Szczodra cioteczka Unia. Opolanie sięgają po dotacje

Fot. Paweł Stauffer
Paweł Wójcik wystarał się o dotację unijną do remontu kamienicy w Opolu. Powstała tam restauracja, pub i sala konferencyjna.
Paweł Wójcik wystarał się o dotację unijną do remontu kamienicy w Opolu. Powstała tam restauracja, pub i sala konferencyjna. Fot. Paweł Stauffer
Czasami po grudach, czasami pod górkę. Jednak dla "darmowych" pieniędzy warto się natrudzić. Kolejna taka okazja może się już nie trafić.

Trzypiętrowa kamienica przy Szpitalnej 13 w Opolu. W podziemiach bar muzyczny utrzymany w kolorze bieli i stali z ozdobnymi szybami przymocowanymi do ścian, a na nich teksty piosenek w języku angielskim. Na pierwszym i drugim piętrze sale restauracyjne.

Ta na niższej kondygnacji nazwą i wyglądem nawiązuje do Wenecji - na ścianach ogromne fototapety z charakterystycznych miejsc włoskiego miasta. Na suficie uwagę przyciągają żyrandole z kolorowego szkła. A za oknami opolska Wenecja. Na trzecim piętrze sala konferencyjna. Ponoć brakuje takich w mieście.

Właścicielem obiektu jest Paweł Wójcik. - Na inwestycję zaciągnąłem kredyt. Ukończyłem ją na początku lata 2010. W 2007 roku podpisałem umowę na unijne dofinansowanie do remontu budynku z programu regionalnego, puli na rozwój turystyki w województwie - opowiada. - Dostałem prawie 1 mln zł.

Choć na razie tylko na papierze. Tomasz Wąsiak dostał prawie 100 tys. zł na remont restauracji Radiowa. O tym, że może w ogóle sięgnąć po unijną kasę, dowiedział się od osoby zajmującej się pisaniem wniosków. - Gdy ktoś mnie pyta, czy brać dotacje, odpowiadam: tak. Ale pod warunkiem, że ma się górkę finansową, żeby w razie przesunięcia terminu wypłaty dotacji mieć za co prowadzić biznes - dzieli się doświadczeniami.

W jego przypadku było tak, że remont zakończył w grudniu, a umowę na dofinansowanie podpisał dopiero po miesiącu. - Musiałem wziąć dodatkowy kredyt, żeby zapłacić wykonawcom, bo nie dałbym rady otworzyć lokalu - podsumowuje Wąsiak. - Co rusz dostawałem pisma o uzupełnienie czegoś w ciągu dwóch, trzech dni, podczas gdy urzędnicy milczeli tygodniami.

Okazuje się, że napisanie wniosku unijnego i rozliczenie go może być skomplikowaną sprawą, choć gdy w grę wchodzą pieniądze teoretycznie "za darmo" wiele opolskich firm decyduje się jednak na sięganie po nie. Choć rzadko które - może z wyjątkiem tych najmniejszych, dopiero co powstających i zwykle bez gotówki - decydują się na pisanie wniosków samodzielnie.

Paweł Wójcik skończył studia z turystyki i rekreacji w Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie, a po dotychczasowych doświadczeniach kategorycznie stwierdza, że bez pomocy firmy konsultingowej nie dostałby dotacji. Tomasz Wąsiak ocenia, że język pism, które dostawał, był niekiedy nie do przejścia, a urzędnicy nie zawsze przychylnie nastawieni.

- Podkreślali coś we wniosku, że źle, ale nie mówili, co zrobić, żeby było dobrze - wspomina. Jan Klimkiewicz, współwłaściciel jednej z opolskich firm doradczych, przyznaje, że przepisy zmieniają się często i opracowanie wniosku oraz rozliczenie go wymaga wiedzy. - Kiedy do jednej faktury trzeba dostarczyć plik zaświadczeń i dodatkowych dokumentów, to można się w tym pogubić, a co najgorsze - zniechęcić - ocenia Klimkiewicz.

Dodaje jednak, że gdyby nie kasa z Unii, to w wielu firmach nie stanęłyby nowoczesne maszyny, np. do obróbki drewna czy metalu, nie powstałyby hotele, pensjonaty, SPA, baseny, centra rekreacji, restauracje i kawiarnie, których ostatnio mamy wysyp w regionie.

W sumie do końca pierwszego półrocza Opolskie Centrum Rozwoju Gospodarki, które rozdzielało pieniądze dla firm z branży turystycznej, podpisało 76 umów i przeznaczyło na ten cel prawie 88 mln zł. Powstaną dzięki temu obiekty warte 215 mln zł. Natomiast na rozwój technologiczny 88 opolskim firmom przyznano prawie 122 mln zł także za pośrednictwem OCRG.

- Szkoda tylko, że w tym działaniu bardziej premiowane są firmy jeszcze nieokrzepłe na rynku, bez historii. Im łatwiej jest wskazać na przykład duży procentowy wzrost zysków po zakończeniu inwestycji zrealizowanej dzięki UE, niż ma to miejsce w firmie z tradycjami - mówi Klimkiewicz.

Chrapka na pierwszy biznes

Po 15 latach przerwy w pracy na wychowywanie dzieci Sabina Gnat z Chróściny otworzyła w czerwcu w Opolu na wyspie Pasieka herbaciarnię Jasminum. Wcześniej pracowała w ZUS. - Ale to dawne czasy, tamte doświadczenia w żaden sposób nie przydały mi się do prowadzenia biznesu obecnie - wspomina pani Sabina. Z pomysłem otwarcia czegoś własnego (najpierw kawiarni, ale kiedy policzyła, ile ich w centrum, postawiła na herbaty) nosiła się od dłuższego czasu.

