Sebastian Świderski: - Copra też jest do ogrania

fot. Sławomir Mielnik
Sebastian Świderski
Sebastian Świderski fot. Sławomir Mielnik
Rozmowa z Sebastianem Świderskim, siatkarzem włoskiej Lube Banca Macerata, byłym zawodnikiem Mostostalu Azoty Kędzierzyn-Koźle.

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle awansowała do Challange Round Europejskiego Pucharu CEV. Na tym etapie rywalizacji pozostało tylko osiem drużyn. Cztery najlepsze z Pucharu CEV (startowały 32 ekipy) dolosowano do czterech, które nie awansowały do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. ZAKSA zmierzy się z mistrzem Włoch - Coprą Piacenza. Zwycięzcy Challange Round zagrają w turnieju finałowym rozgrywek.

- Jest pan zaskoczony postawą ZAKSY w europejskich pucharach i wyeliminowaniem Arkasu Izmir? - pytamy Sebastiana Świderskiego.
- Nie. W drużynie Arkasu występuje Enrique de la Fuente, z którym miałem przyjemność grać i miałem od niego "przecieki", iż oczekują ciężkiej rywalizacji i spodziewają się nawet, że mogą odpaść z pucharu.

- Arkas w zeszłym roku wygrał Challenge Cup. W jego kadrze są tak uznani zawodnicy jak: Hiszpan Enrique de la Fuente, Kanadyjczyk Paul Duerden, czy Węgier Domotor Meszaros. To ekipa, przed którą należy pochylić głową.
- Na pewno to nie jest słaby zespół, co pokazał już w poprzednim sezonie. W tym również bardzo dobrze sobie radzi. Jednak zaliczka dwóch setów, zdobytych przez drużynę z Kędzierzyna-Koźla w pierwszym spotkaniu, może nie ustawiła rywalizacji, ale na pewno w dużym stopniu pozwoliła spokojnie rozegrać rewanż. Zespół z Kędzierzyna jest dobrze prowadzony, odpowiednio ułożony i na swoim boisku o wiele mocniejszy. Mimo tego, że nie ma zawodników o takich nazwiskach, z taką przeszłością i takim bagażem doświadczeń jak siatkarze z Izmiru.

- I teraz ten zespół stanie do starcia z drużyną z najwyższej europejskiej półki. Pokusi się pan o ocenę szans?
- Będzie ciężko, bo to wciąż aktualny mistrz Włoch. Jednak w rozgrywkach radzi sobie różnie. Piacenza na początku sezonu grała bardzo dobrze, przez pewien okres była najlepszą włoską drużyną i wszyscy widzieli w niej faworyta. Później zaczęła mieć problemy zdrowotne. Trzeba było szukać zawodników, żonglować składem i to się odbiło na grze. Włosi odpadli z Ligi Mistrzów, ratując w ostatniej kolejce udział w Challenge Round Pucharu CEV. Jak widać jest to drużyna do pokonania. Zrobił to zespół z Jastrzębia, więc dlaczego nie mógłby tego zrobić zespół z Kędzierzyna.

- Hristo Zlatanov, Leonel Marschall, Joao Paulo Bravo, Marco Meoni to światowa klasa. W jakich elementach ZAKSA powinna szukać swoich szans, by zaskoczyć mistrza Włoch?
- Przede wszystkim powinna prowadzić swoją grę i nie patrzeć na rywali. Piacenza to zespół, który nie robi sobie wiele z tego, że nie przyjmuje dokładnie. Tam zawodnicy często przyjmują wysokie piłki, na środek boiska. Jednak mają graczy, jak Zlatanov i Marschall, którzy są predysponowani do kończenia takich piłek. Dlatego Kędzierzyn powinien szukać szansy w zagrywce, ale to nie może być główna broń. Musi postarać się obniżyć procent efektywności ataku rywala i bronić. Marschall i Zlatanov atakują, korzystając przy tym z bloku rywala. Trzeba więc być bardzo dobrze ustawionym w obronie i mieć równy blok. On nie może być lotny, ani dziurawy, bo takie sytuacje od razu zostaną wykorzystane.

- Największe europejskie sukcesy zespół z Kędzierzyna-Koźla odnosił z Sebastianem Świderskim w składzie. Kiedy czyta pan informacje o pucharowych sukcesach ZAKSY, to odżywają wspomnienia?
- Wspomnienia są i to nie tylko wtedy, gdy czytam o awansach kędzierzyńskiej drużyny. Mam przyjemność grać w klubie, który w Opolu wygrał Ligę Mistrzów. Macerata w 2002 roku wygrała Final Four rozgrywany w "Okrąglaku". Dlatego dużo nie trzeba, by wspomnieć te czasy. Przy okazji Ligi Mistrzów tutaj bardzo często się rozmawia o opolskim turnieju i okresie, gdy ja występowałem w Mostostalu.

- Niedawno wrócił pan na boisko po półrocznej przerwie spowodowanej kontuzją zerwania mięśnia Achillesa. Jak przebiega powrót do treningów?
- To nowy etap w moim życiu. Odkrywam nowe przyjemności z grania w siatkówkę. Przeszedłem ciężką kontuzję, po której udaje mi się wracać do gry, ale to jeszcze nie jest ta forma i dyspozycja, jakiej oczekuje od siebie. Na wszystko przyjdzie czas i wierzę, że forma cały czas będzie rosła. Ciężko pracujemy i po wysiłku miejsce urazu "się odzywa". Dodatkowo, by odciążyć Achillesa, nieco bardziej obciążam staw skokowy. Lekarze powiedzieli, że bóle z czasem miną, gdy organizm wróci do odpowiedniego poziomu wytrenowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska