Powódź siedzi w ludziach

Rozmawiał Artur Karda
z prof. Krzysztofem Kaniastym z Indiana University w Pensylwanii (USA), międzynarodowym ekspertem w dziedzinie psychologicznych skutków katastrof

"Nowy gatunek utrapień: Psychologia katastrof spowodowanych działalnością człowieka" - wykład pod takim tytułem prof. Krzysztof Kaniasty wygłosił wczoraj w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Opolskiego.

- Od powodzi 1997 roku na Opolszczyźnie wiele wałów i umocnień zostało odbudowanych, ale na taki kataklizm jak sprzed 7 lat wciąż nie jesteśmy technicznie przygotowani. A psychicznie - czy Opolanie całkowicie podnieśli się po tamtych przeżyciach?
- W ciągu 1,5 roku badałem konsekwencje kataklizmu na Opolszczyźnie. Jego negatywne skutki psychospołeczne ujawniły się nie tylko w wyniku strat materialnych. Początkowo wśród powodzian zrodziło się silne poczucie jedności i altruizmu. Ludzie po otrząśnięciu się z szoku spontanicznie łączyli się w grupy i sobie pomagali. To była faza heroizmu, błogosławieństwo ukryte w nieszczęściu. Kryzys przyszedł po około trzech miesiącach.
- Co go wywołało?
- Nieprzejrzysty system dzielenia darów. Pojawiła się rywalizacja i konflikty. Doprowadziło to do kryzysu zaufania do instytucji oraz poczucia braku integracji społecznej. Ludzie zaczęli budować wokół siebie psychiczne bariery. Nieraz do tego stopnia, że sąsiedzi przestali ze sobą rozmawiać. Polska powódź okazała się katastrofą społeczną.
- Trwa ona do dziś?
- Nie mam nowych badań naukowych, ale bywam w Opolu i na podstawie obserwacji sądzę, że powodzianie powrócili do stanu równowagi psychicznej. U niektórych podejrzliwość została jednak do dziś. Jeśli nakłada się na to brak wiary w skuteczność zabezpieczeń przeciwpowodziowych, jest to sygnał dla rządu i samorządów, by zadbały o rzetelną informację dla mieszkańców: ile już obwałowań zostało zrobionych i co one dają. Ludzie przestaną się bać powodzi dopiero, gdy będą wiedzieć, że ona już się nie zdarzy. Skoro stuprocentowej pewności nie będzie nigdy, konieczne jest też częste podawanie komunikatów o stanie wód, zwłaszcza w sytuacjach ich podwyższonych stanów. W ten sposób mieszkańcy nabiorą psychologicznego poczucia kontroli nad swoją przyszłością.
- Mieszkańcy Nieboczów na Śląsku od wielu miesięcy blokują budowę zbiornika Racibórz, a tylko on ma skutecznie chronić przed powodzią m.in. Opolszczyznę. Skąd tak wielki opór tej małej wsi?
- Nie dziwię się, to całkiem naturalna reakcja. Rozumiem też, że z drugiej strony leży dobro większości. Zazwyczaj takie problemy wynikają stąd, że rządy ograniczają się do wypłaty odszkodowań. Ludzie tego nie kupią - bo wtedy każdy pójdzie w swoją stronę. Oni nie bronią swoich murów, tylko społeczności, tożsamości. Dlatego należałoby im stworzyć możliwość osiedlenia się razem w innym miejscu, które będzie psychologicznie podobne do tego, które mają teraz. Żeby się czuli prawie jak na swoim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska