Gwardia Opole musi wyciągnąć wnioski z porażki z Orlen Wisłą Płock

Marcin Sabat
Marcin Sabat
Antoni Łangowski w starciu ze Zbigniewem Kwiatkowskim
Antoni Łangowski w starciu ze Zbigniewem Kwiatkowskim Mariusz Matkowski
W środę Gwardia Opole bardzo wysoko przegrała z wicemistrzem Polski. Porażka była wkalkulowana, ale styl pozostawia wiele do życzenia.

Gwardziści nawiązali walkę z Orlen Wisłą Płock przez pięć minut, kiedy najpierw remisowali, a potem pzegrywali tylko 4-6. Potem mieli ogromne kłopoty w ataku, a rywal, do którego gry we wcześniejszych meczach było wiele uwag, parł niczym walec. Zatrzymać go gwardziści nie byli w stanie, bo grali słabo.

- Muszę przeprosić kibiców, zepsuliśmy im święto - przyznał rozgrywający Kamil Mokrzki. - Dobrze weszliśmy w mecz, potem nic nam nie wychodziło, a liczba strat i błędów, które nie wiem z czego wynikały, była porażająca. Rywal wszystko wykorzystał, a my musimy się wziąć w garść. Nie chodzi o to czy zdobywamy bramkę, czy nie, bo bywa różnie, ale nie możemy oddawać piłki za darmo. Każdy zespół jest w stanie to wykorzystać.

- Byliśmy zmobilizowani, nie było nerwów, a wszystko było złe, to nie był nasz mecz, choć walczyliśmy na ile nas było stać - dodał Michał Lemaniak. - To była surowa lekcja, jako młody zespół mamy się czego uczyć i musimy wyciągnąć wnioski.

To było drugie z rzędu słabe spotkanie opolan. O ile ze Stalą Mielec w Pucharze Polski wygrali, o tyle wszystkie słabości unaocznił uczestnik Ligi Mistrzów.
- Zdarzyły się nam dwa słabsze mecze, ale limit został wyczerpany i w sobotę w Elblągu wracamy do lepszej gry - zapewnia Lemaniak. - Nic złego się nie dzieje, Wisła przed przyjazdem do Opola też miała słabszy okres. Tak jak ona zmobilizujemy się i chcemy udowodnić, że miejsce w czołówce nam się należy.

Siódemka z Płocka to zupełnie inny wymiar handballu, z pewnością niewielu liczyło, że można pokusić się o sensację i walkę jak równy z równym, ale styl opolan był niestety marny. Ulegli Orlen Wiśle 21-39. Nasi zawodnicy nie potrafili się przebić przez płocki mur, a przede wszystkim popełniali proste straty, po których rywal rzucił aż 15 bramek. Na nic zdały się interwencje Adama Malchera, dobra współpraca na kole z Mateuszem Jankowskim oraz indywidualne akcje Kamila Mokrzkiego, czy nieliczne kontry, które skończył Karol Siwak.

- Staraliśmy się, kilka okazji mi wyszło, bo było mi łatwiej na szybkości "wchodzić" w obronę rywala, niż kolegom z drugiej linii wznieść się ponad mur i rzucić - powiedział Mokrzki. - Raz jeszcze podkreślę, że za łatwo oddawaliśmy piłkę i nie było nawet rzutów.

W zupełnie innym nastroju byli płocczanie, którzy potraktowali mecz w Opolu bardzo poważnie.
– Mocno wzięliśmy do siebie słowa trenera, że czas się wziąć do roboty - przyznał reprezentacyjny rozgrywający Tomasz Gębala. - Od pierwszej minut graliśmy swoje, walczyliśmy na sto procent. Wszyscy zagrali na swoim poziomie i to dało zdecydowaną wygraną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska