MZK obchodzi właśnie 40-lecie istnienia. Pracownicy, zamiast świętować, zastanawiają się, czy to aby nie ostatni jubileusz w dziejach ich firmy. Nastroje są minorowe, gdyż zakład przewożący rocznie ponad 10 milionów pasażerów niedługo może przestać istnieć. To najczarniejsza wizja, a uniknąć jej można tylko dokonując restrukturyzacji przedsiębiorstwa.
- Docierają do nas informacje, że mamy pół roku na przekształcenie z gminnego zakładu budżetowego w spółkę, ponieważ rząd chce likwidacji zakładów w ich dotychczasowej formie - mówi wicedyrektor MZK Jerzy Sadyk. - Zmiany muszą się zakończyć do grudnia, a tymczasem nie ma nawet ogólnego planu przekształceń - dodaje.
Piotr Gabrysz, wiceprezydent Kędzierzyna-Koźla uspokaja: - Żadne decyzje o likwidacji takich firm jak MZK jeszcze nie zapadły. Ale przekształcenia w spółkę i tak nie unikniemy. Już nad tym pracujemy, chociaż restrukturyzacja ruszy nie wcześniej, niż za rok - zapowiada.
- Jeśli już ma być spółka, to tylko ze stuprocentowym udziałem gminy - żądają związkowcy z MZK. Ich zdaniem jedynie w takim przypadku zakład będzie kwitnąć.
- Bo jak przyjdzie prywaciarz, to będzie patrzył wyłącznie na zysk i ciął koszty, a to oznacza likwidację nierentownych linii. Dla niezmotoryzowanych mieszkańców Koźla Rogów, Cisowej, Żabieńca czy Lenartowic skończy się to odcięciem od centrum - ostrzegają kierowcy autobusów.
Problem w tym, że dziś MZK, mimo że należy wyłącznie do miasta, jest w fatalnej sytuacji. Najlepiej widać to po stanie taboru: wiele wozów to graty, których stan zagraża bezpieczeństwu pasażerów.
- W wysłużonych pojazdach wysiada niemal wszystko: silniki, zawieszenia, gnije karoseria i podłogi - wylicza Zdzisław Stasica, kierownik warsztatów MZK, zatrudniony tu od 1970 roku. - Częste awarie wynikają z niedoinwestowania, a firma potrzebuje nowych pojazdów.
W ostatnich latach część wysłużonych jelczy i ikarusów zastąpiły MAN-y oraz solarisy, ale potrzeby nadal są duże. W ciągu pięciu lat niezbędny jest zakup ponad 20 autobusów.
- Gdybyśmy co roku wymieniali po pięć, sześć pojazdów, to dopiero w 2013 roku nasz tabor byłby na przyzwoitym poziomie - mówi dyrektor Sadyk.
Radni uzależniają jednak inwestycje od przekształceń.
- MZK od lat przynosi wielomilionowe straty, ale nic się w tej firmie nie robi, by je zminimalizować - uważa Grzegorz Chudomięt, przewodniczący rady miasta. - Nie wierzę, że ta sytuacja ulegnie zmianie bez choć częściowej prywatyzacji zakładu.
- Publiczny transport musi przynosić straty, tak jest wszędzie na świecie. Gdyby usługi świadczone przez MZK mogły być rentowne, już dawno pojawiłaby się prywatna konkurencja - odpowiada wiceprezydent Gabrysz.
Spory trwają, a przyszłość miejskiego przewoźnika wciąż stoi pod znakiem zapytania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?