Prawa należy przestrzegać, ale nie zapominając, że ludziom trzeba też okazywać serce

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Rozmowa z Teresą Rojek, prezesem bielickiego koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta.

Po nowelizacji ustawy o pomocy społecznej, w noclegowni, schronisku dla bezdomnych czy ogrzewalni mogą przebywać osoby zdolne do samoobsługi, których stan zdrowia nie zagraża zdrowiu i życiu innych przebywających w takim miejscu. Kierujący takimi placówkami w całej Polsce alarmują, że gdyby trzymać się sztywno tego zapisu, zabraknie miejsca dla ludzi starych i chorych.
Schronisko w Bielicach od początku przyjmowało wszystkie osoby potrzebujące pomocy. Czas na kwalifikowanie ludzi bezdomnych, na rozstrzyganie, gdzie oni mają być, przychodzi później. Najpierw trzeba ich po prostu ratować, nakarmić, bo wielu przychodzi i mówi, że od iluś dni nic nie jedli. Zresztą, nie zawsze łatwo wyznaczyć granicę, czy ktoś jest bezdomny i kwalifikuje się do schroniska, czy tak chory, że powinien trafić do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego. W takim zimowym czasie niemal każdy bezdomny - który koczował gdzieś w altance albo ktoś go przywiózł z ulicy - kiedy do nas trafia, jest chory. Kilka dni temu zresztą pani minister powiedziała w telewizji, że w nagłych sytuacjach powinniśmy przyjmować wszystkich.

A jeśli ktoś jest poważnie chory albo w tak podeszłym wieku, że sobie nie poradzi z obsługą siebie samego? Ministerstwo martwi się, że tacy ludzie będą w schroniskach umierać.
Jeśli ktoś jest bardzo chory, jego miejsce na pewno jest w szpitalu i zabiegamy o to, by mógł tam trafić. Ale w szpitalach też wcale nie ma nadmiaru miejsc. Jeśli szpital ocenia, że skutecznie się go wyleczyć nie da, zawsze składamy wnioski do DPS-ów lub do ZOL-i, szukając miejsca dla takich mieszkańców.

Jak jest z miejscami w tego rodzaju placówkach?
Stosunkowo najszybciej takiemu schronisku jak nasze udaje się znaleźć miejsce w hospicjum. Do ZOL- i i DPS-ów są zazwyczaj długie kolejki. Szczególnie trudno o miejsca dla naszych mieszkańców. Jeśli z wywiadu lekarskiego wynika, że jakaś osoba jest alkoholikiem, nie wszystkie DPS-y i ZOL-e takie osoby przyjmują. A placówek dla alkoholików jest w województwie opolskim mało. Największa w Branicach. Miejsc w nich nie wystarcza. Trafiają tam ludzie stosunkowo młodzi i składy nie wymieniają się szybko. Mamy osobę, która na takie miejsce czeka już trzy lata. Czeka u nas, bo nie ma gdzie.

Nie zawsze też mieszkaniec chce ze schroniska, gdzie czuje się bezpieczny, przenosić się gdzie indziej. To nie jest paczka, którą można posłać, gdzie się ma ochotę.
Mieliśmy mieszkańca, który był u nas ponad rok. Stwierdzono, że jest chory nowotworowo. Miejsce w hospicjum na pewno by się znalazło, ale on nawet swojej sali nie chciał opuścić. Prosił nas gorąco, byśmy mu pozwolili zostać. Mimo bólu zachowywał się bardzo cicho, bał się, że go gdzieś odeślemy. Bardzo mi go było żal, bo to był dobry człowiek, ale sobie nie poradził i wiele złego go w życiu spotkało. Po tygodniu odszedł. Takie sytuacje pokazują, że przepisów należy przestrzegać, ale i serce ludziom trzeba okazywać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska