Nasz bocian

Lina Szejner [email protected]
Młodzi później niż kiedyś zdobywają pracę i to płatną tak, że trudno im się utrzymać, a cóż dopiero kupić mieszkanie. Raty kredytu są tak wysokie z kolei, że groźba utraty pracy, która niejednokrotnie wiąże się właśnie z macierzyństwem kobiety, każe im decyzję o dziecku odkładać.

Rumunka, która dzięki sztucznemu zapłodnieniu została matką w wieku 68 lat, wzbudziła sensację chyba w całym świecie. Komentarze do tego wydarzenia były skrajnie różne - od zdroworozsądkowych, dotyczących obaw, czy zdoła ona doprowadzić to dziecię do dorosłości, po związane z odpowiedzialnością lekarza, pod którego kierunkiem urodziła córkę, i kwestią, czy w ogóle moralna jest pomoc naturze w tej sprawie.
Osobiście uważam, że w tym wieku najlepiej by było, aby i kobiety, i mężczyźni zostawali... pradziadkami. Tak, tak. Przyjmując za naturalne, że człowiek zostaje rodzicem mając lekko powyżej dwudziestu lat, a dziadkiem po czterdziestce, to w podobnym odstępie czasu, pod siedemdziesiątkę, jest szansa doczekania się już potomka od wnuka. I to wcale nie w takim tempie, które byłoby godne odnotowania w Księdze Guinnessa.
Przy okazji tej dyskusji jednak wiele mówiło się również o sytuacji demograficznej kraju, z której wynika, że maluczko, a i u nas dojdzie do tego, że coraz więcej kobiet będzie zostawało matkami w okolicy pięćdziesiątki.
Kiedy byłam w maturalnej klasie, akurat zaszła w (nieplanowaną) ciążę koleżanka mojej mamy. Z jednym z jej synów chodziłam do liceum. Kobieta miała wtedy około 43 lat. Gryzła się tym faktem okrutnie. Od kiedy ciąża stała się widoczna, właściwie nie wychodziła z domu. Bała się wytykania palcami. Po latach okazało się, że obaj jej synowie wyjechali do Kanady, a ona ma wsparcie właśnie od tej niechcianej córki.
Na Zachodzie takie informacje, że matkami zostają kobiety nawet po pięćdziesiątce, bywają odnotowywane już nie w rubrykach "sensacje". To są coraz liczniejsze, świadome decyzje zamożnych kobiet i aktorek, które w ten sposób chcą się odmłodzić. Podobno urodzenie dziecka w tak późnym wieku lepiej działa dla organizmu niż lifting i operacja plastyczna.
Polskie kobiety tego typu problemów nie mają, a jednak zapraszają bociana do siebie coraz później. Pierwsze dziecko rodzi się najczęściej po trzydziestce, a nawet około czterdziestki. I nie ma co się dziwić, bo dokąd bocian ma przylecieć, jak nie ma gniazda? Odkładanie macierzyństwa wiąże się w większości przypadków właśnie z odpowiedzialnością. Młodzi ludzie później niż kiedyś zdobywają zawód, potem z niemałym trudem dostają pracę i to płatną tak, że trudno im się utrzymać, a cóż dopiero kupić mieszkanie. Raty kredytu są tak wysokie z kolei, że groźba utraty pracy, która niejednokrotnie wiąże się właśnie z macierzyństwem kobiety, każe im decyzję o dziecku jeszcze odkładać.
Z tym odkładaniem wiąże się kolejny problem, o którym coraz częściej jest mowa. Otóż kiedy wreszcie ludzie są dojrzali, uwiją jakieś gniazdo i osiągną względną stabilizację materialną, dziecko, mimo starań, nie przychodzi na świat. Jakby bocian się obraził za zwłokę.
Zegar biologiczny bije i nic sobie nie robi z tych wszystkich ekonomicznych barier. Wiek, w którym młodzi ludzie są najbardziej predysponowani do posiadania potomstwa, przypada na lata po dwudziestce. Potem jest coraz trudniej. I to wcale nie tylko kobietom. Mężczyźni także mają powody do tego, by się obawiać, czy zostaną ojcami. Kiedy mijają miesiące, a potem lata nieskutecznych prób robienia dzieci, małżonkowie podejmują leczenie. Kosztuje ono wiele zachodu, pieniędzy, czasu i nerwów. Oboje niespokojnie patrzą na kalendarz i pytają lekarzy, ile jeszcze czasu zostało, by nie stać się takim ewenementem jak stara Rumunka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska