dublować nawet kilkanaście razy. Najbardziej irytujące były sytuacje, gdy do pomyłki dochodziło pod koniec sceny. Wtedy trzeba było nagrywać ją od początku. Spędziłem we Wrocławiu dwa dni. Do domu wróciłem kompletnie wyczerpany, bo włożyłem w grę mnóstwo energii.
Kokosów brak

Za udział w serialu Tomek zarobił… 300 złotych. Firma zwróciła mu ponadto koszty przyjazdu i zapewniła nocleg na miejscu.

- Nie są to „kokosy” - przyznaje Tomek. - Jeśli komuś się wydaje, że na grze w takich serialach można sobie nieźle dorobić, to jest w błędzie. To raczej ciekawa przygoda, a pieniądze są tylko formą rekompensaty za to, że w danym dniu nie można iść do pracy.

Gra aktorska Tomka tak się jednak spodobała reżyserowi, że ekipa filmowa co rusz dzwoni, proponując mu konkretne role. Niedawno miał być ojcem innej rodziny, a nawet ordynatorem szpitala. Odmówił jednak, bo jak przyznaje - to się nie opłaca.

Stawka 300 złotych, jaką otrzymał Tomek, pokrywa się z ustaleniami portalu regiopraca.pl, który wyliczył, że ludzie są gotowi zaśpiewać przed kamerami piosenkę o „mięsnym jeżu” nawet za niższą kwotę. Stawki za dzień zdjęciowy wynoszą od 200 do 400 złotych na rękę dla aktorów pierwszoplanowych. Za występ epizodyczny można dostać od 30 do 120 złotych. Biorąc pod uwagę, że profesjonaliści zgarniają nawet 200 tys. zł za film, te stawki są mizerne.

W przypadku „Pamiętników z wakacji”, które kręcone są w zagranicznych kurortach w Hiszpanii lub na Gran Canaria, aktorzy amatorzy mają ponadto opłacony nocleg w hotelu, wyżywienie, a nawet alkohol.

Zarobić na współpracy z producentami seriali można także poprzez wynajęcie ekipie filmowej własnego domu, mieszkania, ogrodu. Warunek jest jednak taki, że w tym czasie nie można korzystać z własnej posesji, bo cała zamienia się w studio filmowe. Stawki za taki wynajem także nie są wygórowane i wynoszą od 100 do kilkuset złotych. Dodatkowo zarobić można jeszcze na udostępnieniu własnego samochodu na potrzeby filmu.

Podczas castingu nie ma mowy o pieniądzach. Stawki są ustalane dopiero tuż przed podpisaniem umowy. Na castingu jest za to mowa o tym, że jeżeli kandydat zostanie wybrany do serialu, może liczyć na umowę o dzieło. Jest jeszcze jeden zapis w umowie: tajemnica firmowa. Aktor amator zobowiązany jest do nieujawniania treści odcinka serialu, w którym dostał zatrudnienie. Nie może więc pisnąć osobom postronnym ani słówka do czasu, aż obraz zostanie wyemitowany w telewizji.
Takich seriali będzie więcej

Przy pewnym zbiegu okoliczności - gdy odgrywana w serialu postać jest ciekawa albo aktor popisał się niecodziennym występem - można liczyć także na pewną popularność. Z danych Nielsen Audience Measurement dla portalu wirtualnemedia.pl wynika, że seriale paradokumentalne cieszą się dużą oglądalnością, dochodzącą do 2 milionów osób. Obecnie najchętniej oglądanymi serialami są: „Szpital”, „Malanowski & Partnerzy”, „Ukryta prawda”, „Zdrady i małolaty”. Czasami - tak jak scena o mięsnym jeżu - powielana jest w sieci przez internautów i taki aktor amator może stać się dodatkowo bohaterem tzw. mema.

Angażowanie do ról aktorów amatorów ma dla producentów jeszcze jedną zaletę - takie produkcje są znacznie tańsze niż kręcenie odcinków z profesjonalną obsadą aktorską. Obecnie w ramówkach polskich telewizji nadawane są aż 23 różne seriale paradokumentalne, a liczba takich produkcji stale rośnie. Czy mimo tej ilości łatwo dostać rolę w takim filmie? Jak sam mogłem się przekonać - nie. Wiele zależy natomiast od przypadku - od tego, jakiej osoby potrzebują akurat filmowcy i jak daleko aktor amator zgodzi się odsłonić własną prywatność.

Kto ma największe szanse dostać rolę?

Największy deficyt wśród aktorów amatorów jest wśród przystojnych mężczyzn w wieku 30-50 lat. Tacy kandydaci mają największe szanse zagrać w serialu. Najwięcej na castingi zgłasza się natomiast młodych kobiet w wieku 18-30 lat.

Kto to ogląda?

Z danych firmy Nielsen Audience Measurement dla portalu wirtualnemedia.pl wynika, że serial „Trudne sprawy” oglądało w marcu i kwietniu średnio 790 tys. widzów. Większą popularnością cieszyły się „Słoiki” - 1,28 mln widzów. Dobrą oglądalność notuje obecnie serial „Zdrady” - 1,68 mln widzów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska