Dość tej histerii!

Redakcja
Z dr. hab. Antonim DUDKIEM, naczelnikiem wydziału badań naukowych Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Krzysztof ZYZIK

- Trwa burza polityczna po wyniesieniu przez Bronisława Wildsteina z IPN listy agentów SB i kandydatów na agentów, często ludzi poszkodowanych. Wildstein mógł skopiować te nazwiska, bo IPN nie utajnił tej nieuporządkowanej listy. Moim zdaniem był to wasz rażący błąd.
- Ależ skąd. Nie rozumiem tej histerii, która przetacza się przez kraj. Tzw. lista Wildsteina to nic innego jak indeks nazwisk występujących w teczkach SB, w dodatku indeks mocno niekompletny. Nie utajniliśmy go, bo jest potrzebny do badań naukowych. Chcę powiedzieć jasno, że jeśli ktoś się odnajdzie na tej liście, to nie świadczy w żadnej mierze o tym, że był agentem. Mógł być równie dobrze osobą poszkodowaną.
- Wiadomo, że na tej liście są nazwiska pracowników, współpracowników i kandydatów na współpracowników SB. Pan się dziwi, że ludzie się niepokoją, odnajdując się na liście...
- Jeszcze raz ostrzegam przed tą histerią. Ja też na tej liście odnalazłem swoje nazwisko - Antoni Dudek. Potem się okazało, że chodzi o innego Dudka, z innego miasta. Ta lista to zaledwie wycinek, kilkuprocentowy wycinek zasobów byłego MSW. Powiem tak: jeśli ktoś siebie odnajduje na liście, to wcale nie znaczy, że według SB był agentem. Ale też w drugą stronę - osoby, których nie ma na tej liście, wcale nie muszą być czyste.
- Jednak wielu ludzi, również za sprawą mediów, dało już się ponieść histerii teczkowej. "Super Express" instruuje, że jedno zero przy nazwisku z listy Wildsteina oznacza pracownika etatowego SB...
- Ta teoria z jednym zerem to bzdura. Bo w jednej bazie jedno zero oznacza pracownika, a w innej - współpracownika. Nie ma żadnego klucza do czytania tej listy. To jest nic innego jak indeks nazwisk z zasobów MSW, taka milicyjna książka telefoniczna z dużą ilością osób niewinnych i poszkodowanych.
- Jednak lawina już ruszyła. I obawiam się, że m.in. za sprawą tej listy idea lustracji kompromituje się w oczach społeczeństwa.
- Ale kto ją kompromituje? Jest pan pewny, że Wildstein?
- Uważam, że Wildstein popełnił błąd, bo musiał być świadomy, że swoim kozackim wyczynem nada rangę tej nieuporządkowanej liście, nada jej pikanterii, że wywoła to falę fałszywych oskarżeń...
- Tylko dlaczego nikt nie potępia właśnie tych, którzy robią z tej listy koniec świata. Np. "Gazeta Wyborcza", która przez wiele lat programowo krytykowała lustrację, m.in. piórem wieloletniego agenta SB, który do dziś jest redaktorem tej gazety. Oczywiście, w "Wyborczej" i w ogóle w Polsce jest wielu ludzi krytykujących lustrację z powodów ideowych, ale są też tysiące ludzi bojących się ujawnienia przeszłości o sobie. Moim zdaniem Wildstein swoim dość desperackim krokiem chciał coś zrobić, aby szerokie otwarcie teczek było przesądzone.
- I jest?
- Moim zdaniem jesteśmy tego bliżej.
- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska