W Łambinowicach oddano hołd ofiarom Tragedii Górnośląskiej

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Na cmentarzu ofiar powojennego obozu w Łambinowicach złożono kwiaty i wieńce, zapłonęły znicze. Na zdjęciu: kwiaty składają Maria Neumann i Monika Wittek ze Związku Niemieckich Stowarzyszeń w Polsce.
Na cmentarzu ofiar powojennego obozu w Łambinowicach złożono kwiaty i wieńce, zapłonęły znicze. Na zdjęciu: kwiaty składają Maria Neumann i Monika Wittek ze Związku Niemieckich Stowarzyszeń w Polsce. Krzysztof Ogiolda
Na cmentarzu ofiar powojennego obozu spotkali się w niedzielę przedstawiciele mniejszości niemieckiej. Nie zabrakło też polskiej większości.

Ostatnia niedziela stycznia to tradycyjnie Dzień Pamięci o Ofiarach Tragedii Górnośląskiej – cywilach, którzy na początku 1945 roku padli ofiarą morderstw, gwałtów, rabunków i wywózek dokonywanych przez żołnierzy Armii Czerwonej.

- Próbuję dociec, jak to się mogło zdarzyć – mówi Jan Krawczyk z Górek. - Mieszkam na lewym brzegu Odry. Nasi krewni i znajomi bardzo ucierpieli w czasie zimowego przejścia Rosjan. Wielu zginęło, także w Boguszycach. Nie da się tego zrozumieć. To byli cywile. Głównie ludzie starzy, kobiety i dzieci. Niewinni niczemu.

Pani Danuta Bakanowicz przyjechała do Łambinowic już drugi raz, choć ma korzenie kresowe i Tragedia Górnośląska wprost jej nie dotyczy. - Moi dziadkowie, których nigdy nie poznałam, zostali wywiezieni na sybir. Chcę się pozbyć żalów i nienawiści. Trzeba pamiętać o swoich krewnych ze Lwowa i Żółkwi i o tym, co zdarzyło się tu na Śląsku. Modliliśmy się dziś za wszystkie ofiary wojny. Pamięć jest ważna. Ale bez nienawiści i bez odwetu. Trzeba ten łańcuch zła przerywać.

Po złożeniu kwiatów i zapaleniu zniczy przemówił Rafał Bartek, przewodniczący zarządu TSKN na Śląsku Opolskim. - My jako mniejszość niemiecka w Polsce pamiętamy o tych dniach od samego końca wojny. Najpierw ofiary opłakiwano w zaciszu domowym, a od 1990 czynimy to oficjalnie. Chcemy pamiętać, jak straszna jest wojna, bo tylko ta pamięć może nas uchronić przed kolejnymi wojnami. Nie zapominamy, kto rozpoczął wojnę. Wiemy, że to były nazistowskie Niemcy. Ale ten dzień pokazuje i przypomina, że wszyscy jesteśmy ludźmi. A to, co złe nie ma narodowości.

Przed modlitwą o zbawienie dla ofiar i przebaczenie dla sprawców konsul Niemiec w Opolu, Sabine Haake przypomniała, że takie miejsca jak obóz w Łambinowicach nie mogą zapaść w niepamięć, skoro odbierano tam godność Niemcom, a niewiele dalej i trochę wcześniej Niemcy czynili to samo przedstawicielom innych narodów. - Nie wolno zapominać, zwłaszcza teraz, kiedy tak wielu ludzi cierpi z powodu wypędzenia. Najwięcej od czasów wojny. W tym kontekście krzyż w Łambinowicach staje się szczególnie ważnym symbolem. Dla nas wszystkich.

W łambinowickim spotkaniu uczestniczyła także Bożena Kalecińska, pełnomocnik wojewody opolskiego ds. mniejszości narodowych.

Przypomnijmy. Pierwsze radzieckie jednostki frontowe pojawiły się w naszym regionie 19 stycznia 1945 roku. Walki o ostatnie skrawki dzisiejszego województwa opolskiego – okolice Paczkowa i Otmuchowa trwały aż do maja. Zginęło w nich 25-30 tys. żołnierzy Armii Czerwonej. Zmarłych mieszkańcy Śląska szanują. Na grobach w dniu Wszystkich Świętych zapala się znicze.

Ale nie zapomina się także o zbrodniach czerwonoarmistów. Sowieci niemal wszędzie zachowywali się tak samo – zabijali, jeśli tylko udało się im sforsować drzwi budynku lub piwnicę, w której ukrywali się ludzie. Powodem zastrzelenia mógł być zarówno nieopatrznie użyty język niemiecki, jak i język polski. Nawet wyraźna deklaracja – jo jest Polokym – niekoniecznie chroniła od kuli. Zabijano także członków Związku Polaków w Niemczech i powstańców śląskich. Śmierć przyspieszał zwykle mundur na grzbiecie ofiary. Wcale nie musiał być - i najczęściej nie był - wojskowy. Wystarczyło być np. pracownikiem kolei, by zginąć.

Zgwałconych kobiet nikt nie liczył. Seksualna przemoc nie była oszczędzona także wielu starszym kobietom i siostrom zakonnym.

- W nocy przyszli dwaj ruscy żołnierze i załomotali w drzwi – wspomina pani Genowefa, mieszkanka Groszowic. – Po chwili wyleciała wybita kolbą karabinu szyba. Weszli. Wrzasnęli na mnie i kazali się rozbierać. Zgwałcili mnie i poszli. Nawet nie wiedziałam dobrze ich twarzy.

Na porządku dziennym były także grabieże. - Sowieci zaraz po wejściu do naszej dzielnicy kazali nam się wynosić z domów - wspomina pani Anna z Nowej Wsi Królewskiej, wtedy niespełna 16-letnia dziewczyna. - Pieszo doszliśmy z rodzicami i bratem do Dębskiej Kuźni. Pukaliśmy do obcych ludzi, żeby nas przyjęli. Ktoś dał‚ kromkę chleba, ktoś kartofel.

Kiedy rodzina pani Anny po dwóch miesiącach wróciła do siebie, mieszkanie było splądrowane.

- Łóżka i szafy były poprzewracane, na podłodze w kuchni leżały porozbijane słoiki. Krasnoarmiejcy nie znali weków i nie umieli ich otwierać, więc je rozbijali. Nie wiem, ile udało się im zjeść mięsa pomieszanego ze szkłem, ale poniszczyli bardzo dużo. Przychodzili wiele razy później. Podczas jednej z wizyt zabrali maszynę do szycia „Singer”. Do naprawy, jak zapewniali. Reperują ją do dziś – dodaje.

Ofiarami Tragedii Górnośląskiej są także ci cywile, których wywieziono na Wschód. Ze Śląska do Donbasu, na Syberię i do Kazachstanu internowano – za zgodą wielkich mocarstw - od 20 do 90 tys. mężczyzn.

Demontowano też zakłady pracy. Rosjanie rozebrali i wywieźli m.in. kędzierzyńską Blachownię, Azoty, cukrownie w Głogówku i Brzegu, zakłady metalurgiczne w Zawadzkiem, koksownię w Zdzieszowicach, a nawet fabrykę obuwia w Otmęcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska