Opole. Sąd nie zajmie się sprawą Kacpra Lubiewskiego, 16-letniego prymusa z Opola. Policja podejrzewała go o demoralizację

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Poszło o grudniową manifestację Młodzieżowego Strajku Klimatycznego w Opolu. Policja twierdziła, że Kacper Lubiewski szkodził środowisku, bo... używał megafonu.
Poszło o grudniową manifestację Młodzieżowego Strajku Klimatycznego w Opolu. Policja twierdziła, że Kacper Lubiewski szkodził środowisku, bo... używał megafonu.
Przejawem demoralizacji miało być - zdaniem policji - użycie przez młodego aktywistę klimatycznego megafonu w trakcie pokojowej demonstracji. Bieg wydarzeniom nadała Komenda Miejska Policji w Opolu, co nawet w ocenie części funkcjonariuszy było kuriozalne. Wicekomendant zaangażowany w sprawę wkrótce awansował. Po ponad dwóch miesiącach sąd uznał, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowania.

Sąd Rejonowy w Opolu odmówił wszczęcia postępowania w sprawie Kacpra Lubiewskiego. O rozstrzygnięciu poinformował na Facebooku mec. Jacek Różycki, obrońca Kacpra.

- W użyciu megafonu podczas legalnego zgromadzenia publicznego nie dopatrzono się „przejawów demoralizacji nieletniego”. Każdy człowiek ma prawo pokojowo wyrażać swoje zdanie o najróżniejszych kwestiach. Dobrze, by przy okazji tych najważniejszych, mógł robić to w sposób słyszalny. Kacper o tym doskonale wie i jestem pewny, że jeszcze nie raz zabierze publicznie głos - napisał adwokat.

Wydarzenia, które opisaliśmy w styczniu, wywołały ogromne emocje wśród naszych czytelników.

16-letni Kacper Lubiewski, uczeń III LO w Opolu, zdziwił się, gdy w bramie jego domu stanął kurator sądowy. Chłopak ma wybitne osiągnięcia w nauce, nigdy też nie sprawiał problemów wychowawczych. Okazało się, że policja uznała, iż warto sprawdzić, czy aktywista klimatyczny nie jest zdemoralizowany.

- Pani kurator i powiedziała, że policja skierowała moją sprawę do sądu rodzinnego. Chodziło o grudniową manifestację Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, która odbyła się między innymi w Opolu. Zarzucano mi, że użyłem wtedy megafonu, szkodząc w ten sposób środowisku - mówił w rozmowie z nto Kacper Lubiewski.

Kacprowi najbardziej z tej rozmowy zapadł w pamięć fragment o poprawczaku, do którego w ostateczności mógłby trafić. Decyzja należała do III Wydziału Rodzinnego Sądu Rejonowego w Opolu. Do sprawy włączył się nawet Rzecznik Praw Obywatelskich, który wniósł o odmowę wszczęcia postępowania bądź o jego umorzenie. Pod koniec tygodnia sąd zdecydował o odmowie wszczęcia.

Rozstrzygnięcie nie jest zaskoczeniem. Sąd oparł się m.in. na sprawozdaniu z wywiadu środowiskowego. Kończy się on konkluzją kuratora zawodowego: „uważam, że nie ma żadnych przesłanek do wszczęcia sprawy o demoralizację nieletniego, ani podstaw do wszczęcia sprawy o ograniczenie władzy rodzicielskiej rodzicom”. Ale rodzina bardzo te wydarzenia przeżyła.

- Teraz napięcie, które towarzyszyło nam od początku tej historii, w końcu opadało - mówi Violetta Lubiewska, mama Kacpra. - Sąd podszedł do niej sprawiedliwie i zdroworozsądkowo. Przykro mi, że rolę w tej sprawie odegrał policjant, który - dążąc do osiągnięcia swoich prywatnych celów - mógł zniszczyć młodego chłopaka. Jestem ciekawa, czy poniesie z tego tytułu konsekwencje.

Bo w tej historii jest jeszcze jeden wątek, który budzi kontrowersje. Do tego, że sprawa prymusa i aktywnego działacza znalazła finał w sądzie, przyczynił się podinsp. Aleksander Marek, który pod koniec ubiegłego roku pełnił służbę na stanowisku zastępcy komendanta Komisariatu I Policji w Opolu. Krótko po tym awansował i został pełniącym obowiązki wiceszefa Komendy Miejskiej Policji w Opolu.

Podwładni komendanta twierdzą, że sprawę Kacpra można było załatwić inaczej, np. wysyłając do domu 16-latka dzielnicowego.

- Ale tu nie chodziło o wychowywanie młodzieży, tylko o pokazówkę. Podinsp. Aleksander Marek chciał się przypodobać przełożonym, bo to najprostsza droga do awansu. Wkrótce został zresztą pełniącym obowiązki I Zastępcy Komendanta Miejskiego Policji w Opolu - mówił nam jeden z funkcjonariuszy.

Policja zapewnia wymijająco, że awanse zawsze odbywają się w oparciu o ustawę i rozporządzenia. KMP w Opolu nie ujawniła nam, jaką rolę w historii Kacpra odegrał podinsp. Aleksander Marek. Sami ustaliliśmy, to on sporządził notatkę przesłaną ponad miesiąc (!) po grudniowych wydarzeniach do sądu. Wynika z niej, że Kacper był upominany dwukrotnie w związku z użyciem megafonu. W pierwszych dokumentach, wysłanych przez policję do sądu jeszcze w grudniu, po takiej notatce nie ma śladu. Jest natomiast inna, sporządzona przez dzielnicowego, w której wprost napisano, że chłopak po pierwszej interwencji "zaprzestał używania megafonu".

Powyższe może świadczyć o tym, że policja była zdeterminowana, by uprawdopodobnić przed sądem wersję o demoralizacji chłopca. W odpowiedzi na moje pytania, przesłane do KMP w Opolu, czytamy, że sprawa mogła się zakończyć na upomnieniu przez funkcjonariuszy w dniu zdarzenia: "Ta forma reakcji (czyli zwrócenie chłopcu uwagi) na jego czyn byłaby wystarczająca i adekwatna do zaistniałej sytuacji, gdyby nieletni nie dopuścił się ponownie popełnienia takiego samego zachowania pomimo wcześniejszej interwencji funkcjonariuszy". Dlaczego w pierwszych dokumentach do sądu nie ma mowy o dwukrotnym upominaniu? Służby prasowe policji tego nie wyjaśniają, a podinsp. Aleksander Marek z autorką rozmawiać nie chciał.

Warto też podkreślić, że dla sądu liczba upomnień i tak miała wtórne znacznie, bo uznał, że użycie megafonu podczas legalnego zgromadzenia publicznego nie jest przejawem demoralizacji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Seria pożarów Premier reaguje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska