Nie ma jeszcze wyroku w sprawie Adama Ulbrycha

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
Adam Ulbrych na pierwszej rozprawie. Tym razem nie przyjechał do sądu.
Adam Ulbrych na pierwszej rozprawie. Tym razem nie przyjechał do sądu. Mirosław Dragon
Znany ekolog obwiniony jest o nielegalne użytkowaniu stawu, który ma... 200 lat. Sąd zbada, czy dokonywał przeróbek w zaporze na stawie, co jest wykroczeniem.

Kluczborska policja nie zdołała złapać podpalaczy domu Adama Ulbrycha ani sprawców masowych wycinek drzew w aferze dębowej pod Wołczynem.

Śledczy nie mieli za to wątpliwości, że prawo złamał ekolog. Stwierdzili, że nielegalnie użytkuje staw w swoim gospodarstwie ekologicznym Rozalia i wysłali do sądu wniosek o ukaranie Ulbrycha.

Ekolog miał zapłacić 300 zł grzywny, ale złożył sprzeciw. W związku z tym w Sądzie Rejonowym w Kluczborku ruszył normalny proces. Sędzia Edyta Duda bada sprawę skrupulatnie. Już drugi raz odroczyła rozprawę, wysyłając kolejne pytania do starostwa powiatowego w Kluczborku.

Tym razem sędzia zapyta, kiedy wykonano mnich na stawie, czyli zaporę do piętrzenia wody w stawach, a także czy między grudniem 2014 r. a kwietniem 2016 r. Adam Ulbrych dokonywał w nim przeróbek.

Sprawa budzi bowiem wiele wątpliwości. Ekologa obwiniono o wykonanie urządzeń wodnych (czyli zapory) bez pozwolenia wodnoprawnego, ale staw istnieje od XIX wieku, a mnich modernizowano ostatnio w 1968 roku, jak poświadcza data na betonowej zaporze.

Ekolog obwiniony jest też o to, że korzystał z wody bez pozwolenia wodnoprawnego, które jest obowiązkowe dla posiadaczy stawu od 2001 r. Kuriozalne jest jednak to, że Adam Ulbrych kupił staw w 2004 r. od Agencji Nieruchomości Rolnych bez operatu wodnoprawnego.
- Czyli Skarb Państwa nie respektował prawa i nie wykonał operatu - wytyka Adam Ulbrych.
Ekolog na poprzedniej rozprawie w ostatnim słowie zwrócił się do sądu z nietypową sprawą.
- Jestem ekologiem, dlatego proszę sąd o adekwatną karę: jeśli to ja jestem winny, to niech kara będzie wyższa niż 300 zł. Jeśli sąd przyzna rację moim wyjaśnieniom, to proszę o umorzenie - mówił Adam Ulbrych.

Zawiadomienie w sprawie nielegalnego użytkowania stawu przez Adama Ulbrycha złożył Michał Albert, właściciel fabryki mebli w Łęce Mroczeńskiej i obecny właściciel gruntów, na których w 2014 roku masowo wycinano dęby.
- Jestem pokrzywdzony w tej sprawie. Moje zasiewy są ciągle niszczone przez wodę z tego nielegalnego stawu - tłumaczył Michał Albert.

Na drugiej rozprawie w czwartek nie było ani Adama Ulbrycha, ani oskarżyciela. Ekolog po podpaleniu, pogróżkach oraz nękaniu wyprowadził się z Komorzna. Pracuje w Niemczech.

- Jakieś trzydzieści lat temu w mojej rodzinnej wsi były cztery stawy. Do dziś nie został ani jeden. W całej gminie było ich kilkadziesiąt. Na mapach sprzed dwustu lat setki. Nic z tego nie zostało - komentuje Adam Ulbrych. - Kiedy kupiłem Rozalię, miałem jeden cel: zrobić ogólnodostępny użytek ekologiczny i starałem się, by był dostępny dla wszystkich. Ostatnio jednak dotarło do mnie, że jeszcze sto lat musi minąć, by ludzie w Polsce zrozumieli, jak takie miejsca są ważne, i co się stanie, gdy ich braknie. Ja tych stu lat nie mam. Dla urzędników pola rzepaku są ważniejsze, niż siedliska przyrodnicze, które tam wcześniej występowały. Teraz to już decyzja sądu i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Opolu. Dla mnie to był tylko stracony czas.

W międzyczasie nieznani sprawcy wyrwali część desek z zapory i spuścili część wody ze stawu w Komorznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska