Prof. Grzegorz Opolski: - Serce nie jest z kamienia

fot. Witold Chojnacki
fot. Witold Chojnacki
Rozmowa z prof. dr. hab. med. Grzegorzem Opolskim, konsultantem krajowym w dziedzinie kardiologii.

- Choroby układu krążenia przez lata były największym problemem zdrowotnym w Polsce, z którym nie mogliśmy się uporać. Czy coś się zmieniło?
- Niestety, w dalszym ciągu na te choroby cierpi i umiera najwięcej Polaków. W 2008 roku były one powodem aż 41 procent wszystkich zgonów. Jest to w naszym kraju problem numer jeden. Dopiero na drugim miejscu są schorzenia nowotworowe. Choroby układu krążenia są także najczęstszą przyczyną zgonów przedwczesnych. Stają się, co jest również niezwykle istotne, przyczyną wczesnego inwalidztwa. Pacjenci, którzy przeżyli zawał serca lub udar mózgu, często już nie są tak sprawni jak kiedyś. Muszą się liczyć z wieloma ograniczeniami, zrezygnować z wielu rzeczy, np. z dotychczasowej pracy. Muszą na siebie bardzo uważać i pozostawać pod stałą kontrolą kardiologa lub neurologa, bądź obu specjalistów naraz.

- Czy u mieszkańców innych krajów choroba wieńcowa występuje tak samo często jak u Polaków?
- Niestety, należymy pod tym względem do liderów w Unii Europejskiej. Na pewno jednak dobrym prognostykiem jest to, że od ponad 15 lat ilość zgonów z powodu chorób układu sercowo-naczyniowego zaczyna się w Polsce systematycznie zmniejszać. Jest to bardzo ważna wiadomość, bo oznacza, że zaczynamy być skuteczni w zapobieganiu chorobom układu krążenia, jak i jesteśmy coraz bardziej skuteczni w leczeniu tych chorób.

- Utarło się u nas, że na chorobę wieńcową cierpią głównie ludzie starsi, więc młodzi myślą: po co się zawczasu martwić?
- Może się to wydać niewiarygodne, ale miażdżyca rozwija się u nas już z chwilą narodzin. Choć niewątpliwie jej nasilenie następuje w wieku podeszłym. Im dłużej żyjemy, tym jest większe ryzyko jej wystąpienia. Może ona prowadzić do zamknięcia tętnicy wieńcowej, a w konsekwencji - zawału serca bądź doprowadza do zamknięcia tętnicy mózgowej i udaru mózgu. Nie ma co do tego wątpliwości, że częstość występowania choroby wieńcowej wzrasta wraz z wiekiem. Biorąc pod uwagę ogół populacji, dotyczy ona 2-3 procent osób. Natomiast wśród ludzi powyżej 75. roku życia choroba wieńcowa jest diagnozowana już u co piątej osoby. Nierzadko spotykamy też i takie sytuacje, gdy do zawałów serca i udarów mózgu dochodzi u ludzi tuż po trzydziestce lub jeszcze młodszych. Jest to oczywiście największy dramat - dla pacjenta, jego rodziny, lekarzy.

- Można zapobiec chorobie wieńcowej lub przynajmniej ograniczyć jej dramatyczne skutki?
- Jest takie stare i ciągle aktualne powiedzenie, że lepiej zapobiegać, niż leczyć. My już dzisiaj wiemy, że możemy opóźnić wystąpienie miażdżycy, możemy być skuteczni. Wystarczy odpowiednia profilaktyka. Jest to bardzo proste do zrealizowania. Po pierwsze, skończmy z paleniem papierosów. Chodzi nie tylko o palenie aktywne, ale i bierne, czyli przebywanie w towarzystwie palaczy. Dlatego konieczne jest wprowadzenie w Polsce zakazu palenia w miejscach publicznych. Kardiolodzy się tego domagają. Nie ma już bowiem wątpliwości, że w krajach, które ten zakaz wprowadziły, już po roku liczba zawałów serca zmniejszyła się o 10-15 procent. Jest więc o co walczyć. Czyste powietrze dla naszego zdrowia jest niezwykle istotne.

- A jakie znaczenie ma dieta?
- Zdrowa żywność jest kolejnym elementem profilaktyki. Powinniśmy zmniejszyć spożycie tłuszczów zwierzęcych, czerwonego mięsa, a częściej uwzględniać w codziennych posiłkach ryby, warzywa i owoce. W ogóle jedzmy mniej, ale częściej. Koniecznie ograniczmy solenie potraw. Sięgajmy jak najrzadziej po tzw. żywność przetworzoną, omijajmy z daleka pizzerie, miejsca, gdzie sprzedaje się dania typu fast food.

- Wiadomo, że za mało się ruszamy, zbyt dużo czasu spędzamy przy biurku, przed komputerem albo przed telewizorem. Wszyscy niby o tym wiemy, ale niewiele robimy, żeby to zmienić. A to chyba nie pozostaje bez wpływu na nasz układ sercowo-naczyniowy?
- Aktywność ruchowa to kolejny czynnik odgrywający ogromną rolę w profilaktyce. Aby jednak przyniosła pozytywny skutek, musi być rozpatrywana w odniesieniu do całego społeczeństwa. Powinny się w to zaangażować władze administracyjne, państwowe, lokalne. Mam na myśli wprowadzenie takich rozwiązań architektonicznych, żebyśmy ciągle nie korzystali ze schodów ruchomych, z wind itd. Bardzo ważne jest, żeby tę aktywność (jak i odpowiednie nawyki żywieniowe) wypromować już u dzieci i młodzieży. Niech młody człowiek zada sobie pytanie pod koniec dnia: "Na ile byłem dzisiaj aktywny?", "Ile kroków zrobiłem?" Z kolei u dorosłych wykształćmy takie nawyki, żeby się więcej ruszali. Niech właściciel samochodu sobie powie: "nie podjeżdżam jak najbliżej miejsca, które jest celem mojej podróży, tylko zostawiam auto na parkingu i kolejne 200-300 metrów pokonuję na piechotę".

- Jak powinno wyglądać prawidłowe ciśnienie tętnicze, bo doniesienia naukowe na ten temat na przestrzeni ostatnich lat nieco się zmieniały?
- Ciśnienie skurczowe powinno być poniżej 140 milimetrów słupa rtęci, a rozkurczowe - poniżej 90 milimetrów. Oczywiście, jest taka tendencja: im niżej, tym lepiej, ale nie odnosi się ona do wszystkich. W przebiegu niektórych chorób sercowo-naczyniowych ta zasada nie obowiązuje. Pacjent powinien mieć wtedy takie ciśnienie, które pozwala mu funkcjonować, ale o tym decyduje opiekujący się nim kardiolog.

- Wróćmy do zachorowań na serce w innych krajach europejskich. Jak oni się uporali z tym problemem?
- W krajach wysoko uprzemysłowionych, zaliczanych do tzw. starej Unii, choroby wieńcowe są także na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o przyczynę śmierci. Natomiast różnica między Polską a nimi polega na tym, że tam spadek zachorowań jest bardziej wyraźny. My je dopiero gonimy. Powinniśmy im dorównać w spadku liczby zachorowań i zgonów gdzieś około 2018 roku. Przykładowo w 2003 roku w Polsce choroby układu krążenia były przyczyną 43 proc. zgonów. A już w ubiegłym, o czym wcześniej wspomniałem, było to 41 proc. W naszej ocenie to jest dużo.

- Z jakich krajów powinniśmy brać przykład?
- Z Niemiec, Szwajcarii i Francji. Mają one bardzo dobrze rozwiniętą prewencję i leczenie. W Polsce na pewno poprawiło się leczenie. Wystarczy porównać to, co było 10-15 lat temu z tym, co możemy obecnie naszym pacjentom zaoferować. Przykładowo większość pacjentów z zawałem serca jest leczona w naszym kraju nowocześnie i skutecznie, dzięki czemu liczba zgonów z powodu zawału zmalała trzykrotnie. To jest rzeczywiście konkretny wynik. Z drugiej strony proszę zwrócić uwagę, że jednak z biegiem lat zmieniły się nasze nawyki żywieniowe, mniej Polaków pali, więcej osób zwraca uwagę na nadciśnienie, kontroluje sobie poziom cholesterolu.

- W kardiologii nastąpił niesamowity skok. Jeszcze nie tak dawno najskuteczniejszą bronią w leczeniu zawałów była streptokinaza, czyli lek rozpuszczający skrzepy. Obecnie metodę tę zastąpiła angioplastyka, supernowoczesny zabieg, polegający na udrożnieniu zamkniętej skrzepem tętnicy wieńcowej. Daje ona największe szanse na przeżycie. Czy jeszcze można coś lepszego wymyślić?
- Na pewno należy jeszcze popracować nad szybszym dowożeniem pacjentów na zabieg angioplastyki. Byłoby idealnie, gdyby stało się to w pierwszej godzinie od wystąpienia zawału, a najpóźniej w ciągu 90 minut. Tutaj potrzebna jest edukacja społeczeństwa i odpowiednia organizacja transportu. Karetka powinna przyjechać do pacjenta z zawałem jak najszybciej, w ciągu 10-15 minut od chwili wezwania. Następnie dowóz do ośrodka kardiologii inwazyjnej nie powinien trwać dłużej niż 20 minut. Każda minuta zwłoki zmniejsza szansę na skuteczny ratunek. Najczęściej bowiem ludzie umierają na zawały, zanim trafią do szpitala, tak jest w przypadku 25 na 100 zawałowców. W szpitalu - jedynie od pięciu do siedmiu, bo nadal nawet zabieg angioplastyki nie jest w stanie wszystkich uratować.

- Jak pan ocenia strategię leczenia zawałów na Opolszczyźnie? Bo my się nią bardzo chwalimy...
- I macie się państwo czym chwalić. Zawsze podziwiałem organizację leczenia ostrych zespołów wieńcowych na Opolszczyźnie i bardzo wam jej zazdrościłem. Gdy doktor Władysław Pluta, ordynator oddziału kardiologii w Wojewódzkim Centrum Medycznym w Opolu mówił przed sześcioma, siedmioma laty, że na Opolszczyźnie każdy pacjent z ostrym zawałem serca jest leczony przy pomocy angioplastyki, to wówczas inne województwa były za wami daleko, daleko. W tej chwili to się zmieniło, ale nadal pod względem liczby wykonywanych badań diagnostycznych, czyli koronarografii i angioplastyki Opolszczyzna jest na drugim miejscu w Polsce, a więc należy do liderów.

- Mamy w tej chwili już trzy ośrodki zajmujące się wykonywaniem koronarografii i angioplastyki. Oprócz Opola ma je jeszcze Kędzierzyn-Koźle i Nysa. Czy to wystarczy?
- Uważam, że tak. Powstawanie kolejnych ośrodków spowoduje, że te, które są, będą wykonywały mniej zabiegów. Bo będą sobie podbierać pacjentów. A wiemy, że jakość wykonywanych zabiegów spada, jeśli tych zabiegów wykonuje się mało. Uważa się, że ośrodek kardiologii inwazyjnej powinien wykonywać co najmniej 200 angioplastyk rocznie. Jeśli przeprowadza ich mniej, to wtedy doświadczenie zespołu maleje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska