Strażak i policjant uratowali innym życie

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Strażak z Prudnika Czesław Jagielnicki
Strażak z Prudnika Czesław Jagielnicki
Strażak z Prudnika Czesław Jagielnicki oraz nyski policjant Jarosław Białochławek otrzymali od prezydenta RP Krzyże Zasługi.

21 sierpnia ubiegłego roku Czesław Jagielnicki, strażak z Prudnika, nie miał służby. Postanowił, że spędzi wolny czas na basenie w niedalekim Jarnołtówku. Kiedy usłyszał, że w centrum wioski w domku jednorodzinnym wybuchł pożar, wsiadł na rower i pojechał sprawdzić, co się dzieje. Na miejscu był jeszcze przed przyjazdem pierwszej jednostki straży. Wszedł do ogarniętego ogniem budynku. Pomógł wydostać się stamtąd staruszce, która sama nie była w stanie sforsować okna. Wyprowadził młodą kobietę, która usiłowała wynieść z płomieni swojego psa. Ruszył na pomoc mężczyźnie, który sam chciał ratować płonące mienie. Organizował gaszenie ognia wiadrami wody, a potem pomagał strażakom z miejscowej OSP.

- Nie czuję się bohaterem. Nie zrobiłem tego dla rozgłosu, ale dla poszkodowanych ludzi - mówi dziś skromnie Czesław Jagielnicki. - W czasie tego pożaru pomagało kilka postronnych osób. Operator koparki, który w pobliżu budował kanalizację, pierwszy zaczął wyciągać kobietę z płonącego domu. Myślę, że większość ludzi w podobnej sytuacji zachowałaby się tak samo. Tyle że moją postawę akurat zauważył mój dowódca, zgłosił to do komendanta i tak oto zostałem wyróżniony.

Od tamtych wydarzeń minął prawie rok, a kilka dni temu strażak z Prudnika odebrał, nadany mu przez prezydenta RP, Krzyż Zasługi za Dzielność.
Bronisław Komorowski odznaczył także Brązowym Krzyżem Zasługi nyskiego policjanta, sierżanta sztabowego Jarosława Białochławka. To funkcjonariusz tzw. ogniwa wodnego na Jeziorze Nyskim, a prywatnie szef nyskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

W 2012 roku podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej we Wrocławiu Jarosław Białochławek i jego kolega, policjant z Otmuchowa Sławomir Walczyk, uratowali życie 60-letniemu mężczyźnie, który w upalny dzień na ulicy dostał zawału serca. Obaj byli wtedy po służbie. Pojechali zwiedzić wrocławski stadion.

- Rozmawialiśmy z ochroniarzem, ale okazało się, że nie możemy wejść na stadion - opowiada sierżant Białochławek. - Kiedy odchodziliśmy, ten mężczyzna nagle się przewrócił i stracił przytomność. Zaczęliśmy resuscytację. Trzy razy go traciliśmy i trzy razy wznawialiśmy resuscytację, zanim "zaskoczył", jego serce zaczęło samodzielnie bić. Przydała mi się wiedza i umiejętności, które ćwiczę jako policjant i ratownik WOPR.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska