O czyhaniu i czmychaniu chyżej i hożej

Krzysztof Szymczyk
Mówiąc o zawiłościach polskiej ortografii, często się podkreśla jej niezgodność z wymową. Byłoby ideałem prostoty, gdyby pisownia była całkowicie fonetyczna. Wreszcie nikt by nie robił błędów! - twierdzą liczni upraszczacze.

Jakżeżby szczęśliwi byli uczniowie, dziennikarze i niektórzy literaci młodego pokolenia, gdyby mogli pisać dokładnie tak, jak mówią. Iluż stresów by uniknęli, ilu niepotrzebnych kłopotów i wątpliwości, jakie proste i przyjemne by się stało pisanie!
Niestety, proszę Państwa, tego się nie da zrobić. Zwykle mówi się w podobnych sytuacjach: diabeł tkwi w szczegółach. Tu jest znacznie gorzej, albowiem nie o szczegóły wcale chodzi, jeno o istotę takowej radykalnej koncepcji. Przyniosłaby - wbrew pozorom - więcej szkód niż pożytku, wprowadzenie jej spowodowałoby kompletny chaos, a porozumiewanie się za pomocą pisma stałoby się prawie niemożliwe.
Przesadzam? No, może troszeczkę. Nie ma wszakże na świecie języka, który by w piśmie wiernie odzwierciedlał wymowę. Na przykład angielski, powszechnie uczony ostatnio w naszych szkołach, albo francuski czy rosyjski, nie mówiąc o językach azjatyckich czy dialektach afrykańskich. Ich pisownia jeszcze bardziej przecież odbiega od wersji mówionej (i wcale nie jest łatwiejsza!). W Polsce niejednokrotnie podejmowano próby ujednolicenia pisowni i oparcia jej wyłącznie na zasadzie fonetycznej. Oczywiście bez rezultatu. No bo jaką wymowę uznać za obowiązującą podstawę do tej operacji? Sceniczną, szkolną czy może potoczną? Sposobów mówienia jest tyleż, co użytkowników języka. Specjaliści mają trudności z kodyfikacją fonetyczną nawet dla celów naukowych, ujednolicenie "przekładu" głosek na litery na skalę powszechnie obowiązującej normy byłoby więc porywaniem się z motyką na słońce!
Skutek owej rewolucji byłby taki, że dzisiejsze niełatwe konwencje zastąpiono by nowymi, wcale nie lepszymi, za to jeszcze bardziej skomplikowanymi... Pisałoby się na przykład: uć, hożuf, mjut, lut, ruk, gwuść, nusz w bżuhu, grup. Byłoby może łatwiej, ale czy na pewno zrozumiale?
Na razie polska ortografia opiera się na czterech głównych zasadach: fonetycznej (a jednak, i jest to zasada podstawowa, pierwotna), morfologicznej, historycznej i konwencjonalnej. Właśnie jedna z nich - historyczna - uzasadnia owe trudne wyrazy pomieszczone w tytule dzisiejszego "Monitora": chyży - ?szybki?, z ukraińskiego, od staroruskiego; hoży - ?ładny, zdatny, nadający się?, też z ukraińskiego; czyhać to bohemizm, w polszczyźnie od XVI w., od czeskiego ¨czihati ?łowić ptaki w sidła?; czmychać zaś to dawniej regionalne ?prychać, kichać, parskać?, prawdopodobnie również z czeskiego, gdzie pierwotnie znaczyło ?węszyć?. Ciekawe, a czasami też zabawne historie wiążą się z każdym z tych wyrazów, każdy ma swoją oryginalną genezę, ewoluujące znaczenie, swoje indywidualne losy. Nie zostały wyprodukowane przez komputer. Warto o tym pamiętać i dlatego też warto zachować (i przestrzegać jej) regułę historyczną polskiej ortografii. Nie zapominając o wszystkich innych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska