Ratując psa, nie zmienimy świata, ale świat zmieni się dla tego jednego psa

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Kasia Pisarska i jej „czipsy” (miał być jeden, a są trzy) - Hacker, Jocker i Dżek.
Kasia Pisarska i jej „czipsy” (miał być jeden, a są trzy) - Hacker, Jocker i Dżek. Iwona Stepajtis /psiewedrowki.pl
Co można zrobić za 4 zł? Najtańszą na świecie kampanię społeczną promującą adopcje zwierząt. Wymyśliła ją Kasia Pisarska, realizuje Pocker. Już sześć razy okrążył Ziemię, był w Sejmie i na Sri Lance.

Pockera można wziąć do siebie co najmniej na dobę, a najdłużej na 10 dni. Zabrać go do pracy, w podróż, do restauracji, na wesele, na obiad do cioci. Psiaka wolno przekazywać tylko z rąk do rąk. Jeśli jedziemy w podróż, to on z nami, nie w walizce. Dbamy o niego jak o prawdziwego psa i dzielimy się z fanami jego codziennością. Każdego dnia należy zrobić minimum jedno zdjęcie (fanpage) i co najmniej jednej osobie powiedzieć, że zwierzęta się adoptuje, nie kupuje. „Adopt! Don’t spend money for love” - to hasło akcji wymyślonej przez Katarzynę Pisarską - pisarkę, dziennikarkę i absolutnie zakręconą psiarę.

- Problem bezdomności zwierząt jest problemem światowym. Chciałam zrobić coś, co pójdzie na cały świat i jeszcze będzie tanie, właściwie za darmo - mówi pani Kasia.

Pocker jest jedynym psem, którego kupiła. - Ponieważ promuję psy „używane”, których ktoś nie chciał i które porzucił, symbol akcji też musiał być używany - mówi. Kupiła więc maskotkę za 4 złote w lumpeksie i wrzuciła ideę na Fb. Poczucie humoru i upodobanie do gry słów kazało jej nazwać maskotkę Pocker - Polish Dog-Trotter. Odzew był niemal natychmiastowy. Już następnego dnia Pocker poleciał w swoją pierwszą podróż - do Stanów Zjednoczonych - na kolanach reżysera Pawła Karpińskiego (m.in. „W labiryncie”, „Klan”). Od tego czasu minęły dwa lata. Pocker ma za sobą 240 tysięcy kilometrów. Był pod wieżą Eiffla i pływał po weneckich kanałach. Trzy miesiące spędził w Brazylii, odwiedził Australię, Izrael, Zanzibar i Tanzanię. Karmił słoniki w sierocińcu słoni (pani Kasia uwielbia to słowo, które ładnie zastępuje schronisko) na Sri Lance. Psie łapy ze względów religijnych nie mają wstępu na Malediwy, ale Pockera to nie dotyczy. Podobnie jak wejście do kokpitu i pilotowanie samolotu. Pocker objechał też kawał Polski, w Sejmie przekonywał posłów do idei psiej adopcji, w Radiu Kraków grał na pianinie, w upalne lato gościł nad polskim morzem, a nawet wybrał się na Złombol, czyli rajd aut z epoki PRL, którego tegoroczna trasa prowadziła z Katowic przez Czechy, Austrię, Szwajcarię, Liechtenstein aż do Passo del Stelvio we Włoszech, przełęczy zwanej królową Alp. Koniec wakacji to była wyprawa do Maroka, a potem powrót przez Gibraltar do Europy.

Trudno policzyć, przez ile przeszedł rąk. Na targach muzycznych w Los Angeles przez kilka dni przytulała się do niego cała masa gwiazd, a w łódzkim szpitalu na oddziale kardiologii i onkologii - dziesiątki dzieciaków.
Wszystkie ogony merdają tak samo

- Nie chodzi o to, by ludzie gromadnie na hurra biegli do schroniska, ale by zasiać w nich ziarno - mówi Katarzyna Pisarska. - I żeby ono zakiełkowało, jeśli pewnego razu wpadną na pomysł, by rodzinę o ogon powiększyć. Żeby nie kupowali tanio, bez rodowodu i nie wspomagali biznesu pseudohodowli.

Pani Kasia nie ma nic przeciwko posiadaniu psów rasowych, ale niech to będzie świadome, dostosowane do potrzeb psa i stylu życia gospodarzy. Niech wiedza o rasie nie ogranicza się do zachwytów nad kudłatym słodziaczkiem. Niech nie kupuje beagla - który musi się wybiegać - osoba, której jedynym sportem jest zmienianie kanałów w telewizorze.

W każdym schronisku można znaleźć wymarzonego psiaka. Także rasowego, bo schronisko daje dobry przegląd ras, które „wyszły z mody”. - Tymczasem wszystkie ogony merdają tak samo - mówi Pisarska.

Pierwszego psa pani Kasia adoptowała w 2008 roku. Wtedy też pierwszy raz weszła za kraty, do schroniska. Choć zwierzęta zawsze kochała, wcześniej wydawało jej się, że nie będzie umiała zmierzyć się z taką masą szczekającego i piszczącego nieszczęścia. Nim doszła do biura warszawskiego schroniska Na Paluchu, już była zaryczana. Jakiś mężczyzna zapytał, co się stało. A ona - że tak jej szkoda tych wszystkich zwierzaków.

- To niech pani odczaruje życie chociaż jednego - odparł mądry pan. W ten sposób w jej życiu pojawił się Rocky. Brązowy, lokaty, śliczny. Oczywiście po kąpieli, odżywieniu, wyszczotkowaniu. Ludzie na ulicy przystawali i pytali, co to za cudna rasa. A to było sto procent kundla w kundlu. Wcześniej, przez 8 miesięcy w schronisku, przez które musiało przewinąć się mnóstwo osób, nikt nie zauważył jego urody i fajności. - Pomyślałam, że trzeba to ludziom uświadomić, nagłośnić - mówi pani Kasia. Rocky zaczął więc pisać bloga - zabawne felietony z psiej perspektywy. „Pragnę więc zachęcić z całego serca na przykład panie cierpiące na syndrom zimnych stóp. Wyrzućcie termofory i wełniane gryzące skarpety! Pies jest zawsze gorący (w przeciwieństwie do wody w termoforze), miły w dotyku (w przeciwieństwie do nieestetycznych skarpet) i w bonusie merda ze szczęścia ogonem - czego nie robi ani termofor, ani skarpeta” - zachęcał.

Rocky błyskawicznie zdobył ogromny rozgłos. W ciągu kilku miesięcy zyskał więcej lajków niż Kasia Cichopek, Anna Mucha i Wojciech Karolak razem wzięci. Nawet dwa razy więcej niż Piotr Adamczyk, który zagrał polskiego papieża. Sława Rocky’ego otworzyła przed Kasią Pisarską podwoje telewizji. Zaczęła robić programy o psich adopcjach w TTV. Pewnego razu pojechali na interwencję. Miała być straszna psia umieralnia, a zastali wzorowe schronisko. 10 psów w klatkach i suka biegająca luzem, bo natura alpinistki kazała jej wskakiwać na ogrodzenie co kończyło się ranami brzucha. Podbiła serce chłopaka z ekipy telewizyjnej i znalazła dom. A już po emisji programu po poranionego psychicznie i „wycofanego” owczarka zgłosiła się telewidzka.
Kasia Pisarska nie wie, ile psów dzięki swej pasji uratowała.

- A kto by to liczył - mówi. Czasem dostaje z podziękowaniami zdjęcie radosnego psiaka leżącego na kanapie. „To Mila” - pisze właściciel, ale Kasia już nie pamięta, jaka z Milą wiąże się historia.

Czasami bywa niebezpiecznie, gdy Pisarska jedzie odbić jakąś psią bidę z rąk okrutnika. Kasia pomaga też sprowadzać do Polski uchodźców. Oczywiście psich, głównie z Grecji. Schemat jest taki. Jedzie polska rodzina pod greckie słońce i te wczasy zmieniają się w akcję ratunkową. Najpierw się dożywia jakiegoś chudzielca spotkanego na plaży lub pod hotelem, a potem już świat bez tych czterech łap przestaje być taki kolorowy. Dwa tygodnie to za mało, by załatwić formalności, więc po powrocie do Polski szuka się sposobu. Wystarczy w wyszukiwarkę wpisać istotę problemu i wyskakuje nazwisko Pisarskiej. Jej największy wyczyn to sprowadzenie do Polski Krety z Krety. Psina była konająca, miała 25 kg niedowagi i nie przeżyłaby podróży samolotem. Pani Kasia zorganizowała więc wyprawę busem. Na promie osobiście nosiła psa po schodach, bo opuszki jego łap broniły się przed dotykiem metalu. Dziś Kreta zniewala psim urokiem i imponuje czarną lśniącą sierścią.

Innym razem o sprowadzenie z Grecji tego samego psa ubiegały się dwie rodziny - z Polski i Szwecji. Porównywano godziny wysłania maili, by ustalić prawo pierwszeństwa. Wygrali Szwedzi z dwójką stęsknionych za psiakiem dzieci. Kasia Pisarska wkrótce potem prowadziła we Wrocławiu charytatywny piknik Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Trafił tam piesek z interwencji. Wystarczył telefon do pani, która ustąpiła Szwedom, i tak przyjechała po pieska aż z Gdyni.
Jak masz psa, to lepiej dwa

- Nigdy nie sądziłam, że aż tak bardzo zejdę na psy - śmieje się pani Katarzyna. Jeden to było marzenie, ale dwa to już hurt. Zbyt wiele na jej ruchliwy, pełen podróży tryb życia.

Pewnego razu jednak spacerowała z Hackerem, następcą Rocky’ego, po swojej podwarszawskiej wsi. Podeszło do nich białe coś z brązową głową, jakby unurzaną w wiadrze z farbą. Pieski przywitały się, a wieczorem biały już siedział pod bramą. Najpierw podskoczył i pocałował gospodarza w usta (ten typ tak ma), a potem przeleciał mu między nogami i już mieszkał. Nazwali go Jocker. Wtedy dewizą Pisarskiej stało się: „Jak masz psa, to lepiej dwa”. Ale trzeciego to już absolutnie nie - myślała. Rok temu przygarnęła Dżeka. Zadzwoniły do niej wolontariuszki z Radomia, sytuacja była podbramkowa, więc zgodziła się - tymczasowo. Dżek nigdy nie mieszkał w domu, do dziś nie może się nim nacieszyć. Pierwszy zawsze wraca ze spaceru. Nawet latem, gdy Hacker i Jocker śpią na tarasie, on tylko kładzie łeb na progu, a cała reszta leży w salonie.

Gdy dzwoni telefon, Kasia Pisarska nie zastanawia się, tylko rusza do akcji. Ostatnio w środku lasu grzybiarze spotkali szczenną suczkę. Potomstwo pochowała w lisiej norze. Ekipa ratunkowa przez trzy dni rozkopywała sieć podziemnych korytarzy, by wydobyć maluchy. Dzięki temu nie trafią do gminnej „mordowni”, oficjalnie zwanej schroniskiem, tylko w dobre ręce. Ratując jednego psa, nie zmienimy świata... Ale świat zmieni się dla tego jednego psa.

W Polsce jest bezdomnychok. 100 tys. psów i ponad 20 tysięcy kotów. 70 procent zwierząt trafiających do schronisk w Polsce nie znajduje nowego domu i do końca życia przebywa za kratami. Jedna czwarta z nich szybko kończy żywot - zostają zagryzione, uśpione lub umierają z powodu złej opieki. Wg raportu NIK z 2011 roku ponad połowa schronisk jest przepełniona. Każdego dnia trafiają do nich średnio cztery kolejne zwierzęta. Chociaż sytuacja z roku na rok pogarsza się, program przeciwdziałania bezdomności zwierząt realizuje tylko co trzecia polska gmina, a pieniądze podatników przeznaczone na ten cel pozostają w dużej mierze poza kontrolą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska