Sto dni strażaka Mateusza Morawieckiego [KOMENTARZ]

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Manewr ze zmianą dobrze ocenianej przez wyborców premier Beaty Szydło na jej zastępcę za ryzykowny uznali nawet najbardziej zatwardziali zwolennicy PiS. Jak można było empatyczną kobietę, „pachnącą domowym rosołem matkę księdza” zamienić na korporacyjnego technokratę, wieloletniego prezesa banku z zachodnim kapitałem... - dziwili się. Ale zaufali.

Bo sukces polskiej prawicy, a już zwłaszcza jej jedność, opiera się na dogmacie nieomylności Jarosława Kaczyńskiego.

No więc mamy sto dni rządów pupila prezesa PiS. I cóż, czar prysł. Jeśli głównym celem tej zmiany miało być nadanie rządowi bardziej „prozachodniego” wizerunku, uwiarygodnienie nas wobec sojuszników, to Mateusz Morawiecki poniósł fiasko. Niemal od pierwszego dnia urzędowania musiał gasić pożar wywołany nowelizacją ustawy o IPN. A gasił tak, że sam go jeszcze spotęgował wypowiedzią w Monachium. Pożar z Unią, pożar z Izraelem, pożar z USA, pożar z Ukrainą - nie tak miało być.

W polityce wewnętrznej premier nie okazał się lepszym graczem niż Beata Szydło. Pozbawiony politycznego zaplecza, miota się - jak ona - od frakcji do frakcji. I nie może się nadziwić, że ministrami nie kieruje się jak dyrektorami w korporacji - delegując zadania i rozliczając z ich wykonania. Że tu ważnym czynnikiem jest jeszcze dostęp podwładnych do ucha prezesa.

Mocną stroną premiera jest gospodarka. Tylko co z tego, skoro od rana do wieczora opowiada on o... historii

Mocną stroną premiera Morawieckiego jest gospodarka. Ma on wizerunek faceta, który potrafi rozdawać pieniądze, jednocześnie trzymając w ryzach budżet. Tylko co z tego, skoro więcej niż o przyszłości opowiada on o historii. I podnosi z podłogi kolejne trupy, które wypadają z szafy poprzedniczki. Ostatnio wypadła sprawa premii dla ministrów, spotęgowana fatalną wypowiedzią premiera Gowina o tym, że nie starczało mu do pierwszego (kiedy zarabiał 17 tysięcy miesięcznie). Morawieckiemu nie pomogły też próby ukrycia części osobistego majątku. Legalne, ale budzące niesmak.

To ma znaczenie w kraju ciągle biednym, w którym największa grupa obywateli pracuje za pensję poniżej trzech tysięcy złotych. W którym bycie milionerem bardziej szkodzi w politycznej karierze, niż ją buduje. A już szczególnie w obozie PiS, która to partia z narracji o złodziejskich elitach III RP zbudowała wyborczą trampolinę. Pamiętajmy, że prawica wygrała wybory nie dlatego, że PO położyła gospodarkę.

Triumf PiS był w dużej mierze efektem przekonania wyborców, że ekipa Donalda Tuska, zadekowana w luksusowych restauracjach, załatwiająca tam swoje ciemne interesy i interesiki, odkleiła się od spraw zwykłych ludzi. Prawica, gdy tylko doszła do władzy, dała tym ludziom 500 plus, budząc aplauz, że w końcu ktoś na górze grabi nie tylko „do siebie”. Grubo po półmetku kadencji ludzie do tych pieniędzy się przyzwyczaili, za to coraz bardziej drażni ich pazerność władzy, która przecież miała się w tej materii zasadniczo różnić od poprzedników. Tymczasem złapana za rękę woła, że poprzednicy robili to samo. Jeśli premierowi nie uda się odwołać do wartości z kampanii wyborczej i początków rządów PiS, sam zostanie odwołany przez prezesa. Póki co, ciągle jeszcze jest jego ulubionym politycznym wychowankiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska