Prokuratura: rektor Marek Tukiendorf zabił się sam. Śledztwo zostało umorzone

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Pogrzeb Marka Tukiendorfa odbył się 25 lipca 2019 roku. Urna z jego prochami spoczęła na cmentarzu w Czarnowąsach. Rektor politechniki miał 55 lat.
Pogrzeb Marka Tukiendorfa odbył się 25 lipca 2019 roku. Urna z jego prochami spoczęła na cmentarzu w Czarnowąsach. Rektor politechniki miał 55 lat. Piotr Guzik
Z zeznań najbliższych wynika, że rektor Politechniki Opolskiej, w miesiącach poprzedzających tragedię, był ofiarą ataków grupy skonfliktowanych z nim profesorów. To miało mocno odbić się na jego kondycji psychicznej. Śledczy tego wątku jednak nie badali.

Postępowanie prowadził Wydział Dochodzeniowo-Śledczy Komendy Miejskiej Policji w Opolu pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Opolu. Chodziło o ustalenie, czy Markowi Tukiendorfowi nikt nie pomógł w popełnieniu samobójstwa, ani do tego go nie namówił. Pod koniec ub. roku zapadła decyzja o umorzeniu śledztwa.

- Prokuratura ustaliła, że nie doszło do udzielenia pomocy ani nakłaniania rektora do targnięcia się na własne życie - informuje Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu. - Decyzja w sprawie umorzenia śledztwa nie jest prawomocna.

Marek Tukiendorf, ówczesny rektor Politechniki Opolskiej, popełnił samobójstwo 17 lipca ubiegłego roku. Wdowa po nim jest rozżalona decyzją śledczych. - Ja wiem, że tego tragicznego wieczoru fizycznie nikt nie pomógł mojemu mężowi się zabić - mówi Joanna Tukiendorf. - Ale wiem też, że to co się stało było efektem wielomiesięcznego gnębienia psychicznego ze strony skonfliktowanych z nim profesorów. Mąż zostawił listy pożegnalne i tam mówi wprost, że został zaszczuty. W tych listach padają konkretne nazwiska. Nie mogę zrozumieć, dlaczego prokuratura ani policja nie przesłuchała tych osób. Ciężko mi ze świadomością, że można człowieka zadręczyć na śmierć i nie ponieść żadnych konsekwencji.

Joanna Tukiendorf twierdzi, że po śmierci męża zrozumiała, jak potężna fala nienawiści została w niego wymierzona. To wtedy zaczęła składać w całość to, co mówił jej mąż.

- Marek był człowiekiem pełnym energii. Gdy zaczęła się ta nagonka, najbardziej bał się o mnie i o naszego syna. Jego przeciwnicy wiele zainwestowali, żeby zszargać mu reputację, a on nie chciał, być dla nas balastem. Nie chciał, by syn się za niego wstydził. Wiedział, że tych ludzi nic nie powstrzyma - mówi wdowa po rektorze. - Nikt ich nie rozliczył, chociażby moralnie, za to co się stało. Więcej - władzę na uczelni przejmują dziś powiązane z nimi osoby i usuwają tych, którzy współpracowali z moim mężem. Trudno uwierzyć, że to się dzieje na publicznej uczelni.

Joanna Tukiendorf we wrześniu 2019 roku skierowała list otwarty, adresowany do szefa Prokuratury Rejonowej w Opolu. Pisała w nim: „Mąż powtarzał mi wielokrotnie, że nie rozumie Waszych działań, które przeciwko jego urzędowi są prowadzone z taką nadgorliwością, a te zgłaszane przez niego przeciwko jego hejterom - lekceważone, traktowane po macoszemu. Nawet wtedy, gdy te zarzuty dotyczą wielkich pieniędzy i pisze o nich prasa. (…) To były działania ze wszech miar systemowe, składające się w logiczną całość, pozbawione obiektywnej oceny wydarzeń, za to budujące jednostronny przekaz, który przyczynił się do śmierci mojego męża”.

Wdowa po rektorze zamierza złożyć zażalenie na decyzję śledczych o umorzeniu sprawy.

- Nie wiem, czy ono coś da, czy może ta sprawa została już spisana na straty, ale muszę próbować - mówi Joanna Tukiendorf. - Przyjaciele mojego męża zaangażowali kancelarię prawną spoza regionu, która ma pomóc ustalić, czy działania wrogów Marka doprowadziły do jego samobójstwa. Nie składam broni i będę walczyć o prawdę, bo jestem to winna mężowi.

Po śmierci rektora Tukiendorfa swój sprzeciw wobec kampanii nienawiści wyrazili pracownicy uczelni. „Nie akceptujemy tego, aby w relacjach pracowniczych dominowała agresja, zastraszanie, przemoc psychiczna i rozległa manipulacja” – napisali w liście otwartym naukowcy Politechniki Opolskiej. Była to reakcja na nagonkę i samobójczą śmierć rektora. Władze uczelni nie chciały wówczas komentować treści listu i nie zgadzały się na opublikowanie go na stronie internetowej PO.

– Chciałbym, żeby śmierć Marka nie poszła na marne. Żeby ta śmierć była wstrząśnieniem dla tych, którzy zabijają słowem – mówił podczas pogrzebu rektora prof. Marek Ziętek, będący wówczas rektorem Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Marek Tukiendorf w ostatnich tygodniach przed śmiercią sporo mówił swoim przyjaciołom, że trudno mu wytrzymać presję, jakiej jest poddawany.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska