Nasz pałac znów ożyje

Beata Szczerbaniewicz [email protected]
Ludzie ze wsi nie wierzyli, że zabytek da się odbudować. Myśleli, że Jopek to hochsztapler, który chce wyłudzić kredyty.

Historia pałacu
Zbudowany w 1720 roku w stylu barokowym; w 1860 - rozbudowany i przebudowany na neogotyk przez hrabiowski ród von Strachwitz; murowany z cegły, otynkowany, piętrowy z wysokim poddaszem, dwupiętrowymi ryzalitami i sześciopiętrową wieżą, bogato zdobiony. Otacza go park krajobrazowy o powierzchni 39,60 ha, który projektował sam Gustav Meyer (sławny jako architekt ogrodu Sanssouci pod Poczdamem). Ostatnim właścicielem pałacu i wsi Dobra był antyfaszysta hrabia Hermann von Seherr - Thoss, emerytowany rotmistrz. W 1945 roku zamek został spalony przez niemieckich żołnierzy, wskutek czego dach i górne pietra zawaliły się. O przyczynach pożaru krążą różne wersje: jedna mówi, że była to zemsta Wehrmachtu za kolaborację von Seher - Thossów z aliantami (hrabina Olga - żona Hermanna była z pochodzenia Amerykanką, ich synowie zdezerterowali z wojska i uciekli do USA), inna że pałac zajęli żołnierze rosyjscy i Niemcy podpalili go ze względu na nich). Po wojnie nikt go nie remontował, z czasem popadał w coraz większą ruinę, podobnie zresztą jak park.

W pałacu w Dobrej wre robota. Na placu budowy uwijają się robotnicy: odgruzowują piwnice, odbudowują stropy i ściany. Ruiny kupił od Skarbu Państwa Franciszek Jopek - biznesmen z Gliwic. Zapłacił za nie 466 tys. zł. To niewiele w porównaniu z wydatkami, które go czekają.
Na przywrócenie do świetności samego budynku potrzeba kilkudziesięciu milionów złotych, nie mówiąc już o renowacji parku.

Ludzie we wsi z początku nie wierzyli, że Jopkowi się powiedzie: jedni pukali się w czoło, inni podejrzewali, że za kupnem pałacu kryje się jakiś szwindel. Po "Dniu otwartych drzwi pałacu", jaki zorganizowano dwa tygodnie temu, zwiedzający zmienili zdanie. Są pod wrażeniem:
- To, że budowla popada w ruinę, martwiło nas wszystkich, zwłaszcza tych, którzy pamiętali ją piękną przed wojną. Była dużo bardziej okazała niż Moszna - wspomina Gerhard Laksy, sołtys Dobrej.
Jeszcze kilka lat temu Laksy myślał, że jedyne co można zrobić z podupadającym zabytkiem, to wysadzić w powietrze! - Jak zjawił się Jopek, wszyscy mówili, że kupił zabytek za grosze, nabierze kredytów na odbudowę i zniknie, tak przecież było z zamkiem w Kopicach. Ale teraz widzę, że to jest prawdziwy pasjonat - mówi z podziwem sołtys Laksy i chyli przed Jopkiem czoła.
- Przecież on mógłby te pieniądze przehulać, a wsadza miliony tutaj i wierzę, że pałac znów zatętni życiem. Wszyscy ogromnie się cieszymy. A że to teraz własność prywatna, nie ma nic do rzeczy: przed wojną też była i wtedy miał kto o nią dbać, a ludzie we wsi mieli pracę. Pan Jopek nie schowa zamku do kieszeni i nie weźmie do Gliwic. Będzie o nim głośno, będą przyjeżdżać turyści, wycieczki, już teraz telewizja TVN nakręciła reportaż!

Franciszek Jopek przyznaje, że się w Dobrej "zakochał od pierwszego wejrzenia". Trzy lata temu jechał samochodem z Prudnika do Gliwic. Zatrzymał się "za potrzebą". Za krzewami dostrzegł fragmenty ruin. Zaciekawiły go, więc poszedł je zwiedzić. Park był zarośnięty i zdziczały, ale pan Franicszek dostrzegł jego dawną wspaniałość: kwitnące rododendrony i inne ozdobne rośliny, mostki, rzeczki, wysepki, fontanny. Postanowił kupić obiekt i odbudować.
Pierwsze opinie specjalistów były niekorzystne: nie da się odbudować. - Ale ja się tak szybko nie poddaję - zaznacza właściciel. - Ściągałem kolejnych ekspertów i okazało się, że jak ktoś czegoś bardzo chce, może wszystko. Pozytywną opinię dał mi także wojewódzki konserwator zabytków. W pierwszej kolejności zabezpieczyliśmy to, co już jest i odbudowujemy do stanu surowego półzamkniętego - zapowiada.
Do końca roku planuje cały obiekt przykryć dachem. Twierdzi, że wtedy będzie mógł spać spokojnie. Pozostałe prace potrwają jeszcze przez wiele lat. Chodzi nie tylko o pieniądze, które właściciel będzie próbował w części pozyskać z funduszy unijnych na odbudowę zabytków, ale również o skomplikowany zakres prac. W tym miesiącu minie drugi rok od momentu rozpoczęcia remontu, a jak szacuje Jan Postawa kierownik budowy - na dziś osiągnięto zaledwie dwie trzecie stanu surowego zamkniętego, co już kosztowało blisko 2 mln zł.
- Trudno dziś określić koszt całości inwestycji, ceny się zmieniają, ale na pewno kilkadziesiąt milionów - uważa Postawa. - Nad pracami czuwają służby konserwatora zabytków, wiele materiałów budowlanych i dekoracyjnych trzeba będzie robić na zamówienie według historycznych pierwowzorów, na przykład obramowania okien, neogotyckie krenelaże, blanki, pinakle i inne elementy kamieniarskie...To będzie bardzo drogie.

Co już zrobiono
- zabezpieczono wszystkie ściany, podpierając je lekkimi stropami żelbetowymi kasetonowymi
- odtworzono wszystkie piony komunikacyjne (odbudowa schodów)
- ręcznie odgruzowano piwnice, usuwając 2,5 tys. m sześc. gruzu i ziemi (nie można było wprowadzić sprzętu mechanicznego)
- podmurowano ściany nośne i uzupełniono ubytki
- odtworzono 3 tys. mkw. brakujących stropów

Po co biznesmenowi zabytek w Dobrej? Jak sam przyznaje, na początku nie miał konkretnej koncepcji, ale projektanci opracowali dla niego szczegółowy plan zagospodarowania nieruchomości na superluksusowe centrum hotelowo-wypoczynkowe.
Razem z projektantem Zdzisławem Stanikiem pojechali oglądać takie rezydencje w pałacach w Wiedniu. Są przeznaczone dla wyjątkowo bogatych ludzi. Nocleg w nich kosztuje nawet 6800 euro! - Aby obejrzeć takie apartamenty i atrakcje proponowane dla gości musieliśmy się przedstawić, że robimy rekonesans dla grubych ryb, bo inaczej by nam nic nie pokazali - opowiadają Jopek i Stanik. W Dobrej aż tak drogo nie będzie, ale hotel jest pomyślany dla ludzi bardzo zamożnych, raczej zza granicy, bo w Polsce znalazłoby się niewielu klientów, których byłoby stać na taki zbytek.
Kornelia Tomala, mieszkanka Dobrej, która jest tymczasowym administratorem zamku, mówi, że jej znajomy z Wiednia nazwał Jopka "szaleńcem": - Odbudowa pałacu to nie jest biznes - mówi Tomala. - Obiekt niszczał przez 60 lat! Luksusowy hotel, o ile znajdzie klientelę, będzie przynosił dochody, oczywiście, ale koszt inwestycji jest tak wielki i samo utrzymanie obiektu, że nie ma się co łudzić: pan Jopek tych pieniędzy - o ile będą - już nie skonsumuje. Może jego dzieci, a może wnuki? Wygląda na to, że jemu nie chodzi o biznes.

Pani Kornelia twierdzi, że Jopek przekonał mieszkańców wioski do siebie, kiedy otworzył dla nich pałac na jeden dzień. Przyszły wówczas tłumy. - Widziałam, jak starsze osoby płakały ze wzruszenia: wspominały, jak pałac wyglądał w ich dzieciństwie i cieszyły się, że jest wiernie odbudowywany. Wśród nich był także mój tato, który jako chłopiec służył do mszy w pałacowej kaplicy. "Nasz pałac znów odżyje" - powiedział.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska