Znak pokoju z Krzyżowej był nowym początkiem

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
W 2009 roku - na 20-lecie Mszy Pojednania - nabożeństwu przewodniczył abp Alfons Nossol. Podobnie będzie 12 listopada.
W 2009 roku - na 20-lecie Mszy Pojednania - nabożeństwu przewodniczył abp Alfons Nossol. Podobnie będzie 12 listopada. Krzysztof Świderski
12 listopada 1989 roku Helmut Kohl i Tadeusz Mazowiecki wymienili znak pokoju. Msza św. Pojednania zaczęła nowy rozdział w relacjach polsko-niemieckich.

Był to także bardzo silny sygnał dla rodzącej się wówczas mniejszości niemieckiej. Sygnał dający nadzieję. Skoro premierzy Niemiec i Polski wymienili znak pokoju, a uczestników nabożeństwa publicznie przyznających się do niemieckości, nie spotkały, wbrew początkowym obawom, żadne szykany, wielu uczestników tamtego spotkania wyjechało z Krzyżowej z przekonaniem, że także dla Niemców na Śląsku Op. ta msza oznacza nowy początek.

Krąg z Krzyżowej

Krzyżową nieprzypadkowo wybrano jako miejsce Mszy Pojednania i spotkania Kohla z Mazowieckim 12 listopada 1989. Działała tu - w majątku hrabiego Helmutha Jamesa von Moltke - podczas II wojny światowej jedna z najbardziej znanych niemieckich grup ruchu oporu - Krąg z Krzyżowej (Kreisauer Kreis).

Należeli do niej ludzie różnych zapatrywań politycznych i wyznań, którzy szukali sposobu na reorganizację Niemiec po spodziewanej klęsce III Rzeszy. Po zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 ośmioro spośród działaczy Kręgu z Krzyżowej zostało skazanych na karę śmierci, wśród nich również von Moltke.

Inicjator i główny celebrans Mszy św. Pojednania, abp Alfons Nossol chciał zaprosić Helmuta Kohla odwiedzającego wówczas Polskę na Górę św. Anny. Doradcy premiera Mazowieckiego uznali, że niebezpieczeństwa związane z taką wizytą są zbyt duże. Premierzy spotkali się więc właśnie w Krzyżowej.

- Pogoda była tak fatalna, że Helmut Kohl z Warszawy do Wrocławia nie mógł lecieć śmigłowcem - wspomina abp Alfons Nossol. - Trzeba było podróżować autobusem. Ale miało to też swoje dobre strony. Trasę między Wrocławiem a Krzyżową udekorowano - myślę, że też po raz pierwszy po 1945 roku - chorągiewkami w polskich i niemieckich barwach i kanclerz Niemiec, podobnie jak wielu zaproszonych gości, mógł to z bliska zobaczyć. Kiedy już wracaliśmy z Krzyżowej do Opola, zobaczyłem ze zdziwieniem, że te "fanki" ludzie brali sobie na pamiątkę. Zresztą sam też wziąłem sobie jedną polską i jedną niemiecką chorągiewkę. By przypominały, w czym tego dnia uczestniczyliśmy.

W zbudowaniu ciepłej atmosfery nie pomagała ani chłodna pogoda, ani towarzyszący premierowi funkcjonariusze siedzący na wprost ołtarza. Tłum, który entuzjazmował się Mszą Pojednania, stał głębiej. No i sama Krzyżowa nie wyglądała tak pięknie, jak dziś. Tadeusz Mazowiecki wspominał, że była wówczas po prostu podupadłym pegeerem. Pani, która pilnowała tam dobytku, poczęstowała go gorącą herbatą.

Plac był pełen ludzi. Była obecna - ujawniając się oficjalnie właśnie przy okazji wizyty kanclerza - mniejszość niemiecka ze Śląska Opolskiego. Wiele grup miało transparenty. Nad tłumem powiewały polskie i niemieckie flagi. Wśród wielu napisów po niemiecku wyróżniał się transparent wymyślony przez pana Richarda Urbana z Jemielnicy: "Helmut, Du bist auch unser Kanzler" (Helmut, jesteś także naszym kanclerzem). Był fantastyczną reklamą mniejszości niemieckiej. Pokazały go chyba wszystkie telewizje transmitujące to wydarzenie.

- Z Jemielnicy pojechaliśmy do Krzyżowej dwoma autobusami - wspomina Richard Urban. - W nocy nie mogłem spać, więc się zastanawiałem, co napisać na transparencie. Chciałem uciec od sztancy typu: Jemielnica pozdrawia Helmuta Kohla. Nasz transparent miał być oryginalny. I udało się. Na moją prośbę namalował go pan Zbyszek - Polak, nauczyciel z naszej szkoły. Nie znał niemieckiego. Przepisał tekst z kartki, którą mu przygotowałem. Już po Krzyżowej, na spotkaniu z kanclerzem w Warszawie, Kohl pochwalił mój pomysł. My, prości ludzie ze Śląska, byliśmy bardzo onieśmieleni, ale kanclerz niesłychanie sympatyczny. Atmosfera była tak dobra, że odważyłem się i poprosiłem kanclerza o wspólne zdjęcie z naszą delegacją. Nie wszystkim w ambasadzie ta moja śmiałość się podobała. Ale zdjęcie na pamiątkę nam zostało.

Msza przeszła do historii wraz ze znakiem pokoju wymienionym przez premierów Polski i Niemiec. Jak wspomina abp Nossol ubecy z resortu spraw wewnętrznych wciąż podlegającego generałowi Kiszczakowi kilka razy próbowali storpedować ów znak.

- Odpowiedziałem, że ja bez zgody Stolicy Apostolskiej porządku liturgicznego mszy zmieniać nie mogę. A skoro na Mszę Pojednania zgodzili się i rząd, i prezydent Jaruzelski i będzie ona transmitowana przez telewizję na cały świat, to nie możemy porządku mszy świętej "poprawiać" - wspomina abp Nossol. - W odpowiedzi tłumaczyli mi, że oni czekają tylko na ten jeden gest. Jacy oni? - zapytałem. - Jak to jacy, odpowiedzieli. Wiadomo, Niemcy. Im na mszy wcale nie zależy, czekają tylko na ten polityczny gest. - A wam zależy?
- odpowiedziałem. I wyjaśniałem dalej, że Msza Pojednania była długo przygotowywana, że wszystkich, włącznie ze mną, kosztowało to sporo wysiłku i teraz nie wolno pod żadnym pretekstem tego wszystkiego popsuć. Przekonywałem, że od dziecka mnie uczono, iż jeśli naprawdę chcemy coś u Boga wybłagać - a my przecież chcemy wybłagać prawdziwe pojednanie - to nie ma cenniejszego i skuteczniejszego sposobu niż msza święta. Zresztą - powiedziałem im w końcu - zapewniam panów, że ani ze strony katolickiej, ani ze strony ewangelickiej żadnych prowokacji politycznych podczas tego nabożeństwa nie będzie. Ręczę za to. Tylko za innych uczestników nabożeństwa ręczyć nie mogę. Chyba zrozumieli aluzję, bo wreszcie ustąpili.

Co premier zobaczył

Msza odprawiana była na przemian w trzech językach - po łacinie, po niemiecku i po polsku. Kazanie abp Nossol rozpoczął po polsku, a kontynuował po niemiecku. Wreszcie nastąpiła chwila na znak pokoju.

Biskup opolski przekazał go najpierw premierowi Mazowieckiemu, później kanclerzowi. A potem Helmut Kohl i Tadeusz Mazowiecki wyszli przed klęczniki i wymienili serdeczny uścisk. Kohl był znacznie wyższy i postawny, można się było obawiać, że premiera zgniecie w tym uścisku. Ale ten gest był prawdziwie serdeczny. To był naprawdę nowy początek.

- Widziałem w oczach Helmuta Kohla autentyczne wzruszenie, przeżycie tego momentu - wspominał 20 lat po Mszy Pojednania Tadeusz Mazowiecki. - Wymierzone w nas obiektywy aparatów uświadomiły mi, że to nie będzie zwykłe przekazanie znaku pokoju. I tak się stało. Gest z Krzyżowej urósł do roli czegoś symbolicznego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska