Trwa proces lekarzy z Kędzierzyna-Koźla

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
- Odłamek z  takiej siekiery zabił mi syna - mówi Urszula Labisz.
- Odłamek z takiej siekiery zabił mi syna - mówi Urszula Labisz. fot. Daniel Polak
Medycy są oskarżeni o nieumyślne spowodowanie śmierci pacjenta z odłamkiem siekiery w sercu.

Wciąż nie wiem, dlaczego mój syn nie żyje, czy żyłby, gdyby pomoc przyszła na czas - szlocha Urszula Labisz, matka Piotra.
Do tragicznego zdarzenia doszło dwa i pół roku temu. 40-letni rolnik z Mechnicy rąbał drewno tuż przy swoim domu.

- Miał rozłupać już ostatni pieniek. Stałam niedaleko. Kiedy się zamachnął, poczułam ból w okolicy brzucha. Jeszcze nie wiedziałam, że trafił mnie malutki odłamek siekiery - opowiada pani Urszula.

Takim samym dostał też jej syn. Tak nieszczęśliwie, że fragment metalu utkwił mu w sercu. Rodzina zdecydowała, że trzeba jechać do szpitala.

- Ale to nie wyglądało tak źle. Piotr szedł na własnych nogach, za nic nie podejrzewaliśmy, że niedługo później umrze - płacze matka.
Na izbie przyjęć kędzierzyńskiego szpitala zajęli się nim doktor K. i anestezjolog L. Ranny mężczyzna zasłabł już podczas prześwietlenia. Zrobiono mu też USG, które wykazało, że w worku osierdziowym serca zbiera się płyn. Mimo to chirurg nie podjął się operacji, uznał, że stan pacjenta jest dobry i można go przewieźć do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. Anestezjolog nie podważyła tej decyzji.
W karetce stan chorego zaczął się szybko pogarszać. W końcu ustała akcja serca. Reanimacja nie przyniosła skutku. Mężczyzna zmarł.

Mijają dokładnie dwa lata od rozpoczęcia procesu lekarzy oskarżonych o nieumyślne spowodowanie śmierci.

- Kilka dni temu przed Sądem Rejonowym w Kędzierzynie-Koźlu odbyła się już ósma rozprawa - mówi Ewa Kosowska-Korniak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Opolu. - Kolejna w grudniu.

Na ławie oskarżonych zasiadają 57-letni chirurg Janusz K. i 53-letnia anestezjolog Izabela L. Zdaniem prokuratury są winni śmierci Piotra Labisza.

- Lekarze składają obszerne wyjaśnienia, ale nie przyznają się do winy - mówi Kosowska-Korniak.

Twierdzą, że nie popełnili błędu. Według nich stan chorego w chwili badania nie był poważny, a komplikacji, jakie nastąpiły w czasie transportu pacjenta, nie mogli przewidzieć.

Lekarzom grozi do 5 lat pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska