Piotrkowska kontra Sieradzka, czyli kłótnia o plac zabaw w Opolu

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Wspólnota mieszkaniowa z ul. Piotrkowskiej 2 w Opolu nie życzy sobie, by bawiły się na nim obce dzieci. Plac został ogrodzony. Pojawienie się przed wejściem tabliczki oburzyło innych mieszkańców.

- Wspólnota z Piotrkowskiej 2 przesadza - uważa czytelniczka, która poinformowała nas o sprawie. - Oni dbają wyłącznie o interes swoich dzieci, więc inne nie mają prawa wstępu na ten plac zabaw. Tabliczka przed wejściem wyraźnie o tym mówi. Kiedy to zobaczyłam, to pomyślałam, że komuś najwyraźniej odbiło!

Niezadowolonych jest jednak więcej. - Rozumiem, że wspólnota wyłożyła na ten plac pieniądze i nie chce, aby ktoś go zniszczył - mówi pani Marta, matka 4-letniej dziewczynki. - Nie zauważyłam, żeby dochodziło tu do przypadków wandalizmu, dlatego tym bardziej dziwi mnie ten zakaz. Ja nie miałabym serca dzielić dzieci na nasz i nie nasze i wyganiać z placu te drugie.

Mieszkańcy wspólnoty przy ul. Piotrkowskiej 2 mają podejrzenia, kto stoi za donosem do redakcji. Ich zdaniem to sąsiedzi z Sieradzkiej próbują rozpętać burzę tam, gdzie jej nie ma.

- Oni mieli kiedyś plac, na którym stały ławeczki i piaskownice, ale kilka lat temu postanowili zrównać wszystko z ziemią i wybudować tam parking - opowiada Małgorzata Kostrzewa, która jest członkiem zarządu wspólnoty Piotrkowska 2. - W 2014 przesłali nam pismo, w którym poinformowali, że nie życzą sobie, by nasi lokatorzy stawiali tam samochody i postraszyli, że jeśli tak się zdarzy, to wezwą straż miejską.

To rozsierdziło mieszkańców z Piotrkowskiej 2, dlatego gdy powstało miejsce, gdzie mogą spędzać czas najmłodsi, teren został ogrodzony i zamknięty na klucz.

- Plac zabaw powstał na naszym prywatnym terenie i z naszych pieniędzy, więc mamy do tego prawo - uważa Małgorzata Kostrzewa. - Zanim on powstał była tu tylko masa psich odchodów. Nieraz widziałam, jak ludzie z Sieradzkiej wyprowadzali tu swoje czworonogi, dlatego teraz chcemy tego uniknąć.

Mieszkańcy Piotrkowskiej 2 uznali, że skoro plac jest ich i to oni muszą zadbać o porządek na nim, to mają też prawo ustalać reguły gry.

- Nikt oprócz nas nie partycypuje przecież w utrzymaniu tego miejsca, ani nie dokłada się do kosztów napraw. Zresztą nie my jedni ogrodziliśmy i zamknęliśmy plac zabaw - przekonuje Małgorzata Kostrzewa. - Dzieci z Sieradzkiej nie raz przeskakiwały przez płot, żeby się u nas bawić. Gdyby któremu coś się stało, na przykład wybiło sobie zęba, to problem mielibyśmy my, bo to przecież nasz teren. Dlatego sama kilka razy wypraszałam stąd obce dzieci.

ZOBACZ MAGAZYN "INFO Z POLSKI"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska