Intensywne opady deszczu sprawiły, że boisko zamieniło się w błoto. Piłka często płatała piłkarzom figla, a kombinacyjna gra stała się niemożliwa. Zawodnicy obu drużyn zgodnie przyznawali, że ich zdaniem mecz powinien zostać przełożony.
- Lepiej byłoby go rozegrać w innym terminie - uważał Mariusz Wiciak, obrońca zespołu gości. - Trudno było w tym błocie prowadzić czy celnie podać piłkę.
- Już gdy na rozgrzewce wyszliśmy na boisko, stwierdziliśmy, że spotkanie powinno być odwołane - dodawał pomocnik gospodarzy Rafał Bobiński. - Sędziowie zdecydowali jednak inaczej, a warunki były takie same dla obu drużyn.
Przedstawicieli klubu z Nysy obawiali się przede wszystkim o to, jak murawa będzie wyglądała po ostatnim gwizdku. To o tyle istotne, że do momentu ukończenia budowanego obok kompleksu sportowego drużyna nie dysponuje boiskiem treningowym.
- Kto nam teraz za zniszczoną murawę zapłaci? - martwili się nyscy działacze.
O ból głowy przyprawia ich także postawa miejscowego zespołu, który choć jest beniaminkiem w 4 lidze, to ma w teorii kadrę, mogącą pozwolić przynajmniej na miejsce w środku tabeli. Walczy jednak o utrzymanie.
- Gram już trochę na tym poziomie i wiem, jak wyglądają składy innych ekip - mówił Bobiński. - Twierdzę, że tworzymy fajny zespół, ale gubimy punkty na własne życzenie i nasza sytuacja nie jest za ciekawa. Dlaczego tak się dzieje, trudno powiedzieć. Przykładamy się do meczów i treningów, lecz wyniki są dalekie od oczekiwań.
Gospodarze w ostatnim meczu rundy jesiennej chcieli sprawić niespodziankę, pokonując swojego imiennika z Głubczyc. W warunkach zbliżonych - jak na piłkę nożną - do ekstremalnych dużo lepiej odnajdywała się jednak drużyna Andrzeja Marcowa, która już po kwadransie prowadziła 2-0 po golach niezawodnego Łukasza Bawoła i Szymona Kobylnika. Taki wynik utrzymał się do przerwy, mimo że nysanie byli bliscy zmniejszenia strat. Po uderzeniu głową Tomasza Kowalczyka piłka odbiła się od poprzeczki, natomiast w podbramkowym zamieszaniu refleksem wykazał się bramkarz przyjezdnych Dawid Kozdęba.
- Rywale nie mieli dużo więcej sytuacji od nas - zaznaczał Bobiński. - Różnica polegała na tym, że dwie z nich wykorzystali, dzięki czemu ustawili sobie mecz.
W drugiej połowie goście potwierdzili swoją dominację, zdobywając dwie kolejne bramki. Do tego grali czujnie w defensywie i nie dopuszczali przeciwników do strzałów, w czym głównie zasługa stoperów: Rafała Czarneckiego i Wiciaka. Bez większego wpływu na rezultat pozostał nawet zmarnowany w 62. min rzut karny przez Piotra Jamułę.
Efektownym zwycięstwem głubczycka Polonia zwieńczyła bardzo udaną rundę. Punkty straciła tylko w trzech meczach i przerwę w rozgrywkach przezimuje w fotelu lidera.
- Oby tak dalej - komentował Wiciak. - To trzeci sezon, w którym znajdujemy się w czołowej trójce, więc obecna pozycja nie jest zaskoczeniem. Rywale niemal w każdym spotkaniu cofają się na własną połowę, ale my mamy z przodu Łukasza Bawoła, który wykonuje najważniejszą robotę. O awansie nie myślimy. Naszym celem jest wygranie każdego kolejnego meczu.
Polonia Nysa - Polonia Głubczyce 0-4 (0-2)
0-1 Bawoł - 7., 0-2 Kobylnik - 12., 0-3 Fedorowicz - 56., 0-4 Czarnecki - 69.
Polonia Nysa: Popardowski - T. Kowalczyk, Stasiak, Bajor, Magdziak (46. Głogowski) - Mroziński (78. Kuglarz), Szyszka, Szeląg (46. Pisula), Majerski, Bobiński - Lepak. Trener Zbigniew Wandas.
Polonia Głubczce: Kozdęba - Fedorowicz, Wiciak, Czarnecki, Lenartowicz - Jamuła (73. Zawadzki), Bury, Kobylnik (73. Milewski), Karwowski (73. Rudziński) - Grek (66. Siodlaczek), Bawoł. Trener Andrzej Marców.
Sędziował Bartosz Prochera (Kędzierzyn-Koźle). Żółte kartki: Mroziński, Głogowski - Czarnecki, Bawoł. Widzów 70.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?