Teraz nadszedł dobry moment, bo córki już duże. Starsza Marta jest na drugim roku studiów we Wrocławiu, młodsza Zofia ma 15 lat. Po szkoleniach, jak założyć i prowadzić firmę, które mieszkanka Chróściny przeszła w Akademickim Inkubatorze Przedsiębiorczości Politechniki Opolskiej, dostała tam dofinansowanie na pierwszy biznes. Poszło na lodówki, piec, tostery, meble i częściowo na remont. Do tego trzeba było dołożyć własne oszczędności.

Co więcej, na głęboką wodę rzucił się w tym samym czasie mąż pani Sabiny, Bogusław Gnat, który po latach pracy w radiu Zet przerzucił się na inny rodzaj mediów - stworzył portal internetowy quizuj.pl. Takich przypadków Opolan zakładających swoje pierwsze firmy są tysiące. Głównie w branży usług. Powstają więc zakłady stolarskie, mechaniki pojazdowej, fotograficzne, budowlane, biura rachunkowe, kawiarnie, bary, centra zabaw dla dzieci, portale i sklepy internetowe.

Tylko za pośrednictwem Opolskiego Centrum Rozwoju Gospodarki dofinansowanie na powstające przedsiębiorstwa w regionie dostało 246 osób, które wystarały się o ponad 60 mln zł. Pieniądze na to ma także Wojewódzki Urząd Pracy, który właśnie szkoli osoby starające się o dotacje. Podobne szkolenia, które kończyły się zdobyciem dotacji na start, organizowały też różne organizacje i instytucje, które wystarały się o przyznanie im pieniędzy na ten cel w WUP.

- Bardzo dobrze, że są pieniądze na pierwszy biznes, bo uciułanie 40 tys. zł zajmuje lata, a po takim czasie pomysł może być już nieaktualny - ocenia Marek Jędrzejewski ze Stowarzyszenia Promocja Przedsiębiorczości w Opolu.
Jego zdaniem nie sprawdziło się też unijne założenie, że po pieniądze na działalność gospodarczą za pośrednictwem WUP będą sięgać osoby w trudniej sytuacji na rynku pracy np. długotrwale bezrobotne lub kobiety powracające do pracy po macierzyńskim czy wychowawczym.

- Wnioski składają głównie ci, którzy gdzieś pracują i czują się na siłach przejść na swoje. Procedura, którą trzeba przejść wydaje skomplikowana, co odstrasza wiele osób - uważa Marek Jędrzejewski.

Kobieta szczególnie pożądana

Anna Perzyna z Opola po 13 latach pracy w przedsiębiorstwie zajmującym się kolportażem od października ubiegłego roku jest bezrobotna. W urzędzie pracy dowiedziała się o szkoleniach finansowanych przez Unię, a prowadzonych przez różne firmy. Najpierw przeszła przez "kadry i płace", bo kiedyś tym się zajmowała. Na nic się zdało. - Pracodawcy odrzucają mnie z powodu braku doświadczenia - ocenia. Teraz jest na kursie wizażu i florystyki.

- Robię to bardziej dla siebie, bo na własną kwiaciarnię, której założenie planują inne uczestniczki, nie mam pieniędzy. Ale może kiedyś ta umiejętność się przyda - zastanawia się. Płeć piękna jest faworyzowana przez Unię Europejską. Niektóre kursy zawodowe i szkolenia są organizowane wyłącznie dla pań. "Na topie" są te po 45. roku życia (jak Anna Perzyna) i do 25 lat, które jeszcze nie wystartowały na dobre w życiu zawodowym.

- Preferowanie akurat tych grup wynika z badań rynku pracy. Paniom trudniej jest wracać do pracy, na przykład po długich przerwach na wychowanie dzieci są mniej chętnie widziane przez pracodawców, potrzebują dokształcania, żeby przystosować się do współczesnych wymagań, np. z obsługi komputera czy znajomości języków obcych - tłumaczy Dorota Rybczyk-Heinz, menedżer projektów z opolskiej firmy ECEO, która specjalizuje się właśnie w organizowaniu szkoleń zawodowych dla kobiet.

Małgorzata z Niemodlina po 13 latach opiekowania się dziećmi i domem oraz szycia ubrań dla znajomych zdecydowała się na udział w projekcie Klub Aktywnych Kobiet. - Trafiłam na ogłoszenie w nto i pod wpływem impulsu zgłosiłam się, choć bez przekonania - opowiada.

Za pieniądze unijne zrobiła kurs prawa jazdy, języka angielskiego, księgowości, komputerowy i znalazła sobie firmę, w której dostała staż (także płatny przez Unię). Dziś pracuje tam na kierowniczym stanowisku. W międzyczasie zdobyła średnie wykształcenie. Najbardziej przydatny okazał się dla niej kurs prawa jazdy, angielski szlifuje prywatnie.
Szkolenia za unijne pieniądze dla swoich pracowników organizują też firmy.

W Bis Multiserwis w Krapkowicach skorzystają z tego 94 osoby. Pracownicy na produkcji będą mogli zdobyć tytuł czeladnika oraz mistrza w zawodach blacharz izolacji przemysłowych, monter izolacji przemysłowych. Pracownicy z administracji będą uczyli się zarządzania projektami, profesjonalnej obsługi klienta i pracowników, rozwiązywania konfliktów i zapobiegania im, zarządzania czasem czy sztuki negocjacji.

Te szkolenia to rodzaj premii dla tych, którzy mają dobre wyniki w pracy i są z nią długo związani, oczywiście pod warunkiem, że będą chcieli wziąć udział w projekcie. Szkoliła się także m.in. załoga opolskiej Nutricii i namysłowskiego Veluksu.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska