Nie pijam pod chmurką i nie chodzę do nocnych sklepów po alkohol, więc jestem pozbawiony obciążeń, które utrudniają trzeźwe spojrzenie na pomysł ograniczenia dostępu do mocnych trunków, jakie PiS chce wprowadzić już od nowego roku.
W imię trzeźwości narodu. Z idei nie kpię, Polacy nadal piją za dużo i za często, w tym coraz młodsi płci obojga. Bez dwóch zdań należy temu przeciwdziałać, pytanie tylko, czy tak, jak chce PiS.
Czyli zakazać picia w miejscach publicznych, zabronić sprzedaży alkoholu w godzinach 22-6 oraz ograniczyć liczbę punktów, które się tym zajmują. Raz, dwa, trzy, czytam – i nagle déjà vu: ale tak już było! Ja to widziałem! W PRL. Były te same zakazy, a jako naród piliśmy najwięcej na świecie. No, poza Rosjanami.
Alkohol był od 13.00, a pijani na ławkach i chodnikach leżeli już od rana. Nocnych nie było w ogóle, a o północy bez większego problemu dało się kupić flaszkę. Na melinach. Niekiedy w jednej bramie dwie były.
Trudności z zakupem alkoholu sprawiały tylko to, że ludzie na wszelki wypadek kupowali go więcej. A jak stał w domu, to kusił, żeby sąsiada zawołać. To chlanie zaczęło spadać po 1989, kiedy zniesiono zakazy. Tak więc mam co do nich wątpliwości. Może więcej finezji, panowie i panie z Sejmu?
Zobacz też: Alkoholizm z wyższych sfer. "Im bardziej się jest inteligentnym, tym trudniej jest się zdiagnozować"
Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?