Urzędnicy z Nysy nie wiedzieli, kto ma zająć się ranną sarną

Klaudia Bochenek
- Miała napuchnięte oko, rozszarpaną jedną nogę, a z pyska toczyła pianę. Chyba była w agonii - mówi Smoleń.
- Miała napuchnięte oko, rozszarpaną jedną nogę, a z pyska toczyła pianę. Chyba była w agonii - mówi Smoleń.
Zwierzę kilka godzin czekało na ratunek w lesie w Podkamieniu. Zanim nyskie służby podjęły decyzję, zwierzęcia już nie było.

Więcej czytaj w jutrzejszym (21 stycznia) papierowym wydaniu nto.

- Najprawdopodobniej rozszarpały ja psy - martwi się komendant nyskiej straży miejskiej, Grzegorz Smoleń, który w poniedziałek przez pół dnia usiłował ustalić, kto ma zająć się rannym zwierzęciem.

Sarna została znaleziona przez jednego z mieszkańców, który powiadomił straż miejską.

Strażnicy próbowali rozmawiać w tej sprawie z policją, lekarzem weterynarii, nadleśnictwem i kołem łowieckim.

- Nikt nie był upoważniony żeby podjąć decyzję, a zwierzę się męczyło - mówi Smoleń.

- Sarna miała napuchnięte oko, rozszarpaną jedną nogę, a z pyska toczyła pianę. Chyba była w agonii.

Dopiero po interwencji starosty nyskiego Adama Fujarczuka do lasu w Podkamieniu wysłany został strażnik łowiecki. Miał skrócić cierpienia sarny, ale na miejscu już nie zastał sarny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska