Robert Szczerbaniuk, gwiazda Mostostalu Azoty Kędzierzyn-Koźle, ma nową sportową pasję. Promuje w Polsce fistball [ZDJĘCIA]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Reprezentacja Polski w fistballu istnieje od 2016 roku. Robert Szczerbaniuk jest jednym z jej zawodników i zarazem prezesem Polskiego Stowarzyszenia Fistballu.
Reprezentacja Polski w fistballu istnieje od 2016 roku. Robert Szczerbaniuk jest jednym z jej zawodników i zarazem prezesem Polskiego Stowarzyszenia Fistballu. materiały Polskiego Stowarzyszenia Fistballu
Robert Szczerbaniuk to doskonale znana postać kibicom siatkówki w Kędzierzynie-Koźlu. W latach 1998-2004, występując na pozycji środkowego, walnie przyczynił się do regularnych sukcesów Mostostalu Azoty, na czele z czterema mistrzostwami Polski i brązowym medalem Ligi Mistrzów. Później do kędzierzyńskiej ekipy, znanej już pod nazwą ZAKSA, powrócił w 2008 roku i rozegrał w niej kolejne dwa sezony. Aktualnie próbuje natomiast swoich sił w nowej dyscyplinie - fistballu.

Czym jest fistball? W skrócie to wywodząca się ze starożytnego Rzymu dyscyplina nieolimpijska, najczęściej określana jako połączenie siatkówki i tenisa. Wszystko dlatego, że przed każdym odbiciem piłka może raz odbić się od podłoża. Dwie 5-osobowe drużyny rywalizują ze sobą na boisku o łącznych wymiarach 50 na 20 metrów, przedzielonym jedynie taśmą zawieszoną na wysokości dwóch metrów. W poniższym wywiadzie Robert Szczerbaniuk, prezes Polskiego Stowarzyszenia Fistballu i reprezentant Polski, szerzej opowiada o innych charakterystycznych aspektach fistballu.

Kto by pomyślał, że niezwykle pomocną rzeczą dla fistballisty może być twarożek.
Po pierwszych treningach niektórzy z nas mieli na rękach naprawdę duże krwiaki. Wszystko przez to, że piłka do fistballu jest naprawdę twarda, dużo bardziej od tej do siatkówki. Musi mieć ona bowiem spore ciśnienie, żeby właściwie odbijać się od trawiastej bądź halowej nawierzchni. Widząc te posiniaczone ramiona, żona naszego austriackiego trenera Karla Ricka robiła nam wieczorami okłady z białego sera. Spotkaliśmy się z taką metodą po raz pierwszy, ale okazała się ona skuteczna. Po dwóch lub trzech dniach okładów nasze ręce wyglądały dużo lepiej. A po kilku treningach już na dobre przyzwyczaiły się do realiów nowej dyscypliny.

Długo trzeba było pana namawiać na spróbowanie się w fistballu?
Raczej nie, decyzję podjąłem właściwie bardzo szybko. Najpierw z propozycją zadzwonił do mnie Leszek Wróbel, kolega, który praktycznie od urodzenia mieszka w Austrii, gdzie fistball jest naprawdę popularną dyscypliną. Ten kraj był też gospodarzem mistrzostw Europy w 2016 roku i ich organizatorzy zaprosili nas do udziału w turnieju. Zachęcali, żebyśmy podjęli wyzwanie, ponieważ siatkówka jest u nas na bardzo dobrym poziomie, a fistball to nieco zbliżona do niej dyscyplina. Sporo elementów jest wręcz bardzo podobnych. Udało nam się w dość krótkim czasie zebrać grupę ochotników do występu w europejskim czempionacie i pojechaliśmy spróbować swoich sił.

Podczas tej imprezy, którą zakończyliście wygraną w meczu o 7. miejsce z Hiszpanią, dobrze znaliście już wszystkie przepisy gry w fistball?
Osobiście musiałem spędzić trochę czasu w internecie, by dowiedzieć się, o co w ogóle w fistballu chodzi i jak się w niego gra. Wydało mi się to interesujące, więc podjąłem rękawicę. Tydzień przed mistrzostwami Europy otrzymaliśmy „dziką kartę” i wtedy zaczęliśmy trenować oraz uczyć się zasad. Szybko je jednak przyswoiliśmy, ponieważ wszyscy mieliśmy wcześniej styczność ze sportem oraz trafiliśmy na dobrego trenera Karla Ricka, który zdobył zarówno mistrzostwo Europy, jak i mistrzostwo świata. Znacząco pomógł on nam wdrożyć się do tej nowej dyscypliny i prowadzi nas aż do dziś.

Co było dla pana najbardziej wymagającą zmianą po przejściu z siatkówki do fistballu?
Nauczenie się zupełnie innego sposobu najścia do ataku. W fistballu wykonując ten element praktycznie nie skacze się bowiem do góry, bo taśma jest zawieszona u mężczyzn na wysokości zaledwie dwóch metrów. Do wykonania dobrego ataku potrzebne są zatem przede wszystkim odpowiedni timing i siła rozpędu. Nawet mi, występującemu w fistballu w roli atakującego (pozostałe dwie pozycje to rozgrywający i obrońca - przyp. red) nie było łatwo zupełnie zmienić naskoku. Inna znacząca trudność wiązała się natomiast z odbiciem. Czasami pojawiał się odruch, żeby bronić piłkę oburącz, lecz w fistballu to jest błąd. Odbijać w nim można tylko jedną ręką. Jest ona przy tym zaciśnięta w pięść.

W fistball grają w Polsce tylko siatkarze czy też sportowcy uprawiający inne dyscypliny?
Nasza reprezentacja w większości składa się jednak z siatkarzy. Swego czasu swoich sił w fistballu próbował były znany piłkarz ręczny Wojciech Zydroń, ale był z nami, dwa lata temu, tylko na jednym turnieju. Chyba mu się zatem nie spodobało (śmiech).

Każdy dobry siatkarz odnajdzie się w fistballu?
Myślę, że niekoniecznie. Do tego sportu trzeba mieć smykałkę. Każdy przypadek należałoby więc rozpatrywać indywidualnie.

Fistball w hali i na stadionie to dwie różne dyscypliny?
Na pewno w hali gra się łatwiej. Zdecydowanie prościej w niej przewidzieć, jak odbije się piłka, podczas gdy na stadionie trzeba się liczyć z tym, że kępki trawy mogą czasem spłatać figla. W hali nie trzeba też zwracać uwagi na warunki atmosferyczne, natomiast w ostatnich mistrzostwach Europy na stadionie przyszło nam grać w ogromnej ulewie. W trakcie spotkania z Włochami dosłownie lało się z nas ciurkiem.

Jak przebiega rywalizacja w tak trudnych warunkach atmosferycznych?
Przede wszystkim są różne piłki na pogodę słoneczną i deszczową. Gdy są opady, gra się zupełnie inaczej, obierając kompletnie inną taktykę. Piłka leci wtedy niczym pocisk. Z Włochami po raz pierwszy w życiu grałem w deszczu. Choć ostatecznie przegraliśmy ten mecz o wejście do „czwórki”, paradoksalnie był to chyba jak dotąd najlepszy występ naszej reprezentacji.

A jak wyglądają wasze treningi?
Najwięcej pracujemy nad obroną i techniką. Zdecydowanie najważniejszym elementem w fistballu jest wystawa. Można powiedzieć, że stanowi ona około 90 procent gry - po prostu musi być precyzyjna. Kiedy jedziemy trenować na kilka dni do Austrii, to ćwiczymy po dwa razy dziennie. Rano pracujemy nad techniką indywidualną, a popołudniu nad obroną i fragmentami gry.

Dalej musicie jeździć za granicę, żeby móc się jakkolwiek rozwijać?
Próbowaliśmy działać w tym kierunku, by móc już solidnie trenować także w Polsce, ale przeszkodziła nam w tym pandemia koronawirusa. Generalnie wciąż jesteśmy jedyną męską drużyną w naszym kraju, rozwijamy się powoli. Na treningi natomiast najczęściej jeździmy do Czech, do ośrodka niedaleko Pragi, lub Austrii. W tym drugim przypadku, oczywiście obok zajęć, mamy zagwarantowane od naszego trenera noclegi oraz wyżywienie. W Polsce zaczęliśmy jednak niedawno prowadzić warsztaty fistballu. Pod koniec ubiegłego roku i na początku obecnego robiliśmy je w hali, kolejno we Wrocławiu i w Częstochowie. Teraz w tym drugim mieście mieliśmy w planach przeprowadzić warsztaty na stadionie, ale obecne obostrzenia kompletnie pokrzyżowały nam szyki.

Jak można zostać reprezentantem Polski w fistballu?
Zazwyczaj ogłaszamy nabory przez Facebooka (Polskie Stowarzyszenie Fistballu - przyp. red), ponieważ trudno o robienie regularnych szkoleń, kiedy póki co praktycznie nie mamy ku temu zaplecza. Jeżeli ktoś chciałby się sprawdzić, wystarczy tylko do nas przyjechać w określonych terminach, w wyznaczone miejsce, którym w pierwszej kolejności będzie najpewniej Wrocław lub Częstochowa. Drzwi są otwarte dla wszystkich chętnych.

A ile krajów gra w ogóle w fistball?
W tej chwili już ponad 50 państw. Czołówkę europejską tworzą Niemcy, Austria i Szwajcaria, ale fistball cały czas rozwija się też w takich krajach jak Nowa Zelandia, Chiny, Stany Zjednoczone, Argentyna czy Chile. My mamy już także reprezentację kobiet, która mogłaby wziąć udział w tegorocznych mistrzostwach świata, organizowanych właśnie w Chile. Po pierwsze jednak, nie wiadomo, czy one się w ogóle odbędą. Po drugie, w tej chwili i tak nie byłoby nas stać, żeby opłacić jej udział w tym turnieju, chyba że nagle znalazłby się sponsor, który zechciałby pokryć większość kosztów. Patrząc jednak realnie, na razie skupiamy się na rynku europejskim. Jeszcze nie jesteśmy gotowi na podróżowanie po całym świecie.

Trwa głosowanie...

Czy widziałeś/-aś kiedyś mecz fistballu?

W internecie natknąłem się na określenie „prywatna reprezentacja Polski”. Padło ono właśnie w waszym kontekście.
Jest ono mocno nietrafione. Po naszym udziale w pierwszym turnieju wpadłem na pomysł, by podjąć próbę rozpropagowania fistballu w Polsce, ale miał on określone założenia. Mój stan majątkowy absolutnie nie pozwala mi na to, bym mógł promować tą dyscyplinę za własne pieniądze. Mamy kilku sponsorów, którzy nam pomagają, pokrywając np. koszty paliwa czy zakwaterowania.

Podsumowując, jest pan zadowolony z postępu, jaki w ciągu ostatnich czterech lat dokonał się w polskim fistballu?

Mogło być lepiej, mogło być gorzej, ale generalnie jestem raczej zadowolony. Jak w każdej innej dyscyplinie, do rozwoju potrzeba przede wszystkim środków finansowych, ale i w tym aspekcie małymi krokami idziemy do przodu. Myślałem co prawda, że więcej chłopaków z siatkówki będzie chciało sprawdzić się w fistballu, ale w sumie to nie ma na co narzekać. Najważniejsze, byśmy w kolejnych latach przez cały czas podążali naprzód. Zależy nam na tym, by się rozwijać, ale z głową, bez zbędnych szaleństw.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska