Niech wypowiedzą się prawnicy

Beata Szczerbaniewicz
2 mln 800 tys. złotych - tyle wynosi kara wraz z odsetkami za nielegalną wycinkę drzew na terenie stadniny w Mosznej.

Wysokość tej sumy przekracza możliwości naszej firmy - mówi prezes zarządu spółki Stadnina Koni w Mosznej Magdalena Donimirska. - Jest nierealna do spłacenia nawet w ratach, dlatego złożyliśmy wniosek do wójta o przychylne rozpatrzenie tej sprawy.

Przychylne rozpatrzenie to znaczy odstąpienie od egzekucji kary, jaką nałożył na stadninę wójt gminy Strzeleczki (w 1999 roku wynosiła ona "tylko" 1 mln 780 tys. zł). Zarząd stadniny, występując do wójta z wnioskiem o wznowienie postępowania, zaznaczył, że "jeśli decyzja zostanie utrzymana, spółka będzie zmuszona ogłosić upadłość". Wójt Bronisław Kurpiela przyznaje, że znalazł się między młotem a kowadłem: upadek stadniny oznaczałby dla gminy nie tylko nieściągnięcie kary i stratę największego podatnika, ale i wzrost bezrobocia i zwiększenie liczby bezdomnych, bo w pierwszej kolejności na sprzedaż poszłyby mieszkania pracowników stadniny. Ci ostatni przyszli z delegacją do wójta, prosząc go "o zmiłowanie nad stadniną". Wójt na razie wydał decyzję o "czasowym zawieszeniu czynności egzekucyjnych". Co zrobi dalej? Nad tym zastanawiają się teraz jego prawnicy.
Do nielegalnej wycinki doszło dwa lata temu. Pod topór poszło kilkadziesiąt drzew.

Okoliczności sprawy się zmieniły, bo w międzyczasie zmienił się właściciel - tłumaczy wójt Bronisław Kurpiela. - Przedtem była nim Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa i karę można było ściągnąć z kasy państwowej. Od roku właścicielem jest prywatna spółka, której efekty dobrego zarządzania już widać i nie chciałbym być powodem jej upadku, tym bardziej że zapłaciłaby za błędy poprzednika. Jeśli nie odstąpię od kary, ludzie powiedzą, że wójt położył największy zakład w gminie, jeśli odstąpię - znajdą się tacy, którzy powiedzą, że jestem w układach ze stadniną.

Sprawa kary za wycinkę wróciła jak bumerang. Przez dwa lata było o niej cicho, bo poprzedni zarząd stadniny złożył zażalenie na decyzję wójta do Naczelnego Sądu Administracyjnego, a procedura się przeciągała. Prywatni właściciele, nabywając stadninę, nie mieli zaksięgowanej kary w zobowiązaniach spółki. W maju NSA w końcu oddalił zażalenie i jak mówi wójt, wyglądało na to, że trzeba przystąpić do egzekucji. Teraz prawnicy wójta twierdzą, że jednak nie trzeba. Jest paragraf w kodeksie postępowania administracyjnego, który zezwala na cofnięcie decyzji organowi, który ją wydał, "jeżeli przemawia za tym interes społeczny".

Nie chcę robić żadnych ruchów pod stołem, wszystko przy otwartej kurtynie - deklarował, przemawiając do radnych podczas ostatniej sesji, wójt Bronisław Kurpiela. - Chciałbym podeprzeć się w tej sprawie opinią zarządu i rady, by wspólnie znaleźć optymalne wyjście z tej sytuacji. Może zamienić tę karę na inną: odtworzenie zadrzewienia lub inne ekologiczne zadania. Tak czy inaczej, zanim wydam jakąkolwiek decyzję, chcę ją skonsultować z organami nadzorczymi, by uniknąć ewentualnych pomówień.
Radni nie powiedzieli wójtowi ani "tak", ani "nie", stwierdzili, że w pierwszej kolejności w sprawie muszą wypowiedzieć się prawnicy.
Właściciele spółki mają nadzieję, że spór zostanie rozwiązany po ich myśli. Tym bardziej że nie jest to jedyny problem, jaki stadnina odziedziczyła po poprzednim zarządzie. Aktualnie trwa postępowanie układowe w sądzie z licznymi innymi dłużnikami stadniny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska