Sztuczne karmienie to jeszcze nie śmierć

Redakcja
Z Marcinem Przeciszewskim, prezesem Katolickiej Agencji Informacyjnej, rozmawia Krzysztof Ogiolda

- Niedługo po wczorajszej audiencji generalnej agencje nieoczekiwanie podały, że Jan Paweł II z powodu trudności z przełykaniem będzie karmiony przez sondę nosowo-żołądkową. Czy kolejne pogorszenie stanu zdrowia nie oznacza, że Ojciec św. umiera?
- Ja bym tej informacji nie oceniał tak dramatycznie. Nikt w ten sposób sprawy nie postawił i sądzę, że trzeba ją rozumieć zgodnie z komunikatem lekarskim. Założenie sondy jest tylko kolejnym etapem terapii. Sztuczne karmienie nie oznacza śmierci.
- Na ile można wierzyć komunikatowi Joaquina Navarro-Vallsa, że rekonwalescencja papieża przebiega powoli, ale przynosi postępy, skoro papież jeszcze wczoraj przełykał, a dziś je przez sondę? Gdzie tu postęp?
- To jest dobre pytanie, co rzecznik miał na myśli. Ale na to pytanie ja odpowiedzieć nie umiem.
- Skąd bierze się urzędowy optymizm mediów światowych, które o stanie zdrowia papieża informują z akcentem na to, że będzie lepiej, a czekające go ewentualne zabiegi są zawsze niegroźne?
- Stan papieża jest oczywiście bardzo poważny i studiując doniesienia światowych mediów nie mam wrażenia, że patrzą one na Jana Pawła II przez różowe okulary. Wprost przeciwnie: ich komentarze są utrzymane w dość ponurym tonie. Pewien ton optymizmu słychać w komunikatach płynących z bezpośredniego otoczenia Ojca Świętego. Staram się zrozumieć to otoczenie. Zasadą zachowania w niebezpiecznej sytuacji jest niedopuszczanie do paniki. Tą zasadą kierują się współpracownicy papieża.
- Czy to dobrze, że papież w tak złym stanie zdrowia pokazał się pielgrzymom w oknie Pałacu Apostolskiego nie tylko Wielkanoc, ale i wczoraj?
- Jak to wpływa na zdrowie papieża, kompetentnie mogą ocenić tylko lekarze. Na tym jednak polega specyfika i wyjątkowość Jana Pawła II, który niezależnie od pogarszającego się stanu zdrowia, jak długo będzie mógł, będzie kontynuował obowiązki. Nawet w większym stopniu, niż mu siły pozwalają. Jestem przekonany, że papież będzie pracować do ostatniej chwili życia.
- Podziela pan pogląd, że widok cierpiącego papieża podnosi ludzi na duchu?
- Na pewno podnosi na duchu ludzi cierpiących. Dla nich gesty papieża są wielkim dowartościowaniem. Papież udowadnia, że mimo skali swego cierpienia może być w pełni człowiekiem, biskupem i papieżem. Jest to ostro i świadomie sprzeczne z normami obowiązującymi we współczesnym świecie, który ludzi cierpiących odsuwa na dalszy plan i nie dopuszcza ich na widok publiczny. Nawet jeśli się tego nie mówi głośno, w dzisiejszej kulturze o wartości człowieka decyduje jego sprawność. Papież daje twórcze świadectwo, że jest inaczej.
- Nie brak i takich głosów, że papieżowi, który - jak w Niedzielę Wielkanocną - bezsilnie cierpi, współczujemy, ale widok jego cierpienia nie czyni ludzi lepszymi.
- Każdy ma inną kondycję psychiczną i inną wrażliwość. Myślę, że "ewangelia cierpienia" jednak oddziałuje na człowieka pozytywnie. A przynajmniej nie można wobec niej przejść obojętnie. Reakcją na dużą ilość cierpienia może być znieczulica, może być wewnętrzna przemiana ku otwartości na drugich. Oby ta druga postawa dominowała.
- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska