Magdalena Pawlicka: Ludzie lubią, jak gwiazda ma zwykłą wersalkę

fot. Archiwum prywatne
fot. Archiwum prywatne
Rozmowa z Magdaleną Pawlicką, autorką telewizyjnego serialu dokumentalnego "Zacisze gwiazd".

- Pani wiedza o sekretach gwiazd jest na wagę złota dla różnych pudelków, kozaczków, plotków i półgłówków.pe-el. Te portale marzą o tym, żeby wściubić na chwilę swoje nosy tam, gdzie pani wchodziła całą sobą, czyli w domowe zacisza największych polskich gwiazd. Na dodatek była pani podejmowana poczęstunkiem i uśmiechem... A teraz opisała to w książce "Zacisze gwiazd".
- Pudelkom i kozaczkom nie o taką wiedzę chodzi. Tego rodzaju media żywią się skandalem, przekłamaniem, deformacją. Lubują się w nie sprawdzonych informacjach o rozstaniach, zdradach i rozwodach. Ja nie siedzę na gałęzi za oknem i nie filmuję przez firanki. Idę do domu gwiazdy z zapowiedzianą wizytą. Oglądamy dom i rodzinne pamiątki, pijemy herbatę i gadamy o życiu.

- Na swym koncie ma pani już 80 zaliczonych "zaciszy", które nierzadko okazywały się pałacami. Od domu Maryli Rodowicz czy Krzysztofa Krawczyka po dom Pudziana czy Henryka Gołębiewskiego, słynnego złomiarza z filmu "Edi". Jak się przełamuje naturalny opór gwiazd przed dzieleniem się swą prywatnością?
- Różnie. Pamiętam, jak Ewa Szykulska spotkała się ze mną w SPATIF-ie, aby mi wytłumaczyć, dlaczego nie zgodzi się na "Zacisze..." u niej. Nie stosowałam żadnych zabiegów ani technik. Po prostu opowiedziałam o tym, co robię i dlaczego to robię. Gdy wychodziłam ze SPATIF-u, miałam już umówiony dzień nagrania.

- Ma pani jakieś osobiste sztuczki? Długo trwają podchody pod gwiazdę?/b>
- Myślę, że gwiazdy szybko się orientują, że im nie zagrażam. Że niczego nie zakłamię ani nie pokażę w krzywym zwierciadle. Że czują się ze mną bezpiecznie. Czasem przesyłam im płytki z dwoma odcinkami "Zacisza...". A czasem wystarczy rozmowa telefoniczna.
- A z kim było najtrudniej? Kogo trzeba było najmocniej zmiękczać?
- Ciężko było z Sebastianem Karpielem-Bułecką. Wielokrotnie zastrzegał, że zgadza się pod warunkiem, że głównym bohaterem programu będzie jego brat Jan. A potem chętnie opowiadał o ich wspólnych latach. Albo Patrycja Markowska... Najpierw odmówiła udziału w rodzinnym programie, aby ktoś nie pomyślał, że chce zrobić karierę dzięki ojcu. Dopiero gdy nagrała swój pierwszy przebój, poczuła się pewniej, zaprosiła do swego zacisza i powstał uroczy program o ich wzajemnej relacji. Tadeusz Woźniak i Jola Majchrzak zaprosili mnie na pół dnia na pogaduchy o wszystkim. Chcieli mnie trochę poznać. Poczułam, że lody puściły, gdy usłyszeli, że mój telefon zadzwonił melodiami mojego ukochanego zespołu (Stare Dobre Małżeństwo) i ulubionego czeskiego barda Jaromira Nohavicy. To były też ich klimaty. Powiedzieli: tak.
- A najbardziej spektakularna porażka? Kogo się nie udało namówić i dlaczego?
- Takich, którzy mieli złe doświadczenia z tabloidami i plotkarskimi portalami. O których w prasie napisano nieprawdę, opublikowano zrobione z ukrycia zdjęcia. Mają uraz. Ale nie tracę nadziei, że niektórych jeszcze przekonam. Dlatego nie wymieniam nazwisk.
- A byli tacy, którzy zabiegali o wizytę pani ekipy? Na zasadzie: pani Magdo, pani Magdo, teraz ja, teraz ja!!!
- Powiem tylko tyle, że czasem zdarza się, iż zgłaszają się do mnie agenci artystów, którzy właśnie wydają płytę. By o niej wspomnieć podczas programu. Ale to nie o to przecież chodzi.
- U kogo w domu najbardziej się pani podobało? Gdzie pani rozdziawiła usta?
- Najbardziej bajkowe jest zacisze Ewy Dałkowskiej. A największą ilość niezwykłych przedmiotów zobaczyłam u Andrzeja Strzeleckiego. Niektóre zacisza przypominają galerie sztuki, jak to u Elżbiety Dzikowskiej albo u Jolanty Lothe. A najbardziej kolorowo było chyba u Małgorzaty Potockiej.
- Polskie gwiazdy żyją na pokaz? Kto ma największy telewizor w Polsce?
- Nie żyją na pokaz! W każdym razie nie te, które odwiedzam. Telewizory mają często duże rozmiary, ale są zazwyczaj tak wkomponowane we wnętrza, że nie rzucają się w oczy. To nie o nich opowiadają, tylko o obrazach czy starych meblach. Ale z największą dumą opowiadają o swych najbliższych, o relacjach z nimi. A o telewizorach rozmawiamy co najwyżej w kontekście tego, co kto w niej ogląda. Na przykład Andrzeje: Sikorowski i Strzelecki są zupełnie niedostępni dla swoich rodzin, gdy oglądają mecze.
- Gwiazdy lubią luksus?
- Czasem nawet się z niego tłumaczą - Krzysztof Krawczyk ma w ogrodzie piękny basen, ale pospiesznie wyjaśnił, że ma go tylko dlatego, że częste pływanie zalecił mu ortopeda. Mam poczucie, że nie luksus jest dla nich ważny, ale raczej oryginalność - takie zakomponowanie swego domu, by był jedyny na świecie. Szczycą się pamiątkami po rodzicach czy dziadkach. Krystyna Sienkiewicz, bardzo wcześnie osierocona przez rodziców, niewielką serwetę z rodzinnego domu traktuje jak relikwię. Na drugim miejscu stawiają dzieła sztuki - obrazy, rzeźby, antyki, ceramikę… Stanisław Jaskułka ma ogromne rzeźbione świece z Podhala, jakich już nikt nigdzie nie robi. A Golcowie całą wielką izbę przeznaczyli na stare instrumenty - heligonki, trombity, dudy.
- A czyj dom najbardziej panią olśnił w sensie przepychu, bogactwa, złotych klamek i sedesów?
- Przepychem olśniewa dom Maryli Rodowicz.
- Jakieś smaczne szczegóły?
- To jest wywiad dla nto, a nie dla plotkarskiego portalu (śmiech).
- A kto ma najgorszy gust? Kto mieszka jak abnegat lub ciocia z Przasnysza? Wie pani, gipsowe krasnale, cygańskie balustrady, plastikowe palmy.
- Nie wiem, jaki jest problem z Przasnyszem, ani tym bardziej z ciocią, bo ciocie są zwykle fajne.
- Ta ciocia to taka przysłowiowa. Umówmy się, że ja też lubię Przasnysz i swoje ciotki.
- No dobrze... A więc wracając do tematu, muszę podkreślić, że skromne, niespecjalnie oryginalne mieszkania wcale nie są dla widzów mniej ciekawe. Widząc, że "gwiazda" mieszka w bloku i ma kuchnię czy kanapę podobną do ich własnej - czują się zdziwieni, ale i dowartościowani. Widzą, że "gwiazda" jest zupełnie normalnym człowiekiem, który żyje sprawami takimi jak my wszyscy, który żyje w naszym świecie, tuż obok nas. A cygańskie balustrady, złocone meble i w ogóle mnóstwo złotych ozdób widziałam oczywiście u Cyganów, czyli u Don Wasyla i jego rodziny. Ale tam były one absolutnie na miejscu. Oni także podchodzą z pietyzmem do swoich tradycji. Natomiast brak ciśnienia na zdobnictwo i wystrój dał się zauważyć u Iwana Komarenki. Kilka niezbędnych sprzętów i tyle. Iwan zainwestował w kupno nowego mieszkania dla mamy niedaleko Moskwy. Sam ma zupełnie minimalne potrzeby.
- Tytuł "Zacisze gwiazd" sugeruje sielankę, odludzie, sanatoryjność nieomal. Tymczasem życie gwiazd według tabloidów to jeden wielki zgiełk: imprezy, najazdy biesiadno-towarzyskie, koka rozsypana na lustrach, hałas, harmider, balangi... Gdzie leży prawda?
- Tyle że te balangi, ten harmider, ten hałas - bardzo rzadko mają miejsce w domu. To jedno z moich zaskoczeń. Gwiazdy zazwyczaj tak intensywnie żyją zawodowo, konfrontują się często z wielotysięczną publicznością, że dom staje się dla nich prawdziwym azylem, czyli miejscem, gdzie jest cicho i po którym snują się w kapciach tylko najbliżsi.
- A czy gwiazdy jakoś specjalnie stroiły swoje mieszkania przed pani wizytą? Bo ja wiem... Ktoś wynajął architekta wnętrz albo choćby kupił nową sofę czy zasłony? Było pucowanie, bo przyjeżdża TVP?
- Zdarzało się, że czekaliśmy z nagraniem, aż skończy się remont. Czasem czekamy na lepszą porę roku, by ogród piękniej wyglądał. Kiedyś czekaliśmy też na nadejście ze sklepu zamówionej kanapy.
- Własne, ciepłe, dobrze wymoszczone gniazdo zasiedlone przez bliskich pomaga artystom? Ponoć dla sztuki zbawienna jest samotność.
- O tak, ogromnie pomaga. Poczucie stabilności, które daje rodzina, jest podstawą sukcesu dla ogromnej większości gwiazd, które odwiedziłam. A potrzebne chwile samotności można sobie "wywalczyć" w rodzinie. Nawet w obrębie swojego zacisza gwiazdy mają swoje miejsca specjalnego wyciszenia. Dla Marii Pakulnis czy Elżbiety Starosteckiej takimi miejscami są ich ukochane przydomowe ogródki. Andrzej Sikorowski tworzy swoje kompozycje w lesie w trakcie spaceru z psem. A Robert Gonera wycisza się na działce swoich teściów, z którymi ma świetne porozumienie.
- Książka, która się właśnie ukazała, zawiera mnóstwo zdjęć, także pokazujących kulisty realizacji programu, coś, czego widzowie na ekranie nie widzą. Czy warto było pokazywać tę drugą stronę dekoracji?
- Tak, bo to są dość zabawne zdjęcia, bo na planie zdarzają się przedziwne sytuacje, ale myślę, że pokazują one atmosferę, w jakiej pracujemy: że bardzo dobrze sobie życzymy. Zdjęć jest sporo także i dlatego, że chciałam, by obok mojej, dość zresztą osobistej relacji z tych wizyt czytelnicy mogli spokojnie przyjrzeć się domom gwiazd, pokontemplować szczegóły, na co nie pozwala telewizja, a także przyjrzeć się twarzom ich najbliższych. Bo styl domu, przedmioty, jakimi się otaczamy, sporo mówią o człowieku, ale relacje między najbliższymi określają go najlepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska