Do broni!

Mirosław Olszewski [email protected]
Opryszek wszedł do sklepu mięsnego, przyłożył ekspedientce nóż do gardła i zażądał pieniędzy. Aliści koleżanka ekspedientki chwyciła nóż większy niż miał opryszek i zaszła go od tyłu. Powstała sytuacja patowa.

Obustronna demonstracja siły skończyła się dla faceta haniebnie. Zrejterował, a kobiety wezwały policję. Gość w swym środowisku jest z pewnością skończony, a jak go policja złapie, dostanie od 2 do 12 lat więzienia.
Rzecz cała wygląda na pozór na anegdotę. Ba, gdyby trzymać się porad, jakie na takie okoliczności daje policja, kobitki z mięsnego szarżowały całkiem głupio. Policja zawsze radzi to samo: w obliczu uzbrojonego napastnika nie bronić się, nie drażnić go, oddać kasę i wzywać pomocy. Co więcej - wcale nie jestem pewny, czy któremuś z prawników nie przyjdzie do głowy rozpoczęcie procedury sprawdzania, czy aby panie nie przekroczyły granic obrony koniecznej! W końcu na atak odpowiedziały atakiem! Jedna z nich nie zamierzała przecież nożem gilgotać oprycha, lecz raczej go ukrzywdzić. A co by się stało, gdyby facetowi puściły nerwy? Czy koleżanka zaatakowanej położyłaby go trupem w odwecie? Samosąd jest zakazany, granice obrony koniecznej niejasne. Wiele znamy precedensów świadczących o tym, że za aktywną obronę siebie lub swego mienia można mieć kłopoty przynajmniej równe tym, jakie ma napastnik, o ile zostanie złapany.
Od dawna powtarzam, że jestem za prawem do swobodnego posiadania broni. Może nie od razu haubic na każdym podwórku, ale uważam, że głowa domu powinna mieć przynajmniej rewolwer. Oczywiście warunkiem podstawowym byłoby pomyślne przejście testów sprawdzających psychiczne zrównoważenie.
Byłem kiedyś świadkiem zdarzenia, gdy grupa młodych ludzi, pewnie nieźle wypitych, kopała swego rówieśnika. Nie wiem oczywiście, czy on im czymś zawinił, czy też oni nie znaleźli lepszego sposobu wyładowania agresji. Tak czy inaczej, przez chwilę miałem wrażenie, że jeszcze kilka kopniaków i na ulicy pozostaną zwłoki.
Jak reagować w takich sytuacjach? Dzwonić z komórki na policję? Można oczywiście. Kłopot tylko w tym, że człowieka rozsmarują na jezdni tu i teraz. Zaapelować do sumień bandytów? Przecież zabiją śmiechem, zanim faktycznie łeb rozwalą. Zawołać: stać, bo strzelę! strasząc ołówkiem wypychającym kieszeń? Rzucić w nich Kodeksem karnym w twardych okładkach?
Otóż te idiotyczne dylematy nie istniałyby, gdyby każdy zdeklarowany bandzior miał prawo do cienia wątpliwości, czy ten aby cherlawy frajer, którego pan bandzior zamierza właśnie "skroić" nie ma czasem w kieszeni "klamki" i to nie w wersji na wodę? Czy aby ten gość, któremu właśnie "juma" się brykę, nie sięgnie do komody i nie wygarnie z okna ołowiem? Czy pani ekspedientka w "robionym" właśnie sklepie nie trzyma gnata w szufladzie kasy? Czy samotnie spacerująca po parku kobieta nie ma w torebce Magnum obok szminki?
Jestem jakoś dziwnie pewny, że prawo do swobodnego posiadania broni wcale nie oznaczałoby nieustannej kanonady na ulicach. Że spór pasażera z kierowcą autobusu o zbyt gwałtowne hamowanie nie kończyłby się jatką, a w pobliżu stadionów piłkarskich chodzenie bez kamizelki byłoby skrajną głupotą.
Nie stałoby się bowiem nic innego, jak tylko przywrócona zostałaby równowaga strachu. Bowiem dziś my jesteśmy bezbronni wobec ludzi, którzy broń swobodnie kupują, tyle że nielegalnie. I używają jej wedle potrzeb.
A zresztą tak naprawdę to każdego można ukrzywdzić, jeśli nie bronią, to nożem, widelcem, wiadrem, a nawet obrazem kinowym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska