Ustawa o mniejszościach narodowych działa dobrze, ale i tak warto ją poprawić

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Widocznym skutkiem nowej ustawy o mniejszościach narodowych stały się tablice dwujęzyczne. Pierwsze w regionie stanęły w 2008 r. w Radłowie.
Widocznym skutkiem nowej ustawy o mniejszościach narodowych stały się tablice dwujęzyczne. Pierwsze w regionie stanęły w 2008 r. w Radłowie. Mirosław Dragon
Ustawę o mniejszościach po 10 latach jej funkcjonowania ocenia prof. Grzegorz Janusz, kierownik Zakładu Praw Człowieka UMCS, ekspert ds. praw mniejszości.

Już tylko kilkanaście dni dzieli nas od rocznicy 10-lecia uchwalenia ustawy o mniejszościach narodowych. Pana zdaniem spełniła swoje zadanie?

Jest to jedna z najmłodszych w Europie ustaw regulujących prawa mniejszości. Wprowadziła ona nieznane przedtem polskiemu ustawodawstwu regulacje dotyczące między innymi podwójnego nazewnictwa i dwujęzycznych tablic. Myślę, że to jest w odczuciu mniejszości ważny krok do przodu. Wprowadziła także język pomocniczy w urzędach. Uregulowała prawa mniejszości o charakterze kulturalnym. Wreszcie powołała do życia Komisję Wspólną Rządu i Mniejszości Narodowych. Generalnie oceniam więc, że swoje zadanie spełnia. W grupie państw, które mają u siebie mniejszości, takie ustawodawstwo pozytywnie nas wyróżnia, choć oczywiście w raportach różnych organizacji ujawniają się także trudności z realizacją niektórych praw zawartych w ustawie.

Najbardziej widocznym przejawem działania ustawy są dwujęzyczne tablice. Optymiści liczą, jak jest ich dużo. Ale nie brak głosów przypominających, że w sąsiednich Czechach próg niezbędny do ustawienia tablic to 10 procent mniejszości w gminie. Dwa razy mniej niż u nas.

Próg jest wysoki, ale ustawa wprowadza pewną liberalizację. Także w gminach, które nie osiągnęły wymaganego progu, gdy idzie o liczbę osób z mniejszości, może nastąpić wpisanie do rejestru tych miejscowości, w których za nazwami dwujęzycznymi w konsultacjach wypowie się przynajmniej połowa mieszkańców uczestniczących w tychże konsultacjach.

To piękna teoria, ale przynajmniej na Śląsku Opolskim wciąż tylko teoria. W gminach, które nie mają 20 procent mniejszości albo nie ustawia się tablic, albo radni w ogóle nie dopuszczają do konsultacji.

Przyznaję, jest z tym pewien problem. W Ozimku radni z całą świadomością udali, że nie znają przepisów prawa. Nastąpiło zsumowanie wyników konsultacji na obszarze całej gminy. A to błąd, bo decydujący - zgodnie z ustawą - dla ewentualnego ustawienia tablic jest wynik konsultacji dla poszczególnych miejscowości osobno. W Strzelcach Op. była inna sytuacja. Rada Miasta w ogóle odmówiła przeprowadzenia konsultacji.

Skoro tak, to należy obniżyć próg?

Zastanawiała się nad tym Komisja Wspólna Rządu i Mniejszości Narodowych w porozumieniu z Sejmową Komisją Mniejszości Narodowych. Został przygotowany projekt nowelizacji przepisów ustawy. Proponuje on obniżenie progu do 10 procent. Czy taka zmiana zostanie uchwalona, zależy od woli politycznej Sejmu. Znalazł się tam także zapis mówiący, że rada miasta czy gminy nie może odmówić przeprowadzenia konsultacji. Chodzi o to, by dotychczasowy zapis przestał być martwy. Projekt nowelizacyjny jeszcze nie wpłynął do Sejmu. Trudno więc w tym momencie wyrokować, w jakim kierunku pójdą prace legislacyjne, a nawet dyskusje polityków na ten temat.
Czego pana zdaniem zabrakło w Ozimku i w Strzelcach Opolskich? Rozumienia ducha ustawy czy jej litery?
Nie doczytano treści ustawy. Jednocześnie kiedy śledziłem wypowiedzi radnych Ozimka w regionalnej i lokalnej prasie, nie miałem wątpliwości, że część z nich z całą świadomością działała przeciw prawu. Kto jak kto, ale radny powinien przepisy prawa znać i stosować.

Jak Pan ocenia poziom korzystania, także przez środowisko mniejszości niemieckiej, z zapisu ustawy, który traktuje o języku pomocniczym?**
Jest to w mojej ocenie dość często przepis martwy. Odgrywa bardziej rolę symboliczną i moralną niż realną. Jakiś czas temu pytałem wójta Radłowa, jak często w jego gminie składa się pisma w języku niemieckim. Wtedy nie było tam takich spraw więcej niż jedna lub kilka w skali roku. Więc nie sprawdziły się obawy przeciwników ustawy, że w gminach trzeba będzie uruchamiać całe biura podawcze w języku niemieckim. Częstszym przypadkiem są rozmowy urzędników z petentami po niemiecku i to jest krok w dobrą stronę. Kiedyś było to traktowane jako naruszenie dyscypliny urzędniczej. Dziś jest to zjawisko normalne.
Są jakieś problemy z językiem pomocniczym?
Ustawa upoważnia do złożenia pisma w języku pomocniczym, na przykład niemieckim. Na wyraźny wniosek strony uzyskuje się odpowiedź ustną w tym języku. Natomiast wszystkie zaświadczenia pisemne muszą być wystawiane w języku polskim.
Może warto to zmienić? Często petent i tak niesie to polskie zaświadczenie do tłumacza.
W tych propozycjach nowelizacji, o których już mówiłem, taki zapis został zawarty. Najlepiej, gdyby zaświadczenie było wystawiane równolegle w obu językach. Także dla dawnych mieszkańców np. Śląska Opolskiego, którzy wyjechali do Niemiec. Tym bardziej, że przed Trybunałem Sprawiedliwości toczyła się sprawa obywatela Niemiec i Austrii, którzy znaleźli się we Włoszech, w Tyrolu Południowym, gdzie obowiązuje także język niemiecki. Trybunał podkreślił, że obywatele Unii tam, gdzie dla mniejszości wprowadzono język pomocniczy, też mają prawo z tego języka korzystać, chociaż nie są obywatelami państwa, które wprowadziło regulację o używaniu tego języka.
Jak się pan zapatruje na ustawowe poszerzenie listy mniejszości etnicznych o Ślązaków?
Nie jest tak, że jakiejś mniejszości wczoraj nie było i nagle dzisiaj jest. Więc jest problem. Zwracam natomiast uwagę, że aktywizują się osoby, które identyfikują się ze "śląską godką" i chcą uznania języka śląskiego. Błędem ustawy jest, że chroni ona nie tylko dziewięć mniejszości narodowych i cztery mniejszości etniczne. Ale ponieważ wtedy w Polsce nie obowiązywała Karta Języków Regionalnych i Mniejszościowych, do ustawy wpisano także język kaszubski. Powstał swoisty pat. Bo albo do ustawy jak do kosza będziemy wrzucać teraz inne języki. Albo, zostawiając język kaszubski, zapis o ochronie języka regionalnego śląskiego wprowadzimy do karty języków. Bo niewątpliwie gwara śląska tworzy bogactwo języka w Polsce. Jednocześnie jest zagrożona i ochrony wymaga. Czy w ustawie o mniejszościach? Bardzo wątpię. **

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska