Pieniądze puszczane w komin

Mirosław Olszewski [email protected]
Jeśli Greenpeace stać na kosztowne akcje propagandowe przeciwko energetyce jądrowej, to także dlatego, że dzięki niskiej cenie tej energii mogą tanio drukować ulotki.

Nie do końca rozumiem zasadę działania pomp cieplnych. Podobno funkcjonuje to jako odwrotność lodówki, czyli z zimna robi ciepło. Nawiasem: odwrotny proces też wydaje się lekko podejrzany - z jajecznicy nie zrobi się przecież jajka. Ale mniejsza z tym. Faktem jest, że w wielu bogatszych od nas europejskich krajach sporo osiedli mieszkaniowych, wsi korzysta z pomp cieplnych. Tu już nawet nie chodzi o kwestie ochrony środowiska, choć też ważne. Pęd w stronę odnawialnych źródeł energii wynika z faktu, że tradycyjne źródła nie są przecież niewyczerpywalne, a poza tym w grę wchodzą koszty. Jeszcze niedawno, węgiel, koks, drewno nawet były na tyle tanie, że entuzjaści rozmaitych pomp cieplnych, wiatraków, baterii słonecznych traktowani byli jak stuknięci obrońcy sumów, czy inni miłośnicy jeży. Dziś energetyczne Eldorado to przeszłość, która się nie wróci. Robiąc remanent po zimowych chłodach, człowiek zdaje sobie sprawę, że w sezonie puścił oto z dymem najmarniej kilka pensji. Przy okazji sytuacja jest kompletnie nieprzewidywalna. Jeszcze niedawno hitem grzewczym był olej. Dziś ludzie wracają z oleju do węgla. Zmieniać piecyki? Ale co będzie jutro? Czy - jak przewidują ekonomiści - Chiny przegrzeją koniunkturę i ceny węgla spadną? Albo czy aby nie stanie się tak, że obecny wzrost gospodarczy w Polsce w końcu przełoży się na wzrost inwestycji i nasze huty pociągną w górę ceny energii krajowej? Byłby to wprawdzie pierwszy przypadek, gdy hossa zdzieliłaby jak obuchem obywateli po kieszeniach, ale czy da ktoś głowę za to, że ten paradoks nie stanie się naszym udziałem? Ja nie dam.
Wstępując do UE zobowiązaliśmy się do rozwijania technologii uzyskiwania energii ze źródeł odnawialnych, przy czym określony został nawet precyzyjny harmonogram naszego dochodzenia do wymaganego poziomu. Czy jednak widział ktoś hektary baterii słonecznych na dachach choćby osiedlowych betonowisk? Wciąż na rzekach sąsiednich Czech jest o niebo więcej małych elektrowni wodnych, produkujących czystą energię, a ich właściciele narzekają, że energetyka traktuje ich prąd jak niechcianego podrzutka. Tylko przemoc prawna państwa sprawia, że musi go odbierać.
Jesteśmy otoczeni elektrowniami atomowymi. Odpukać - awaria w którejkolwiek z nich byłaby i dla nas katastrofą, co sprawia, że argumenty przeciwników budowy elektrowni atomowych w Polsce tracą na znaczeniu. Gdy jednak pojawiły się pierwsze nieśmiałe głosy, że także i my powinniśmy sięgnąć po energie rozpadu atomu, chór przeciwników wrzasnął zgodne - nie. We wrzawie utonęły argumenty, że w wielu krajach europejskich buduje się elektrownie atomowe, a obecna technologia daje gwarancje ich niezawodności. W tych krajach po prostu liczą pieniądze. Jeśli Greenpeace stać na kosztowne akcje propagandowe przeciwko energetyce jądrowej, to także dlatego, że dzięki niskiej cenie tej energii mogą tanio drukować protestacyjne ulotki.
Jestem przeciwnikiem ingerencji państwa w gospodarkę, jednak nie wadzi mi, gdy bierze udział w grze ekonomicznej na zasadach podobnych do firm "non profit". Wyobrażam sobie ten udział w formie - na przykład - utworzenia funduszu, który na realnie korzystnych warunkach udzielałby pożyczek na instalacje technologii pozwalających na korzystanie z tanich i odnawialnych źródeł pozyskiwania energii.
Pieniądze nie przepuszczane co rok przez komin trafiałyby na rynek tworząc popyt, on ciągnąłby podaż, więc kraj rósłby w siłę, a bezrobotnym żyłoby się radośniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska