Ekstraklasa jeszcze nie dla ASPR-u Zawadzkie?

Marcin Sabat
Marcin Sabat
- Nigdy nie mów nigdy - stwierdził po porażce ze Śląskiem Wrocław Marek Kaczka, kołowy ASPR-u. - Odrobienie piętnastu bramek we Wrocławiu jest jednak zwyczajnie niemożliwe, ale będziemy walczyć do końca.

Do 23. minuty pierwszy mecz barażowy rywalizacji, której stawką jest prawo gry z Miedzią Legnica o ekstraklasę mężczyzn był bardzo zacięty i wyrównany, a komplet kibiców na hali w Zawadzkiem mógł być pełen nadziei. Co więcej po kwadransie dobrej gry w obronie oraz po kilku interwencjach Tomasza Wasilewicza ASPR prowadziła 8-7.

- Było święto i emocje, realizowaliśmy taktykę przedmeczową - stwierdził trener Giennadij Kamielin. - Potem sędziowie dali popis i wszystko zepsuli. Pewnie byśmy przegrali, ale góra pięcioma bramkami.

W tym momencie rozpoczął się bowiem dramat miejscowych. Sędziowie uznali bramkę dla Śląska po ewidentnym przekroczeniu linii, za chwilę po kontrze trafił Piotr Swat. Wreszcie ASPR wznawiała grę, a piłka trafiła w ręce... Adriana Marciniaka i było 8-10. Na domiar złego na ławce kar wylądował Janusz Bykowski, za to, że rywal pośliznął się.

- To były dwa nasze błędy i co najmniej cztery dziwne decyzje sędziów, którzy za wszystko nas karali - stwierdził Artur Pierucha.

Nasi szczypiorniści zostali złamani w 23. min. Paweł Swat z rzutu karnego trafił w twarz Rafała Stacherę i zobaczył czerwoną kartkę.

- Rafała znam jak brata wychowaliśmy się w jednym klubie i jesteśmy bardzo dobrymi kolegami - stwierdził Paweł Swat. - Nie było w moim zagraniu celowości, chciałem rzucać nad głową, ale piłka mi uciekła z ręki. Nawet Rafał przekonywał sędziego, że to nie było celowe zagranie.

Z decyzją arbitrów nie mógł się zgodzić nikt w Zawadzkiem, a zwłaszcza Dominik Droździk. W efekcie ASPR przez minutę grała przeciwko siódemce Śląska w czwórkę, a przez dwie minuty w piątkę. To doświadczony rywal musiał wykorzystać. Rzucił trzy bramki i zrobiło się 8-15.
- Zabrakło nam spokoju i doświadczenia - mówił Janusz Bykowski. - Poza tym dojrzałej gry, która pozwoliłaby z byłym ekstraklasowcem walczyć. W pewnym momencie zmarnowaliśmy dwie sytuacje. Gdyby się udało mogło być inaczej.

Taki cios sprawił, że gospodarze choć starali się i walczyli, to wyraźnie posypała się ich taktyka, a dominowały kłopoty w ataku. W efekcie Śląsk pierwszy kwadrans II połowy wygrał 11-2. 40 min czerwoną kartkę za trzy kary zobaczył Droździk, a w 43 jego śladem poszedł Daniel Skowroński.

- Choć jest jeszcze rewanż, to to już raczej koniec, ale o ekstraklasie nie zapominamy - dodał Pietrucha. - To był dobry sezon, zrealizowaliśmy cel, czyli co najmniej drugie miejsce w lidze i jeden mecz tego nie może zepsuć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ekstraklasa jeszcze nie dla ASPR-u Zawadzkie? - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska