Jak zobaczyłam go na podwórku, to myślałam, że umrę - denerwuje się pani Anna spod Grodkowa. - Jak to możliwe, że sąsiad wyszedł, skoro pół roku temu w sądzie usłyszałam, że jest niepoczytalny i niebezpieczny dla otoczenia, dlatego nie może odpowiadać za to, że rzucił się na mnie i na moje dziecko z nożem?
Do ataku doszło 30 sierpnia 2012 roku na korytarzu ich dwurodzinnego budynku. Słysząc szamotaninę i wyzwiska, z mieszkania wyskoczył 9-letni syn pani Anny.
- Sąsiad krzyczał do mnie: "Ty k…, ja ciebie zabiję! Ty szmato, załatwię ci tę buzię!", a syn prosił "Zostaw moją mamę!" - opowiada kobieta. - To wtedy wyjął nóż, a ja zasłoniłam dziecko… Przestał ciąć, kiedy drugi, 12-letni syn rzucił się na niego. Wtedy zdążyliśmy uciec do mieszkania, ale walił w drzwi z taką siłą, że trzymały się na jednym zawiasie. Dał spokój, kiedy zaczęłam wzywać policję.
Pani Anna miała 5-centymetrową ranę na skroni i rany kłute szyi. Sąsiad został aresztowany, a Sąd Rejonowy w Nysie zlecił, by przebadali go biegli psychiatrzy.
- Z ich opinii jednoznacznie wynika, że oskarżony jest chory, niebezpieczny dla otoczenia i cierpi na to schorzenie od dawna - mówi Krzysztof Biernat z Wrocławia, mecenas pani Anny.
Wiosną ub.r. pani Anna złożyła pozew przeciwko sąsiadowi. - Miałam dość tych wyzwisk, nie mogłam spokojnie przejść przez podwórko, tak jest od czterech lat, odkąd się tutaj wprowadził - mówi kobieta. - Wtedy do nyskiego sądu przyszedł z torbą cukru i jakimś jedzeniem, powiedział, że ja go truję, a to jedzenie miało być chyba dowodem. Skończyło się na tym, że sędzina kazała mu schować te pakunki.
Już wtedy adwokat pani Anny wystąpił o przebadanie jej sąsiada przez biegłych psychiatrów. Ale sąd nie uznał tego za konieczne. Biegli przebadali go dopiero, kiedy trafił do aresztu po ataku z nożem na panią Annę.
- Wtedy w sądzie powiedziano mi, że sąsiad jest chory i trzeba go leczyć - mówi Anna Góra. - To się uspokoiłam, że będzie izolowany. A tu naraz widzę go na podwórku, jakby nigdy nic! Mieszkamy w jednym domu, kiedy mąż idzie na cały dzień do pracy, to proszę kogoś ze znajomych albo z rodziny, żeby z nami stale był, bo się boję o siebie i dzieci. O co w tym wszystkim chodzi?
Okazuje się, że po apelacji obrońcy oskarżonego opolski sąd okręgowy uchylił mu areszt.
- Sąd Rejonowy w Nysie pomylił się, ujawnił opinię psychologiczną (towarzyszącą badaniom psychiatrycznym) nie odnoszącą się do naszego podejrzanego - mówi sędzia Waldemar Krawczyk, rzecznik Sądu Okręgowego w Opolu.- Poza tym to, co nas mocno zastanowiło, to dwie rozbieżne opinie w dwóch różnych sprawach biegłych psychiatrów. Według jednej oskarżony jest zdrowy, a według drugiej chory. To bardzo delikatna sprawa, nie można trzymać bez końca człowieka w areszcie, bo być może trzymamy tam zdrowego człowieka.
A jeśli jest chory?
- Sąd rejonowy zadecyduje, czy zostanie powtórnie przebadany - mówi sędzia Krawczyk. - Na nowy termin posiedzenia sądu trzeba będzie poczekać miesiąc. Ale sam fakt, że ktoś się leczył, nie jest podstawą do stwierdzenia, że jest niebezpieczny, a stwierdzenia niepoczytalności nie jest też podstawą do umieszczenia w zakładzie zamkniętym.
Mecenas Biernat podkreśla, że dodatkowe badania można było zrobić już wcześniej, w areszcie.
- Teraz zastanawiam się tylko, kto weźmie na siebie odpowiedzialność, jeśli zrobi krzywdę tej kobiecie albo komuś z jej rodziny...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?