Absurd. Zameldował się w nie swoim domu i nasłał na właścicielkę policję

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
- Gdy dostałam ten dom, ktoś groził, że spali mnie żywcem i żądał bym, oddała ojcowiznę. Mam prawo się bać - mówi Halina Gabrych.
- Gdy dostałam ten dom, ktoś groził, że spali mnie żywcem i żądał bym, oddała ojcowiznę. Mam prawo się bać - mówi Halina Gabrych. Sławomir Mielnik
Opolanka osłupiała, gdy w drzwiach jej domu stanął pasierb i oznajmił, że od teraz on tu mieszka. Jeszcze większy szok przeżyła, gdy wezwana na miejsce policja kazała wpuścić mężczyznę do domu.

14 grudnia wczesne popołudnie. W domu Haliny Gabrych w Opolu przy ul. Pandzy rozległ się dzwonek. - Otworzyłam i zobaczyłam syna mojego nieżyjącego męża, czyli mojego pasierba. Powiedział, że on jest głównym właścicielem domu i że będzie tu mieszkał. Był z konkubiną i jeszcze jakimś mężczyzną – relacjonuje opolanka.

Pani Halina pomyślała, że to żart. Jej mąż kilka lat przed śmiercią wydziedziczył dzieci (oprócz syna, miał również córkę) i zapisał majątek drugiej żonie. - Gdy tu zamieszkałam, to była ruina. Po ślubie sprzedałam mieszkanie i włożyłam w ten dom 250 tysięcy złotych, aby doprowadzić go do porządku – wspomina pani Halina. - Mąż wymagał już wtedy opieki, ale dzieci od dawna mieszkały w Niemczech i się ojcem nie interesowały. Bał się, że po jego śmierci oni ten dom sprzedadzą a mnie wyrzucą na bruk, dlatego je wydziedziczył.

Pasierb oznajmił, że jest w domu zameldowany i zapowiedział, że jeśli kobieta go nie wpuści - wezwie policję. Ostatecznie po funkcjonariuszy zadzwonił zarówno on, jak i pani Halina.

- Policjant spojrzał w dokumenty, które podsunął mu pasierb i stwierdził, że on faktycznie od dziś jest tu zameldowany. Później dodał jeszcze, że pasierb jest głównym właścicielem a ja mam tylko 1/6, czyli jeden pokój i że jak mój pasierb będzie łaskawy, to pozwoli mi korzystać z kuchni oraz łazienki. Nogi się pode mną ugięły – wspomina pani Halina. - Byłam przerażona, kiedy policjant kazał mi go wpuścić. Wybłagałam, żeby dali mi czas na wyjaśnienie tej sprawy – wspomina.
Udało się tylko dlatego, że pasierb ostatecznie ustąpił. Pani Halina zadzwoniła po prawnika i wspólnie pojechali sprawdzić co figuruje w księdze wieczystej. - Bałam się, że to tam wkradł się jakiś błąd i że za moment znajdę się na bruku. Ale w księdze było jasno napisane, że jestem jedyną właścicielką tego domu – wspomina.

Opolanka uznała, że zamieszanie musiało wyniknąć z niedbalstwa urzędników, którzy w jej domu zameldowali mężczyznę, choć nie miał on do niego żadnych praw. - Nie usłyszałam przepraszam. Zamiast tego pani naczelnik zaczęła się dopatrywać błędów w wyroku sądu – wspomina rozgoryczona.

Urzędnicy nie mają sobie jednak nic do zarzucenia. - Działamy w dobrej wierze i trudno przyjmować, że każdy kto się do nas zgłasza chce nas okłamać - mówi Ewa Morawska-Jerye, naczelnik wydział spraw obywatelskich w opolskim ratuszu. - Ten człowiek miał postanowienie sądowe i wynikało z niego, że nabył spadek po zmarłym ojcu. Dom był jednym z elementów.

Pani Halina złożyła do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. - Skoro urzędnicy czują się niewinni, tzn. że mój pasierb musiałby sfałszować dokumenty. Niech odpowiednie organy to sprawdzą – mówi.

Dzień po feralnym zdarzeniu pani Halina złożyła w urzędzie miasta wniosek o anulowanie zameldowania mężczyzny, ale urzędnicy odpisali jej, że jest bezprzedmiotowy. Tuż po tym jak on wpłynął, pasierb... wymeldował się sam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska