Dziś, wiadomo, rozwinięta demokracja opiera się głównie na sondażach opinii (co bardziej przypomina dyktat, a nie demokrację), a te sondaże preferują kandydatów gładkich na twarzy i rozumie. Nijakich, ale ładnych. Przymilnych, ale nie wymagających. Średnich, ale nie wybitnych. Uganiających się za tenisową piłką i popularnością. Olków, a nie Aleksandrów, Billów, a nie Williamów. Nie bez kozery rzekł ktoś kiedyś, że wielki prezydent USA - Roosevelt w dobie telewizji nie miałby szans ze swoim wózkiem inwalidzkim. A co powiecie na Churchilla, otyłego i wiecznie podpitego giganta intelektu z twarzą buldoga?
Dlatego ma szczęście Wiktor Juszczenko, że jego twarz oszpecona przez skrytobójcę (bo najprawdopodobniej chodziło o śmiertelne otrucie przywódcy ukraińskiej opozycji) nie musi startować w wyborczym konkursie piękności. A zatem może się Juszczenko pokazywać ze swą wywołaną chemicznie brzydotą. Ba, on się tą brzydotą może wręcz przysłużyć demokracji. Bo o czym przypominają bruzdy, krosty, plamy i pęcherze na jego policzkach?
Ano o tym, że przeciwnicy pomarańczowej rewolucji to nie jest zwyczajna polityczna "druga strona". To nie żadna demokratyczna przeciwwaga, lecz dobrze zorganizowana bezwzględna siła, która nie cofnie się przed żadnym szubrawstwem, by dopiąć celu. A skoro "oni" są tak groźni, należy się w walce z nimi tym bardziej sprężyć, by ich w końcu pokonać.
A pokonać ich można nie kałachem, bo mają tych kałachów więcej, lecz zwyczajnym kawałkiem papieru - kartą wyborczą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?