Opolskie lasy. Kłusownicy używają legalnej broni

Redakcja
Łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego z Opola Wojciech Plewka zastrzega jednak, żeby nie generalizować problemu.
Łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego z Opola Wojciech Plewka zastrzega jednak, żeby nie generalizować problemu. Krzysztof Świderski
To "adreliniarze", którzy strzelają tylko po to, by zabić.

W ubiegłym roku odnotowano w kraju 331 przypadków kłusownictwa. To o 40 więcej niż dwa lata wcześniej. Na terenach obwodów łowieckich i w majątku Lasów Państwowych służby leśne i myśliwi zdemontowali blisko 110 tysięcy wnyków i innych pułapek.

Szacuje się, że ofiarą kłusowników padło kilkanaście tysięcy dzikich zwierząt i ptaków. Nasila się także zjawisko kłusownictwa z bronią.

- Kiedyś osoba starająca się o pozwolenie na broń myśliwską musiała znaleźć koło łowieckie, które by ją przyjęło.Dziś takiego wymogu już nie ma - opowiada nam jeden z myśliwych, członek koła łowieckiego w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim. - Najczęściej takie osoby wykupują tzw. upoważnienie do odstrzału indywidualnego". Ale zdarza się, i to coraz częściej, że polują nielegalnie. To dotyczy także osób, które mają niezarejestrowaną broń.

W zeszłym roku w polskich lasach złapano 83 osoby z bronią, które albo nie miały prawa jej mieć, albo nie posiadały upoważnienia do odstrzału zwierząt. Zdaniem samych myśliwych problemem staje się również przekraczanie ustalonych limitów łowieckich, co w praktyce także jest kłusownictwem.

Taki wpis znaleźliśmy na jednym z forów internetowych portalu łowieckiego: "Myślę że skala kłusownictwa w wykonaniu samych myśliwych jest dużo większa od tych podawanych. A wiąże się to z tym, że niektórzy nie umieją odróżnić prawdziwego łowiectwa od produkcji przetworów z dziczyzny" - pisał internauta.

W 75 opolskich kołach łowieckich zrzeszonych jest 3211 osób. Tymczasem pozwolenie na broń myśliwską mają 3354 osoby.

- W zeszłym roku wydane zostały 130 takie pozwolenia - informuje podinspektor Maciej Milewski, rzecznik KomendyWojewódzkiej Policji w Opolu.

O tym, że problem jest, mówi szef Nadleśnictwa Opole MarekBocianowski, który nadzoruje posterunek straży leśnej. - Są ludzie, których nazywamy "adrenaliniarzami".Ich nie interesuje obcowanie z przyrodą ani nawet zdobycie mięsa, tylko sam fakt uczestnictwa w nielegalnym polowaniu - mówi nadleśniczy Bocianowski.

Potwierdza to Adam Albertusiak z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach, do której należą opolskie nadleśnictwa: - W lasach coraz częściej znajdujemy postrzelone zwierzęta. Takich kłusowników nie interesuje ani tusza, ani trofea - wyjaśnia Albertusiak.

Łowczy okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego z Opola Wojciech Plewka zastrzega jednak, żeby nie generalizować problemu.

- Czarne owce znajdą się w każdym środowisku. Mieliśmy takie przypadki także u nas, ale wyeliminowaliśmy takich ludzi z polowań - zapewnia łowczy Plewka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska