My z covidowego. Pediatra Danuta Gmyrek: 13-letni Kamil umierał. Uratowało go osocze

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Zdaniem pediatry, dr Danuty Gmyrek, jednym z największych problemów w przypadku pacjentów chorujących na COVID-19 jest fakt, że nie mogą oni być odwiedzani przez najbliższych. - Na szczęście my przyjmujemy dzieci z opiekunem - mówi pediatra. Jej relacja jest częścią projektu "My z covidowego", w którym lekarze ze szpitala w Kędzierzynie-Koźlu opowiadają o kulisach swojej pracy.

Danuta Gmyrek jest pediatrą z 30-letnim stażem. Od 20 lat pracuje jako ordynator oddziału dziecięcego w szpitalu w Kędzierzynie-Koźlu. Po przekształceniu placówki w szpital jednoimienny, niesie pomoc młodym pacjentom zakażonym koronawirusem.

Danuta Gmyrek:
- Musieliśmy przygotować oddział w trybie natychmiastowym do przyjęcia pierwszego pacjenta. Było bardzo dużo emocji z tym związanych, dlatego że nikt nie wiedział, czym się objawia ta choroba, jakie niesie skutki, jak prowadzić diagnostykę. Od razu wiedzieliśmy, że będziemy przyjmować i dziecko, i mamę.

Bardzo dużym wyzwaniem dla nas było również pobranie pierwszego wymazu. Teraz mamy naprawdę komfortową sytuację, w naszym szpitalu działa laboratorium genetyczne, natomiast wówczas pierwsza wymazówka z pobranym materiałem jechała do Opola, do Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej.

Mieliśmy przygotowane kombinezony, w które miałyśmy się ubrać. Sam etap tego ubierania… musiałyśmy z filmiku z internetu i z instrukcji na własnym organizmie to przećwiczyć. Do pierwszego wymazu poszły dwie osoby, następne dwie lekarki ubrały się i poszły badać dziecko. Człowiek nie wiedział, czy to dobrze robimy, czy źle. Dopiero potem nabrałyśmy wprawy.

Poza tym samo pakowanie tego materiału genetycznego - wydawało nam się wtedy, że ten koronawirus jest wszędzie, więc były nadzwyczajne środki ostrożności: spakowanie, zamawianie transportu. No i trzeba było czekać prawie dwie doby na wynik.

Miałyśmy bardzo chorego 13-letniego chłopczyka, z chorobami współistniejącymi, który od pierwszego dnia był u nas z ojcem, który też chorował na covid. Ponieważ byli razem, ojcem zajmowali się koledzy z oddziału dla dorosłych.

Tato czuł się dobrze, bardzo dobrze się opiekował synem i pomagał nam. Ponieważ znał choroby podstawowe, znał choroby współistniejące, był bardzo czujny. Gdy trzeba było, natychmiast reagował telefonicznie.

Leżeli u nas bardzo długo. Chłopiec bardzo ciężko chorował. Musieliśmy mu podawać osocze ozdrowieńców. Zrobiliśmy to jako druga jednostka w kraju, po Poznaniu.

Chłopak miał oprócz tego cukrzycę, nadciśnienie. Decyzja zapadła natychmiastowo, dlatego że miał bardzo złe wyniki badania krwi. Wykonano tomografię komputerową.

Płuca były w bardzo złym stanie. Dziecko było z dusznością, nadciśnieniem. Decyzja zapadła praktycznie następnego dnia po przyjęciu na oddział.

Troszkę było z tym kłopotu (z podaniem osocza - przyp. red.), bo wtedy procedura była taka, że się to załatwiało przez komisję etyczną Izb Lekarskich. Tam się spotkała moja prośba z bardzo dużym zrozumieniem. Tego samego dnia podaliśmy dziecku lek.

To jest preparat krwiopochodny, więc trzeba go podawać pod specjalnym nadzorem. Cały czas monitorowane są czynności życiowe pacjenta, czy preparat jest dobrze wchłaniany. Ponieważ pacjent był w bardzo złym stanie, cały czas przy nim był lekarz i pielęgniarka. Osocze podaje się dożylnie.

Ponieważ jest to substancja biologiczna, można się spodziewać że będą różne reakcje. Na szczęście u nas się udało z naprawdę bardzo dobrym efektem. Następnego dnia pacjent poczuł się od razu lepiej, co miało odbicie w badaniach dodatkowych. Zmniejszyła się duszność, zmniejszył się kaszel.

Długo był u nas, bo na początku były takie procedury, że dopóki pacjent nie ma ujemnego wyniku wymazu, to trzymało się pacjenta. Teraz wiemy, że można szybciej wypisać, jeżeli pacjent jest w dobrym stanie.

Ponieważ ten chłopiec miał cukrzycę, trzeba było jeszcze podawać insulinę. Był wieloczynnikowy problem, ale poradziliśmy sobie bardzo dobrze.

W pierwszej fali przyjęliśmy ponad 60 dzieci do naszego oddziału, z tym że Kamila zapamiętamy długo, bo naprawdę dziecko było bardzo, bardzo chore. Mamy kontakt z jego tatą. Ojciec dziękuje, czują się oboje dobrze no i mile wspomina pobyt, mimo że pacjent był nie z naszego powiatu, co wiązało się z bardzo dużą trudnością w zaopatrzeniu, w dowożeniu pacjentowi potrzebnych rzeczy. Zorganizowaliśmy taką pomoc dla ojca tego młodego pacjenta, także myślę, że byli zadowoleni.

To jest największa trudność, gdy my nie dochodzimy do pacjenta tyle razy, ile byśmy chciały, a druga trudność jest taka, że nie ma odwiedzin. Na szczęście my przyjmujemy dzieci z opiekunem. Zorganizowaliśmy co mogliśmy: telefony, radyjka, nawet telewizor.

Relacja dr Danuty Gmyrek jest częścią projektu "My z covidowego".

To multimedialny projekt realizowany przez dziennikarkę Agnieszkę Pospiszyl i fotografa Adama Liszkę w celu pokazania wymiaru pracy osób zaangażowanych w walkę z pandemią COVID-19 w Samodzielnym Publicznym Zespole Opieki Zdrowotnej w Kędzierzynie-Koźlu.

Projekt ma służyć poprawie zaufania społecznego do pracowników służby zdrowia, pokazania konieczności partycypacji i odpowiedzialności społecznej za pracowników i cały sektor ochrony zdrowia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska