Przynieście śląską rzecz. Muzeum Śląska Opolskiego kończy 110 lat

Danuta Nowicka
- Może zainteresuje pana, panie profesorze, stary obraz? - spytał malarza Ryszarda Kowala jeden z uczniów liceum plastycznego. Takie były początki jednego z najcenniejszych eksponatów Muzeum Śląska Opolskiego, które właśnie skończyło 110 lat.

Chodziło o naciągnięte na blejtram płótno nieznanego autora, od roku zalegające za szafą kolegi, nawiasem mówiąc, przyszłego profesora wrocławskiej akademii Andrzeja Basaja. W Książu znalazł je ojciec ucznia, leśniczy z Jedlinki-Zdroju. Miało wiele nacięć; stacjonująca w zamku sowiecka generalicja zabawiała się, celując nożami w twarz sportretowanej kobiety. Kowal, który kierował działem sztuki w Muzeum Śląska Opolskiego, podobno rozpoznał pędzel mistrza i gdyby to od niego zależało, dzieło natychmiast zmieniłoby właściciela. Muzealna komisja zakupów miała jednak zastrzeżenia: że nie grzeszy urodą, że konserwacja kosztowałaby krocie. Po kilku podejściach się udało i "Portret żony artysty z kotem" Konrada Krzyżanowskiego znalazł się na Małym Rynku 7. W r. 1962 trzeba było za niego zapłacić równowartość trzech pensji, dziś wart jest kilku luksusowych samochodów.

Po żmudnej, dwukrotnej konserwacji portret, uchodzący za zaginiony, zawędrował na okładkę albumu polskiej sztuki i brylował na salonach krajowych i światowych, z japońskim włącznie. W rankingu polskich muzeów Opole wyraźnie zyskało. A pomyśleć, że w pierwszym roku istnienia - 1900 - była to skromna miejska placówka, powołana z inicjatywy filomatów w trzech salkach szkoły wyższej dla dziewcząt przy ul. Ozimskiej (dzisiejszy Bank Zachodni). Siedem lat później zbiory przeniesiono na parter klasztoru franciszkanów, a kiedy dwa z zajmowanych pomieszczeń zajęła komisja plebiscytowa - do byłej fabryki cygar przy Gartenstrasse (Sienkiewicza). Tu przeczekały do przeprowadzki na Mały Rynek, w sąsiedztwie kościoła "na górce".

Co niemieckie - do pieca
Pomiędzy muzeum dawnym a tym, które odwiedzamy teraz, z remontu na remont pogłębiała się przepaść. Zamiast kilku sal instytucja zajmuje trzy kamienice, dawny zajazd i idealnie wkomponowany w starą miejską zabudowę nowoczesny pawilon w Opolu, do tego obiekt na Górze św. Anny. Na 6 tysiącach metrów kw. przede wszystkim znalazły się zbiory gromadzone po 1945 r. Starsze - archeologiczne, przyrodnicze, kartograficzne, rzemiosła artystycznego, XIX-wiecznych militariów pruskich, historii Opola, a także pochodzące z niemieckich kolonii - w 98 proc. "uległy rozproszeniu". Jak to rozumieć? - Wzbudziły zainteresowanie żołnierzy Armii Czerwonej i lokalnych szabrowników - wyjaśnia dyrektor Urszula Zajączkowska. Pracownicy dodają, że niekwestionowany wkład w tym przypadku wniosła powołana w latach sześćdziesiątych komisja weryfikacyjna, nakazując spalenie obiektów, które dokumentowały niemiecki fragment dziejów. Starsi muzealnicy pamiętają także mozolne wyskrobywanie napisów, integralnej części przedmiotów. Jeszcze wcześniej... Nikt nie zna losu kolekcji cynowych pucharów, chluby XVIII-wiecznych cechów rzemieślniczych. Pewno należałoby ich szukać za zachodnią granicą?

Fragment tego, co jest łącznikiem pomiędzy starymi a nowymi czasy, zbiory przyrodnicze, po wojnie przeniesiono do Muzeum Czynu Powstańczego. Chodzi m.in. o około 8 tysięcy arkuszy zielników z Opolszczyzny, innych regionów Polski i z Europy. Profesjonalnie wykonane zachowały się w idealnym stanie, podczas gdy zielniki z lat 60. kompletnie się rozsypały. Dokumentują istniejące, rzadkie i wymarłe gatunki roślin.

W samym Opolu ze spadku po Städtisches Museum korzystają działy sztuki i archeologii. Pierwszy odziedziczył choćby fajanse z Prószkowa. Uchodzą za szczególnie cenne, ponieważ XVIII-wieczna manufaktura działała krótko, poza tym fajans łatwo się tłucze i niewiele form się uratowało. Zakupione w ubiegłym roku solniczka i pieprzniczka z Glinicy o kształtach kobiety i mężczyzny, kosztowały ponad 10 tysięcy zł.

Wśród rarytasów działu sztuki, nabytków powojennych, na pierwszym miejscu wymienia się obraz Krzyżanowskiego. Potem długo nic i pojawia się hasło: średniowieczne Madonny. Za najcenniejszą uchodzi Madonna z Sadowa, ze względu na wartość estetyczną rzeźby i nie do końca jasną historię. Wiadomo jedynie, że w drugiej połowie XIX w. z kościoła w Sadowie w pow. lublinieckim została przeniesiona do Bodzanowic, że w latach XX ubiegłego wieku trafiła w prywatne ręce nyskiego franciszkanina, a w 1958 odnaleziono ją na strychu chałupy w Bodzanowicach i zwrócono kościołowi. Z konserwacji w opolskim muzeum już na wieś nie wróciła.

Cybis pasuje jak ulał
- Kolejna mocna strona muzealnych zbiorów nazywa się Jan Cybis. - Kolekcja Cybisa to był socjologiczno-polityczny strzał w dziesiątkę - uważa kierująca działem sztuki Joanna Filipczyk. - W latach siedemdziesiątych Opolu był potrzebny twórca z tego regionu, a przy tym Polak. Chłopak spod Wróblina, który wyjechał do Paryża, by stać się współzałożycielem grupy kapistów, idealnie się do tego nadawał.

Do ściągnięcia dzieł artysty nadzwyczaj nadał się ówczesny dyrektor Franciszek Adamiec. Były wiceprzewodniczący Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej miał znajomości i wpływy, a zatem i łatwy dostęp do państwowej kasy. Już w pierwszym roku zakupił kilkanaście Cybisów, o których muzea narodowe w Poznaniu i Warszawie mogły tylko marzyć, następne lata też były tłuste. Obecnie Opola z prawie setką obrazów i ośmioma setkami prac na papierze Wielkiego Pana Malarstwa Polskiego, jak nazwał Cybisa Ryszard Hajduk, nikt nie jest w stanie dogonić. Dla ścisłości dodajmy, że znaczną część kolekcji sprzedały lub podarowały obie żony artysty, Hanna Rudzka-Cybisowa i Helena Zaremba-Cybisowa, darów nie poskąpił także syn artysty. Od niedawna Jackowi Cybisowi MŚO zawdzięcza sprzęty z pracowni artysty, książki i przedmioty wykorzystywane do komponowania martwych natur. Dołączono je do kolekcji obrazów w muzealnej galerii Jana, otwartej także dla innych artystów z jego kręgu i laureatów nagrody Cybisa. - Z różnych stron docierają do mnie sygnały, że to dobrze, że posiadamy tę kolekcję - mówi Filipczyk. - W kolekcjonerstwie ważny jest rys indywidualny, a monograficzny zbiór Cybisa zdecydowanie wyróżnia Opole na tle innych muzeów.

Kamienica otworzyła serca
Inni nie posiadają także kamienicy, która zachowałaby pierwotną, mieszkalną funkcję. Oddany w 2007 r. obiekt przy św. Wojciecha 13 został zagospodarowany od piwnicy po strych. Prawdopodobnie już w przyszłym roku najwyższą, pustą kondygnację wypełnią balia, magiel, pralka i inne urządzenia do prania i suszenia. Niższe piętra wciąż się dopieszcza. Eklektyczno-secesyjne pierwsze piętro pokazuje, jak mieszkali zamożniejsi opolanie od 1890 do 1920 r., drugie, w stylu art deco, wywołuje ducha międzywojnia, zaś trzecie, opatrzone wizytówką "U Nowaków", ożywia lata sześćdziesiąte. Mieszkaniom przywrócono dawny rozkład. Są meble z epoki, jest kuchnia, są piękne kaflowe piece, obrazy, wszelkiej maści bibeloty, tkaniny, książki, można nawet obejrzeć prawdziwy rodzinny album. Z biegiem czasu i dzięki zwiedzającym wystawa przybiera charakter mieszkalny do tego stopnia, że przekraczając progi ulegamy złudzeniu włamywania się do czyjegoś życia. To wrażenie ewoluuje we wzruszenie w okresie Bożego Narodzenia, kiedy w pokojach pojawiają się choinki, jeszcze wolne od plastikowych bombek i grających angielskie kolędy łańcuchów.

Wspominając ofiarność gości, która po otwarciu kamienicy wyraźnie się wzmogła, muzeum apeluje o kolejne gesty. "Czynszowej", podpowiada, brakuje żeliwnego zlewu i spluwaczki, obligatoryjnej w latach 60. we wszystkich publicznych miejscach (takim miejscem na św. Wojciecha jest podwójna, wspólna dla wszystkich mieszkańców toaleta). To przecież drobiazg w porównaniu z podróżnym tulskim samowarem podarowanym przez anonimowego opolanina czy buławą Jana Sobieskiego.
Z buławą wiąże się kolejna anegdota. Ów przedmiot, w XIX stuleciu wyprodukowany ku pamięci hetmana (panowała wtedy moda na takie narodowe pamiątki), z jego podobizną, sztandarem, obity srebrną blachą, niedługo po wojnie wypadł z radzieckiego gazika bodajże na ul. Reymonta. Stało się to tuż pod nosem inżyniera Kumali, który bez wahania przekazał go muzeum.

Jedni zabytki zanoszą, inni by je odsprzedali, najlepiej za duże pieniądze. - Transakcja nie doszła do skutku, ale proszę sobie wyobrazić mój niesmak i bezsilność, kiedy facet pojawił się z toporkiem z okresu neolitu. Miałam pewność, że zamierza handlować państwowym mieniem, ale jak mu to udowodnić? - retorycznie pyta szefowa działu archeologii Ewa Matuszczyk. Inna kategoria gości pojawia się bezinteresownie. Anonimowy obywatel zameldował się z fotografią bramy zamku w Brzegu, udekorowaną figurami śląskich Piastów, by wskazać na uderzające podobieństwo do jednego z nich. Powoływał się przy tym na orzeczenie lekarskie: w jego żyłach płynie błękitna krew.

Największy eksponat na nowej wystawie archeologicznej to tzw. dłubanka z Lewina Brzeskiego, łódź ponaddwunastometrowa, sporządzona z jednego pnia. Liczy sobie - drobiazg - parę tysięcy lat; trzeba było niemało wysiłku, żeby po wydobyciu z ziemi nie zmieniła się w pył. Kiedyś byłby to problem, ale w sukurs przyszła współczesna nauka i wolny rynek. Za złotówki bez trudu zakupiliśmy glikol - informuje Ewa Matuszczyk, nasączyliśmy drewno. Znacznie gorzej mieli pracownicy osady w Biskupinie. Środki konserwujące sprowadzało się wtedy z Niemiec, za ciężką walutę.

Zdecydowanie zmieniły się warunki na zapleczu. W latach siedemdziesiątych, gdy trzy działy MŚO gnieździły się na Krakowskiej, nad nieistniejącym już sklepem "Jacek i Agatka", w niepogodę biurka przykrywało się folią. Na środku pokoju stała misa na deszczówkę. Dziś nikomu nie kapie na głowę. - Ba, nowoczesność panuje wszędzie. Proszę napisać, że Word przestał być naszym jedynym narzędziem pracy - podpowiada Matuszczyk. - Dzięki poszukiwaniom w internecie w bibliotece w Norymberdze zakupiliśmy ikonografię z 1425 r. - Szczególne powody do zadowolenia ma pracownia konserwacji, wyposażona w stół do nawilżania, stoły pod ciśnieniem i atelier.

Nowoczesność bije w oczy nie tylko na zapleczu. Na niedawno otwartej historycznej ekspozycji ścieżki dźwiękowe z rozświergotanego lasu przenoszą do książęcych komnat i na pole bitwy, głośne szczękiem oręża. Na wystawie o pradziejach i średniowieczu Opolszczyzny znalazły się monitory. Wystarczy ich dotknąć, by poznać historię obiektu i jego wcześniejszy kształt. Światło nie niszczy papieru, szkło chroni eksponaty przed wandalami i nie deformuje obrazu. Jest mocne i przejrzyste.

Przez 10 miesięcy nie było portierów

Na koniec o ludziach. Muzeum zatrudnia pół setki osób, czyli o 20 więcej niż w najgorszych czasach, kiedy na personelu trzeba było oszczędzać, i z biedy, i dla przypodobania się władzom. Przez 10 miesięcy nie zatrudniano portierów. Ich obowiązki pełnili, na zmianę, pracownicy merytoryczni. - Chciałbym rozmawiać z kustoszem - zwrócił się petent zza kraty okienka portierni do szefowej działu historii. - Słucham pana - odpowiedziała starszy kustosz Zajączkowska. Mężczyzna zlekceważył kwestię, powtórzył prośbę, a będąc świadkiem identycznej reakcji, wyszedł z budynku, przekonany, że go próbują zrobić na szaro.

Najgrubszymi zgłoskami w 110-letniej historii zapisały się nazwiska dyrektorów Franciszka Adamca, który zapoczątkował kolekcję Cybisa, i krakusa Tadeusza Chruścickiego. Ten drugi, zanim awansował na szefa Muzeum Narodowego w Krakowie, zorganizował wystawę rzeźby plenerowej, co miało przełożenie na frekwencję. Trzeba wiedzieć, że działo się to w czasach, kiedy na ocenę muzeów wpływała liczba zwiedzających, a taka impreza pozwoliła wykazać ich 120 tysięcy, czyli tylu, ilu mieszkańców liczyło miasto. Z okazji jubileuszu z sentymentem wspomina się także pierwszego kierownika, Józefa Obuchowskiego. Był nauczycielem geografii i geologii i jeśli uczeń wymigiwał się od obowiązków, mówił: "Przynieś śląską rzecz". Delikwent chętnie korzystał z propozycji, bo ta oznaczała, że dwója zmieniała się w tróję. Małgorzata Goc, szefowa działu etnografii, śmieje się: - To dzięki temu mamy dzisiaj tak bogate zbiory!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska