Naprawianie szkód jest kosztowne

Drat
Przynajmniej kilkadziesiąt krzewów i drzewek ozdobnych jest niszczonych lub wykradanych każdej jesieni z namysłowskich skwerów i parków miejskich.

Sami płacą za to, co niszczą

Osoby, które zdecydują się zniszczyć zieleń lub ukraść drzewo z namysłowskiego skweru powinny pamiętać, że za ich posadzenie płaci gmina, czyli wszyscy mieszkańcy miasta. W tym również i oni. Co roku z budżetu miejskiego na posadzenie rozmaitych odmian roślin wydawanych jest od 3 do ponad 5 tys. zł. W tym roku zakupiono do uzupełnienia zieleni 450 krzewów, 30 drzew, 650 bylin. Kosztowało to 3750 zł. Rok wcześniej było to 970 krzewów, 40 drzew, 350 bylin. Wydano na ten cel z budżetu Namysłowa 5300 zł.

W ciągu minionego tygodnia pracownicy namysłowskiego magistratu po raz kolejny w tym roku uzupełniali braki w miejskiej zieleni. Wypakowana krzewami i drzewkami taczka pchana po ulicach przez bezrobotnych zatrudnionych w ramach prac interwencyjnych wzbudzała zainteresowanie namysłowian.
- Szkoda, że żadna z osób obserwujących jak sadzimy te rośliny - mówi Dorota Podurgiel, inspektor ds. zieleni miejskiej w Wydziale Gospodarki Komunalnej i Kształtowania Środowiska Urzędu Miejskiego w Namysłowie - nie reaguje, kiedy wandale niszczą rośliny i drzewa zdobiące nasze parki i ulice. My natomiast staramy się, aby nasze miasto było pięknie ozdobione zielenią. Jak widać - na próżno.

Na ulicy Żeromskiego robotnicy wspólnie z inspektor Podurgiel posadzili kulistą odmianę drzewa o nazwie rubinia akacjowa. Aby drzewo wytrzymało atak wandali, wzmocnili je drewnianym palem. W tym roku to już kolejna wizyta pani Doroty w tej części miasta. Urzędniczka opowiada nam, że to nie jest jedynie miejsce, gdzie niszczone są drzewa.
- Znacznie gorzej jest na skwerach w centrum miasta, a szczególnie na tym prowadzącym spod urzędu miejskiego do targowiska - kontynuuje pani inspektor. - Przecież tam co roku, na wiosnę, wysadzamy te same krzewy i drzewa. Proszę sobie wyobrazić, że czasami w kilka dni po nasadzeniu większość z nich zostaje albo zniszczona, albo skradziona. I nie ma na to żadnej rady. Taka sama sytuacja jest w naszych miejskich parkach. Najwyraźniej ludzie czekają na to, kiedy posadzimy zieleń. Jesienią natomiast, tam, gdzie się da, uzupełniamy braki.

Kto niszczy namysłowską zieleń? Na to pytanie Dorota Podurgiel nie potrafi nam odpowiedzieć. Podejrzewa, że kradzieży dopuszczają się przeważnie starsi mieszkańcy miasta, chcący wykorzystać zieleń do ozdabiania przydomowych trawników lub ogródków. Reszta, czyli połamane drzewa, zdeptane krzewy i zniszczone rośliny, to już dzieło najmłodszych namysłowian.
- Niestety sprawcy zawsze pozostają bezkarni, ponieważ nie udaje się ich złapać - dodaje pani inspektor. Uważa, że gdyby większość mieszkańców miasta zwracała uwagę na otaczającą ich zieleń, skala problemu byłaby znacznie mniejsza. - Pamiętam, że tylko raz byłam świadkiem na procesie jednego pana, któremu udowodniliśmy kradzież naszej zieleni. Gdyby było więcej takich przypadków, że moglibyśmy skierować sprawę do sądu, to jestem przekonana, iż grzywny znacznie ostudziłyby zapał wandali i złodziei. Poza tym trzeba byłoby sprawę nagłośnić, aby pokazać, jakie konsekwencje czekają złodzieja lub wandala za niszczenie parków i skwerów.
Zarówno namysłowscy policjanci, jak i strażnicy miejscy nie pamiętają przypadku, aby udało się złapać wandala lub złodzieja na gorącym uczynku. Szefowie tych służb opowiadają, że do kradzieży i zniszczeń zieleni dochodzi przeważnie w nocy.

- Proszę mi wierzyć, że zawsze w weekendy wystawiamy wzmocnione patrole w centrum miasta i okolicach miejskich klubów i dyskotek - mówi podinspektor Jacek Czarnecki, zastępca komendanta powiatowego policji w Namysłowie. - Mimo to dochodzi do niszczenia zieleni. Uważam jednak, że gdyby ktoś - jakiś świadek tego zdarzenia widzący kradzież lub dewastację np. z okna swojego domu - przynajmniej dał nam sygnał, to my natychmiast zatrzymalibyśmy sprawców. Wówczas można byłoby postawić ich przed obliczem sądu.
Podobnego zdania jest Arkadiusz Oleksak, komendant namysłowskiej straży miejskiej. Nie przypomina on sobie przypadku, w którym udałoby się doprowadzić sprawcę dewastacji przed oblicze wymiaru sprawiedliwości.

- Bez dwóch zdań: taką osobę trzeba byłoby zatrzymać na gorącym uczynku - mówi Oleksak. - Owszem, że można złapać złodzieja rozpoznając roślinę skradzioną ze skweru, a posadzoną w jego ogrodzie. Jednak metoda działania i zatrzymania przez nas sprawcy jest zawsze taka, że trzeba byłoby mu udowodnić winę. Oznacza to, iż musielibyśmy mieć świadka, który zezna, że widział tę osobę kradnącą drzewko lub krzew. Z doświadczenia wiem, że byłoby to raczej mało prawdopodobne.
Jego zdaniem mimo dewastacji i kradzieży roślin służby miejskie powinny z uporem dokonywać nasadzeń. - Jeżeli się poddamy, to nasze miasto będzie po prostu gołe, a nie zielone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska